Iwona i Marek Tarczyńscy

Po szkierach i fiordach południowej Norwegii I południowo – zachodniej Szwecji w 2019 r

  1. I. Ogólny przebieg wyprawy

Jesienią ubiegłego roku przeprowadziliśmy kapitalny remont kadłuba jachtu, po awarii, jaką mieliśmy pod koniec rejsu 2018 r.  Wycięte zostały w obrębie kila wewnętrzne warstwy laminatu i przekładki prawie do połowy burt,  uformowane nowe gniazdo kila, znacznie pogrubione dno i wstawione denniki. Wprawdzie wysokość wnętrza zmniejszyła się o blisko 10 cm, ale za to jacht zyskał wytrzymałość falszkila i całego dna, jakiej nigdy wcześniej nie miał.

W czwartek, 13.06. załadowaliśmy CERBERYNĘ – MILĘ 3 z hangaru na lawetę i ruszyliśmy znad Zalewu Zegrzyńskiego do Frederikshavn w Danii, z zamiarem rozpoczęcia rejsu niedaleko miejsca, w którym mieliśmy poprzednio „okoliczność” z podwodną skałą.

Niestety. Następnego dnia (piątek godz. 14.00) już na Jutlandii utknęliśmy w potężnym weekendowym karambolu, jaki miał miejsce na autostradzie Flensburg – Skagen. Dzięki uprzejmości firmy Arthur Andersen, która prowadziła rozładowanie karambolu, CERBERYNA – MILA 3 została zdjęta z unieruchomionej lawety i zwodowana w pobliskim porcie Horsens, nota bene rodzinnym mieście duńskiego odkrywcy w służbie rosyjskiej, Vitusa Beringa. Port  przyjazny żeglarzom, względnie tani – 125 DKK + prąd za dobę.

Po postawieniu masztu, sklarowaniu łodzi i uzupełnieniu zapasów 18.06. odbiliśmy na szlak do Skagen. Szliśmy znaną trasą, wspominając rejsy 2014 do Oslo, 2015 na Islandię, 2018 do Bergen. Odwiedziliśmy sławną z kartofla i piwa wyspę Samso oraz mariny Grenaa, Asaa i Frederikshavn. 23 czerwca cumowaliśmy w Skagen. Porty i mariny nie zmieniły się wiele od ostatniego pobytu, za to pogoda była diametralnie różna od poprzednich. Każdego dnia, idąc na północ wzdłuż Jutlandii, doświadczaliśmy kilkakrotnie styczności z frontami, które niosły od zachodu ulewy i b. silne wiatry. Zmiany były zaskakujące – burza, szkwały w porywach do 36 w, po 2 godzinach wszystko cichło, wychodziło słońce, wiatr z SW, 7-10 w, tylko morze silnie zafalowane. Ledwo rozwinęliśmy zrefowane wcześniej żagle i trochę podsechliśmy – zaczynała się „powtórka z rozrywki”. I tak  do samego Skagen. W Skagen pogawędziliśmy chwilę z kpt. Bronisławem Radlińskim z SOLANUSA. Jacht wracał z zachodniego wybrzeża Norwegii, z Kristianstadt i w drodze do Gdańska miał zatrzymać się w Kopenhadze.

Ze Skagen do norweskiego Arendal   wyszliśmy o 4.00, przy słabym wietrze z S, opływając łukiem mielizny cypla jutlandzkiego. Na morzu pustka. Około południa wiatr zmienił kierunek na NW i musieliśmy gęsto halsować. Do mariny Arendal przy ratuszu weszliśmy późnym wieczorem z deszczem. Dużo wolnych miejsc, bo to jeszcze nie sezon.

Z Arendal zaczynamy wędrówkę po fiordach i szkierach południowej Norwegii. Do Risor płynęliśmy szkierami, odwiedzając fiordy Ejkelandsfjord, Standoyfjord, by wyjść z nich na pełne morze i przy sprzyjającym wietrze z W (7-10 w) wejść do zatoki i portu Risor przez Standgholmsgaped. W Risor trafiliśmy na trwający tu od 25.06 festiwal muzyki kameralnej. Zaliczyliśmy w tutejszym kościele koncert utworów Mozarta, Griega i Schumanna. Risor słynie jeszcze z festiwalu łodzi drewnianych, odbywającego się w pierwszym tygodniu sierpnia każdego roku. Dalej płynęliśmy szkierami, tym bardziej, że wysoka fala i silny wiatr z NE (22 w) kierowała nas w „ramiona” słonecznych i zacisznych tras szkierowych. Przez Stolefjorden, Kragerofjorden, Melbyfjorden i Langesundsfjorden zawinęliśmy do porciku Langesund, a  następnie przez Larviksfjorden do Larviku. Tu, zwiedzając miasteczko, sfotografowaliśmy się przy pomniku Thora Heyerdahla. Popiersie wzniesione na obłych kształtach Kon -Tiki i Ra II, którymi Thor przepłynął Ocean Spokojny i Atlantyk. W marinie Verdens Ende, na wyspie Tjome, przeczekaliśmy 2 sztormowe dni. Okolice urocze – wszak to norweski „koniec świata”, najbardziej wysunięty na południe punkt widokowy na Skagerrak. Turystów tłumy – chodzą między szkierami, w których są przejścia i małe mostki. Z Verdens Ende przepływamy na wschodnią stronę Oslofiordu, na wyspę Asmaloy, do porciku rybackiego Vikerhavn.   Towarzyszy nam wysoka posztormowa fala, idąca z Morza Północnego. To nasz ostatni norweski port. 

Następnego dnia, o świcie, z silnym zachodnim wiatrem, wpływamy na szwedzki, szkierowy deptak. Pierwszy odcinek to trasa do Hunnebostrand, na której minęliśmy Strömstad, Grebbestad i Hamburgsund. Korzystny wiatr pozwalał nam iść wyłącznie na genui lub wspierać się silnikiem na trudniejszych odcinkach. Dużą część drogi żeglowaliśmy w otoczeniu miejscowych jachtów. Z obcych bander dominują Norwegowie, trochę Holendrów i Niemców. Z Hunnebostrand ruszamy do Gullholmen, przechodząc po drodze przez 6 km sławny Sotekanalen z mostem obrotowym oraz przez szereg płytkich, szkierowych przesmyków. Gullholmen to najdroższa marina – 400 SEK za nasz 8 m jacht za 1 dobę. Może dlatego, że opłata zawiera w sobie czyste powietrze (czytaj dosłownie), bo nie wpuszczają tu samochodów.

Atrakcyjny Mainstrand mijamy, wpływając z morza do szkierowego kanału, prowadzącego do centrum miasta. Tym razem wiatr, wyjątkowo sprzyjający (14-16 w z N i NW), pozwalał płynąć pod pełnymi żaglami i w pełni korzystać z autopilota. Dopiero gdy znów weszliśmy w szkiery – wróciliśmy do ręcznego sterowania. Zatrzymaliśmy się w szkierowej marinie na wyspie Källö – Knippla, a następnie,  omijając Goteborg oraz jego południowy archipelag, skierowaliśmy się do Lerkil, portu, w którym 5 lat temu parę dni czekaliśmy na koniec sztormu. Ruch niewielki w stosunku do lat poprzednich. Widać, że żeglarze skandynawscy lato spędzają na Morzu Śródziemnym. Na trasie dominują pełnomorskie jachty motorowe wysokiej klasy, prawie nie widać małych jachtów żaglowych, takich, jak nasz. Port Lerkil pozostał taki sam, jak 5 lat temu, tylko ceny wzrosły ( ze 150 do 200 SEK). To prawidłowość prawie we wszystkich odwiedzanych ponownie portach. Z Lerkil postanowiliśmy wyjść na pełne morze i wziąć kurs na Varberg, ale wiatr był na tyle sprzyjający (z N i NW), że doszliśmy do Glommen. Wieczorem wiatr rozhulał się do 36 w, co przetrzymało nas przez następny dzień w tym wygodnym, małym porcie. W Glommen  naszym sąsiadem był właściciel żaglówki, który niejednokrotnie bywał w Ustce i Szczecinie. Oba miasta wspominał z rozrzewnieniem.

Dalsz żegluga w kierunku cypla Kullen miła, wiatr pozwala płynąć baksztagiem, jest słońce. Przy latarni na Kullen widać sporo turystów. W pobliskiej marinie Mölle całkowity brak miejsc. Stajemy burtą przy szwedzkim jachcie, do nas cumuje burtą kolejny jacht. W Mölle spotykamy polskiego żeglarza, mieszkającego w Szwecji, który, będąc szefem Klubu Polonii Skandynawskiej, organizuje zlot żeglarzy ze Skandynawii w Kamieniu Pomorskim.

Z Mölle przechodzimy na duńską stronę Sundu i na silniku  (flauta totalna) kierujemy się do zamku Hamleta w Helsingor. Tłumy turystów, głównie Japończycy. W porcie rzeźba (z nierdzewki) Syrenki, na podobieństwo kopenhaskiej. Niewątpliwą atrakcją dla nas było zwiedzenie niedawno otwartego, szklano-stalowego, Muzeum Morskiego Danii ( 1os/120 SEK). To ultranowoczesny obiekt w kształcie statku, z szeroką prezentacją audiowizualną. W przestronnych salach kopie sławnych statków, sprzęt nawigacyjny ze wszystkich epok, stare filmy z życia na statkach, obrazy marynistyczne, pokój kapitański, odzież, dokumenty archiwalne.

W tegorocznym rejsie nie odpuszczamy Kopenhadze, którą dotąd skwapliwie omijaliśmy. Cumujemy w porcie Dragor, niedaleko lotniska Kastrup. Stamtąd autobusem 33 udajemy się do centrum Kopenhagi. Ponieważ jedziemy okrężną drogą – obserwujemy duńskie wsie. Dziwne – widzimy dużo koni, ale mało krów. Czyżby sławne duńskie masło przeszło do historii? Kopenhaga tętni wakacyjnym życiem. Od Ratusza przechodzimy spacerem do Syrenki. Z trudnością dopychamy się do skały. Na pamiątkę kupujemy zgrabną miniaturkę sławnej rzeźby. Już w Dragor, w pizzerii, spotykamy Polkę. Mieszka tu od paru lat, jest zadowolona z życia i nie ma zamiaru wracać do kraju.

Z Dragor, przy ołowianym niebie i wysokiej fali, obok mostu Kopenhaga – Malmö, płyniemy do Falsterbo Canal. Czekaliśmy na otwarcie mostu 20 minut. Mijamy Trelleborg i kierujemy się do mariny Gislövs Läge, w której staliśmy 5 lat temu. Wejście trudne, bo wieje silny, boczny wiatr. Cumujemy w Y-boomie przy samym falochronie. Sonda wskazuje zaledwie 4 stopy głębokości, ale jacht ma pełną pływalność i  w ogóle nie przyciera. Efekt mulistej zawiesiny. Ostatnim szwedzkim portem jest Ystad. W drodze do niego spotykamy czwarty w całym rejsie polski jacht, płynący w przeciwną stronę. W marinie płacimy tyle samo, co 5 lat temu – 200 SEK. Z Ystad płyniemy na Bornholm, do portu Hasle. Wygodny i przestronny. Od 2010 r. lokalne władze zainwestowały wiele mln koron, dostosowując przystań i jej infrastrukturę do potrzeb odwiedzających ją żeglarzy. W automacie do płacenia – instrukcja w języku polskim. W marinie toalety, prysznice, internet, pralki. 1 noc 198 DKK. W Hasle staliśmy 3 dni. Odwiedziła nas Rodzina: Ania, Wojtek, Staś i Krzyś, tj. drugie i trzecie pokolenie. Spacery, obiady w wędzarni (świetne wędzone śledzie, przysmak Bornholmu), muzeum im. Kolumba ze starymi silnikami łodzi rybackich. Największa atrakcja dla dzieci to spanie w dziobie jachtu i żeglowanie przy brzegach wyspy. W sobotę żegnamy Młodych, którzy rowerami dotarli do Ronne, skąd promem płyną do Świnoujścia. Wcześniej  objeździli rowerami cały Bornholm. My, ze względu na silny wiatr z S, przepływamy do portu Nexo. Stąd następnego dnia bierzemy kurs na Łebę. Płynąc jednym halsem, przy sprzyjającym wietrze, do portu w Łebie wchodzimy 23.07. o 19.30. Spotykamy tu Naszych Przyjaciół z odrzańskiego rejsu, któremu komandorował Wojtek Skóra, dyrektor Centrum Turystyki Wodnej PTTK. Po miłym powitaniu następnego dnia płyniemy w 5 jachtów na Hel. Na  Helu rozdzielamy się – oni do Gdańska i dalej na Zalew Wiślany, my do Gdyni. Tu realizujemy rodzinne pływanie po Zatoce Gdańskiej z drugim i trzecim pokoleniem. To ostatnie liczy sobie 3 i 6 lat.

Żegnamy Gdynię i z Górek Zachodnich 2.08. zabraliśmy się z łódką na lawecie do Załubic, nad Zalewem Zegrzyńskim.

Rejs trwał 45 dni. Przez cały czas byliśmy w kontakcie z Andrzejem, prezesem SAJ. Pływał Tequilą po Bałtyku i wodach niemieckich. Z Jego sugestii -  w Gdańsku nocowaliśmy w marinie Port Cesarski. Wygodnie (WC, prysznice), blisko centrum, 4 zł za 1 m łodzi. Polecamy.

Przepłynęliśmy ok. 1000 Mm. Drogą lądową przejechaliśmy 1500 km, z tego 1200 do Danii i 300 z Górek do Załubic. Odwiedziliśmy 30 portów, niektóre dwukrotnie (Hel, Gdynia).

Jesteśmy zadowoleni  z tegorocznej żeglarskiej wędrówki po szkierach i fiordach Norwegii i częściowo Szwecji. Szkoda tylko, że ten przepiękny szlak nie doczekał się, jak dotąd, obszerniejszych polskich turystycznych locji, czy przewodników żeglarskich. 

 

  1. Dziennik rejsowy 2019 – tekst dla zainteresowanych wyprawą w szkiery południowo norweskie

 

13 i 14.06.2019, CZWARTEK I PIĄTEK

WY: 21.00,Nowe Załubice (13.06)

WE: 17.00, Horsens, Dania (14.06)

Dystans: 1150 km (droga lądowa)

Poprzedniego dnia, w środę, przyjechało z Waldemarem Karwowskim trzech chłopców i  dziewczyna do załadowania jachtu na lawetę oraz wyprowadzenia z hangaru. W czwartek wieczorem (wcześniej zasztauowaliśmy jacht) wyjeżdżamy z Waldemarem z podwórka. Żegnała nas Lusia z psami: Bellą i Bubu. Po półtoragodzinnej jeździe rozpętała się burza  z piorunami. O 4.30 byliśmy już na przejściu granicznym  w Świecku. Tam zjedliśmy gorące śniadanie (bardzo wczesny obiad), wypiliśmy kawę. Ok. 6.00 mijaliśmy Berlin. W 6 godzin później przekraczaliśmy w Flensburgu granicę niemiecko – duńską.

O 13.45 na duńskiej autostradzie, 1km przed Horsens, wzięliśmy udział w weekendowym karambolu. 2 ekipy policyjne prowadziły rozblokowanie autostrady, rozmowy i przesłuchiwania, sprawdzanie trzeźwości. Na finał akcji przyjechał niskopodwoziowy wóz z dźwigiem, z profesjonalnej firmy Arthur Andersen. Nasze auto z lawetą odstawione zostało, wraz z innymi pojazdami, na pobliski parking. Dźwig przeniósł jacht na własną przyczepę. Dalej dźwigowy przewiózł i wodował CERBERYNĘ - MILĘ 3 w porcie Horsens, przy nabrzeżu technicznym. Cały czas lało rzęsiście. O 18.30 jedliśmy już we trójkę kolację w jachcie. Wrażeń tego dnia było dosyć! Waldemar ustalał na jutro połączenia do Polski. W ciągu tygodnia ma zabrać z parkingu swoje auto z lawetą i łożem. Marka bardzo boli żebro – to było spowodowane uciskiem pasa.

15.06.2019, SOBOTA 

Stoimy w porcie, już przy małym żurawiku do stawiania masztów. Od rana leje. Waldemar zanurkował pod jacht, bo Panowie myśleli, że dźwigowi nie zdjęli liny zabezpieczającej w transporcie śrubę przekładni Z. Okazało się jednak, że lina leżała na brzegu, razem z pasami zabezpieczającymi jacht  Po 10.00, jak otworzył biuro hafenmeister,  Marek z Waldemarem postawili maszt. Ja opłaciłam pobyt w marinie za 2 dni (250 DKK) plus prąd 50 DKK i kaucję zwrotną za kartę tallycard – to dostęp do WC, pryszniców, rowerów.

Odprowadziliśmy Waldemara na pociąg do Hamburga o 14.00. W drodze powrotnej zrobiliśmy zakupy. Po obiedzie Marek klarował łódź na burcie, ja układałam rzeczy wewnątrz jachtu. I tak do 24.00. Zmęczeni jesteśmy bardzo. W porcie silny wiatr.

16.06.2019, NIEDZIELA

Odsypiamy długo wrażenia ostatnich dni. Cały czas krzątamy się na zewnątrz i wewnątrz jachtu. Roboty jest dużo. Marka mocno boli żebro, ale przymusza się do pracy. Postawił genuę i grot i sklarował cały takielunek.

17.06.2019, PONIEDZIAŁEK

Stoimy nadal w Horsens. Marek powoli, z bolącym żebrem, montuje reflektor radarowy (prezent od Ewy i Tadeusza), napełnia wodą zbiornik w jachcie, wlewa płyny do toalety chemicznej, nalewa paliwa do przyczepnej Yamahy i przygotowuje ją do odpalenia, klaruje ponton. Przesztauowujemy jacht, bo jest nieco przegłębiony na rufę i przebalastowany na prawą burtę. Ja zaliczam pieszy spacer po mieście i okolicach portu. Znajduję popiersie Vitusa Beringa, takiego duńskiego Kolumba. Urodzony w 1681 r. w Horsens, zostawił po sobie odkrycia - morze, cieśninę i wyspę swego imienia. Znów płacimy za noc 125 DKK+ 50 DKK za prąd. Jutro chcemy ruszyć w rejs.

18.06.2019, WTOREK  

WY: Horsens, godz. 11.00

WE: marina Marup havn, wyspa Samso, godz. 17.15

Dystans: 30 Mm

Zatokę Horsens Fjord opuszczamy po trasie rekomendowanej, aż za przesmyk wyspy Hjarno. Potem bierzemy kurs na marinę Marup havn na wyspie Samso. Wiatr silny, do 21 w, z NE. Nakładamy sporo drogi, obchodząc mielizny Svanegrundu od strony wschodniej. Tu zaobserwowaliśmy dziwnie silny lokalny prąd pływowy. Jacht po remoncie trzyma się dzielnie: jest w środku sucho, wiatromierz i plotter chodzą dobrze, podłogi leżą stabilnie. Nowy pilot działa poprawnie, mimo że zła pogoda nie pozwoliła go skalibrować. Marina cicha, wygodna, otoczona zielenią. Za noc płacimy 170 DKK + prysznice i toalety 2 osób 40 DKK. 5 lat temu staliśmy na tej wyspie w marinie Ballen. Płynęliśmy wtedy wraz z suczką Milą do Oslo. Teraz cumujemy po przeciwnej, tj. zachodniej stronie wyspy.

 

 

19.06.2019, ŚRODA

WY: marina Marup havn, wyspa Samso, godz. 8.15

WE: marina Grenaa, godz.16.15

Dystans: 34 Mm

Wychodziliśmy w całkowitym bezwietrzu. Ok. 11.00 zaczęło wiać z NE, z odchyleniem na N, 15-18 w. Po 3 godzinach wiatr ucichł, pokazało się słońce. Widać z tego, że na Kattegacie pogoda jest nieustabilizowana : co chwila przelotne opady i porywiste szkwały, a ok. 19.00 dmuchnęło 25 w. Tak jak w większości duńskich portów cumowanie na dalbach. W havnekontor maszyna pobrała z karty kredytowej 175 DKK, w tym sanitariaty i prąd (osobno karta portowa depozyt 40 DKK).  Po obiedzie w jachcie poszliśmy na pobliskie łąki. Odwiedziliśmy miejsca, w których w  2014 r  dwa razy dziennie spacerowaliśmy z Milą. Bardzo lubiła te łąki. Odżyły wspomnienia o suczce, która pożegnała ten świat w 2016 r. W marinie najwięcej Niemców. Są uczynni i sympatyczni. W połowie drogi z Samso do Grenaa zaczął szwankować log. Żebro kapitana ma się trochę lepiej, ale daje znać o sobie.  

20.06.2019, CZWARTEK

Marek od rana skarży się nadal na żebro. Na niebie czarno od chmur. Decyzja: stoimy. Długie spanie, późne śniadanie. Opłacamy znów 175 DKK za noc. Bierzemy kąpiele. Spacerujemy szlakiem Mili. Wspomnienia powracają.  Leje i dmie silnie.

21.06.2019, PIĄTEK

WY:, marina Grenaa, godz. 7.30

WE: marina Asaa, godz.17.15

Dystans:52 Mm

Z mariny wychodzimy w słońcu, przy spokojnym morzu. Wiatr 10-11 w, z SE. Około 13.00 gwałtownie rozpętała się burza, lunął deszcz. Żagle zaczęły łopotać, wiatrowskaz latał jak dziki wokół osi. Łódka chybotała się na wszystkie strony, graty latały wewnątrz. Przechyły były tak silne, że wypadła z uchwytu toaleta chemiczna. Wiatr w szkwałach osiągał nawet do 32 w i zmieniał szybko kierunek z SE na SW. Pod zrefowaną genuą osiągaliśmy momentami do 6 w. O 15.00 zupełnie niespodziewanie powróciła ładna pogoda, z wiatrem 10 -12 w. Tylko rozkołysane morze mocno doskwierało. Przed wejściem do porciku Asaa znów wróciła burza. Dmuchnął szkwał 31 w. Po godzinie wiatr uspokoił się, lunął rzęsisty deszcz. W tym deszczu wchodziliśmy na swoje stare miejsce sprzed 6 i 5 lat. Jest woda i prąd. W sąsiedztwie powstał nowy port jachtowy, pole biwakowe. Nie ma nikogo, havnekontor zamknięty. Jutro spytamy o starego bosmana, którego pamiętamy z 2013 i 2014 roku.

22.06.2019, SOBOTA

WY: marina Asaa, godz. 11.00

WE: marina Frederikshavn, godz.15.40

Dystans: 22 Mm

W porcie cisza, nie ma żywej duszy. Nie mamy kogo spytać o znanego nam bosmana. Zgodnie z instrukcją wkładamy do koperty 120 DKK (opłata za jedną noc) i wrzucamy do metalowej skrzynki przed havnekontorem. Na dziś zapowiadany jest silny, ale sprzyjający nam wiatr z W. Co chwilę z niskimi chmurami pędzą szkwały, osiągające nawet w porywach 36 w. Na wodzie parę jachtów. Idziemy na krótkich żaglach przemiennie:  baksztagiem i półwiatrem. Szybkość 4 -6 w. Przy silniejszych podmuchach przechyły sięgają 250, mimo że jacht jest mocno załadowany. Takiej huśtawki pogodowej nie spotykaliśmy na tym akwenie. W marinie kierujemy się na miejsce, w którym staliśmy zeszłego roku, szykując się do wyprawy na norweskie fiordy (visit place). Za noc płacimy 160 DKK. Po tygodniu dotarliśmy wreszcie do portu, w którym w tym roku mieliśmy się wodować. Po południu Marek kalibrował stary GPS, a ja udałam się po zakupy do pobliskich sklepów Rema 1000 i Aldi. Otoczenie portu sympatyczne, zielone, relaksowe. Bosman życzliwy, tak jak zeszłego roku.

23.06.2019, NIEDZIELA

WY: marina Frederikshavn, godz. 11.00

WE: marina Skagen, godz.15.00

Dystans: 21 Mm

Żegluga miła, wiatr 10-14 w z SW. Słońce operuje subtelnie. W drodze Marek skalibrował autopilota, ale, jak twierdzi, niezupełnie dobrze. W Skagen tym razem luźno. Stajemy nawet burtą. Płacimy za noc 200 DKK, tak, jak w zeszłym roku. Na miejsce wielkiego żaglowca ROYAL z Bergen przycumował SOLANUS z Bydgoszczy. Wracali z norweskiego Kristianstadt. Dalej płyną do Kopenhagi i do Gdańska.  My przymierzamy się jutro do przepłynięcia Skagerraku i zacumowania w norweskim Arendal. Prognozy pogodowe dobre. Wieczorem obeszliśmy  miasteczko. Jesteśmy w nim już któryś raz z rzędu. 

24.06.2019, PONIEDZIAŁEK

WY: marina Skagen, godz. 4.00

WE: marina Arendal (Norwegia), godz.21.00

Dystans: 113 Mm (z halsowaniem)

Wychodzimy przy słabym wietrze i dużym łukiem opływamy mielizny cypla jutlandzkiego. Pogoda ładna, słoneczna. Około południa wiatr zmienił kierunek na NW, co zmusiło nas do halsowania. Na morzu pustka. Droga dłuży się niemiłosiernie. W połowie dystansu mapa elektroniczna pokazuje linię rekomendowanej trasy „Arendal komunal”. Odchyla się ona sporo na E od kursu wytyczonego na Arendal. Początkowo przechodzimy na tę linię w nadziei, że prowadzi ona do nieznanego nam porciku kompleksu Arendal. Po jakimś czasie sprawdzamy namiary na marinę przy ratuszu i powracamy na stary kurs, nakładając przy tym ładnych kilka mil. Pod wieczór niebo zaciąga się chmurami, tak że do cieśniny Galtesund, prowadzącej do mariny Arendal przy ratuszu, wchodzimy z pierwszymi kroplami deszczu. Stajemy burtą do 3 pomostu. Mamy wodę i prąd. Automat do płacenia zepsuty (tak jak w Stavanger), więc za postój nie płacimy.

25.06.2019, WTOREK

Od rana leje deszcz. Stoimy. W havnekontorze płacimy za noc 300 NOK, tak jak w 2014 r. W marinie pustki, wszak to jeszcze nie sezon. W mieście turystów też nie widać. Przypominamy sobie poprzedni pobyt w tym uroczym miasteczku. Była wtedy z nami suczka Mila, było słońce i chmary turystów. Jutro planujemy dojście do portu Risor i opłynięcie tamtejszych fiordów.

26.06.2019, ŚRODA

WY: marina Arendal, godz. 10.00

WE: marina Risor, godz.15.30

Dystans: 25 Mm

W odróżnieniu od rejsu z 2014 r. teraz postanowiliśmy większą część trasy do Risor poświęcić na spenetrowanie fiordów i szkierów południowej Norwegii. Z Arendal wyszliśmy fiordem Tromoysundet, by następnie szkierami przez Ejkelandsfjord i Sandoyfjorden wyjść na pełne morze i przy sprzyjającym wietrze z W (7-10 w) wejść przez Standgholmsgapet do zatoki i portu Risor. Stanęliśmy w zachodnim basenie, przewidzianym dla gości. Większość dużych jachtów cumowało burtą. Ostatecznie my też stanęliśmy burtą przy pływającym pontonie. Jest prąd, woda, WC. Podobno WIFI dostępne, ale nie mogliśmy się połączyć. W marinie tej obowiązuje rzadko spotykana w Norwegii zasada: nie żeglarz idzie płacić za postój do havnekontoru, a havenmeister przychodzi do łodzi pobierać opłatę i można płacić kartą. Nas skasowała dziewczyna na 200 NOK. Risor to małe miasteczko drewnianych i pomalowanych na biało domów. Słynnie z festiwali: w czerwcu muzyki kameralnej (w tym roku festiwal  25 – 30 czerwiec), w lipcu sztuki i rękodzielnictwa, w pierwszym tygodniu sierpnia festiwal drewnianych łodzi. Skorzystaliśmy z muzyki i byliśmy w kościele na koncercie utworów Mozarta, Griega i Schumanna. Wstęp 150 NOK od osoby. Kościół pełny, muzyka nastrojowa i piękna. 

27.06.2019, CZWARTEK

WY: marina Risor, godz.8.00

WE: marina Langesund, godz.15.00

Dystans: 29 Mm 

Planowaliśmy dziś dojść otwartym morzem do Larviku. Niestety, po wyjściu z Risor,  wiatr z NE, ok. 22 w i wysoka fala spowodowały, że weszliśmy w trasy szkierowe. Tu było słonecznie, miło i zacisznie. Jednak żegluga wymagała skupionej uwagi i dużego napięcia, ze względu na podwodne skały i szkierowiska. Przez Stolefjorden, Kragerofjorden, Melbyfjorden i Langesundsfjorden zawinęliśmy do porciku Langesund. Ponieważ przeciwny wiatr tężał, postanowiliśmy tu przenocować w marinie komunalnej. Jesteśmy sami. Opłata w automacie 250 NOK. WC w pobliskiej restauracji, jest woda i prąd. Wokół porośnięte skały dziką roślinnością i kwiatami.  

28.06.2019, PIATEK

WY: marina Langesund, godz. 11.00

WE: marina Larvik, godz. 14.45

Dystans: 17 Mm 

Przy całkowitym bezwietrzu i słońcu przeszliśmy na silniku do Larviksfjorden, czyli do zatoki, w której na NW leży Larvik. Po drodze minęliśmy przepięknie położoną marinę Stavern, w której cumowaliśmy w drodze do Oslo. W Larvik przybiliśmy do bezpłatnej, nowej, miejskiej przystani, obok restauracji. Stoimy za darmo, ale bez wody i prądu. Larvik to miasteczko słynne przede wszystkim z urodzonego tu Thora Heyerdahla, któremu, jeszcze za życia, postawiono w 75 rocznicę urodzin (1989 r) pomnik, obrazujący znakomicie jego postać i dokonania (KON -TIKI i RA II). Tutaj także zbudowany został w 1892 r. polarniczy statek Nansena FRAM, na którym pływał m. In. Roald Amundsen. Na nabrzeżu spotykamy Polaka Kamila z Jastrzębia Zdroju, który od tygodnia pracuje tu w porcie i jest jak na razie zadowolony. Głośna muzyka z restauracji długo nie pozwalała zasnąć.

29.06.2019, SOBOTA

WY: marina Larvik, godz. 6.30

WE: marina Verdens Ende ( wyspa Tjome), godz.10.30

Dystans: 18 Mm 

Z Larviku żegluga była bardzo sympatyczna, przy wietrze z S, 5 -8 w. Problemy zaczęły się 1,5 Mm przed wejściem do mariny. Marina położona jest głęboko w szkierach i groźnych szkierowiskach. Trasa wejściowa oznakowana słabo, zwłaszcza od strony południowo – zachodniej. Krążyliśmy nieco, nim trafiliśmy na trasę wiodącą do wąskiego, skalistego przejścia, prowadzącego do zatoki, stanowiącej naturalny port. Tu znajduje się kilka basenów z betonowymi pływającymi pontonami, w tym jeden dla gości. Stanęliśmy burtą. Opłata albo w automacie, albo u oficera portowego, przychodzącego do jachtów. Ponieważ chcieliśmy wziąć kąpiele, wybraliśmy wariant opłaty u oficera. Niestety, w sobotę nie pojawił się. Wieczorem basen gościnny był całkowicie wypełniony. Przewidywane jest totalne załamanie pogody. Nad wieczorem rozszalał się wiatr z S, nawet do 33 w. Postawiliśmy w jachcie budę. Otoczenie przepiękne, w południe turystów moc. Wszak to norweski „koniec świata”, Verdens Ende. Podziwiają najbardziej wysunięty na południe Norwegii punkt widokowy na cieśninę Skagerrak. W 1932 r. wzniesiono tu latarnię morską, wkomponowaną w szkierowe otoczenie. Mieści się w niej restauracja. Żeglarz z norweskiego jachtu powiedział do nas: dzień dobry. Przyznał się, że przez 6 miesięcy budował w  Bydgoszczy  Coca Colę  przy ulicy Toruńskiej 111. Jaki świat mały!

30.06.2019, NIEDZIELA

Śpimy długo. Wiatr dalej z S. Trochę sfolgował. Parę jachtów odeszło, więcej przybyło. Turyści chodzą między szkierami, w których są przejścia i małe mostki. Marina usytuowana jest w Parku Natury, Ferder Nasjonalpark, ciągnącym się dalej wzdłuż zachodniej granicy Oslofjordu. Do miasteczka parę kilometrów. Po 19.00 zjawiła się dyżurna portowa. Kazała opłacić dzisiejszą noc 222 NOK. Na kwicie był kod do pryszniców. Opłata ważna do 18.00 następnego dnia. Wykąpaliśmy się. Wieczorem w wydzielonym portowym  basenie kąpielowym para  próbowała namówić do wody owczarka niemieckiego. Było komicznie, bo pies, gorąco namawiany do skoku, nie chciał zanurzyć futra, a ludzie byli po szyję w wodzie. W nocy wiatr szalał, do 32 w. Musimy czekać.         

01.07.2019, PONIEDZIAŁEK

Od rana wiatr nadal silny, do 36 w z SW. Tak przewidywała prognoza. Jachty stoją, nikt się nie rusza. Tylko jedna duża motorówka, cumująca przed nami, z samego rana odbiła z pomostu. Myśmy poczuli nagłe uderzenie. Wiatr zepchnął motorówkę tak, że  stuknęła w kosz dziobowy naszego jachtu. Potem okazało się, że w wyniku uderzenia odpadła zielona obudowa światła prawej burty. Na szczęście zawisła na przewodzie i dała się zreperować.  W ciągu dnia testujemy kamerę (prezent od Ninki i Mirka), robimy porządek z dotychczas nagranymi plikami wideo. Zaliczamy spacer po okolicy. Niedaleko jest klub jeździecki, stoją konie, gotowe do przejażdżki. Jest też przystanek autobusowy m.in. do pobliskiego miasteczka oraz do Tonsbergu. Wiatr jest tak silny, że bolą oczy. Zawracając do portu kupujemy w sklepiku u  wesołego Greka norweskie ciastka cynamonowo – marmoladowe. Drogie, ale dobre, sztuka 15 NOK. Po 18.00 płacimy w automacie za następną dobę = 222 NOK.  Późnym wieczorem  wiatr przycichł. Nareszcie.

02.07.2019, WTOREK

WY: marina Verdens Ende ( wyspa Tjome), godz. 9.30

WE: port rybacki Vikerhavn (wyspa Asmaloy), godz. 15.30

Dystans: 28 Mm, liczone z halsówką 

Wraz z jachtami opuszczamy port. Po wyjściu ze szkierów stawiamy pełną genuę. Idziemy początkowo półwiatrem przy silnym wietrze z N. Po godzinie wiało już 32 w, co zmusiło nas do zrefowania o połowę genui, z obawy przed awarią olinowania, które do najmocniejszych punktów jachtu nie należy. W połowie drogi wiatr zakręcił na E. W związku z tym musieliśmy wykonać kilka halsów. Przez cały czas idąca duża, posztormowa fala z Morza Północnego, niesympatycznie huśtała jachtem. Po zmianie kierunku wiatru stała się wręcz bardzo dokuczliwa. Szkiery, otaczające wejście do portu Vikerhavn, pokonywaliśmy na silniku, idąc między groźnie wyglądającymi pieniskami i wśród huku rozbijających się fal o skały. Sporo i obaw i emocji. W porcie stajemy burtą przy betonowym nabrzeżu. Żadnych wygód, ale i port bezpłatny. W porcie głównie kutry i łódki wędkarskie. 

03.07.2019, ŚRODA

WY: port rybacki Vikerhavn (wyspa Asmaloy), godz. 6.30

WE: Hunnebostrand (Szwecja), godz. 16.00

Dystans: 45 Mm

Port opuszczaliśmy przy silnym wietrze z N. Od razu weszliśmy w szlak szkierowy, prowadzący przez Strőmstad, Grebbestad, Hamburgsund do Hunnebostrand. Korzystny wiatr pozwalał nam iść wyłącznie na genui lub wspierać się silnikiem na trudniejszych odcinkach. Dużą część drogi  żeglowało nam się sympatycznie, ponieważ szły przed nami miejscowe jachty, doskonale znające szlak. Z obcych bander dominują Norwegowie, trochę Holendrów i Niemców. W południe wiatr odchylił się na W i tężał z godziny na godzinę. Od 14.00 myśleliśmy o  cumowaniu. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się dopłynąć do Hunnebostrand. To port, który ominęliśmy 5 lat temu, wracając z Oslo,  małe miasteczko, żyjące głównie z turystów. Marina pełna, z trudem znaleźliśmy miejsce, by stanąć na dalbach. Noc z prądem 350 SEK. W marinie trochę Szwedów, za to bardzo dużo Norwegów. Spacerując po miasteczku widzimy na współczesnych domach stare fotografie (XIX i XX wiek), pokazujące, jak kiedyś wyglądało Hunnebostrand. To żywa, ogólnie dostępna historia. Robimy zakupy w pobliskim supermarkecie. Na jutro sztormowa pogoda, chyba będziemy stać.

 

 

04.07.2019,CZWARTEK

W nocy silny wiatr, do 36 w. Prognoza się sprawdza. Stoimy. Nikt nie odchodzi. Spokojnie czytamy, lenimy się. Za noc płacimy dalej 350 SEK. Przy szkwałach targa łódką jak pudełeczkiem. Spacerujemy po okolicy. W porcie robimy zdjęcie płaskorzeźby szkunera ALMA, który zbudowany został w 1874 r, a złomowany w 1953 r. Najczęściej kursował on między Szwecją i Norwegią, przewożąc ładunki węgla. W czasach wojennych zręcznie omijał pułapki minowe.

05.07.2019, PIĄTEK

WY: Hunnebostrand, godz.10.30

WE: Gullholmen, godz. 14.30

Dystans: 19,5 Mm

Przed wyjściem z portu kupujemy paliwo w stacji wodnej. Litr diesla wychodzi drożej niż w Danii (18,47 SEK). Wchodzimy następnie  w kawalkadę jachtów, płynących do Sotekanalen.  W 2014 r.  przepływaliśmy przez ten kanał, mierzący 3 mile. Z marszu przeszliśmy przez otwarty most obrotowy. Wychodzimy na morze w rejonie Smogen. Przy korzystnym wietrze z N, 14 – 16 w, bierzemy kurs na południe, do portu Gullholmen. Przed nami idzie duży jacht norweski. Inne jachty z Sotekanalen poszły dalej szkierami. Zorientowaliśmy się wkrótce, że Norweg idzie także do Gullholmen. Szliśmy więc zupełnie relaksowo w jego kilwaterze. Miało to duże znaczenie przy wejściu do portu przez płytkie, szkierowe przesmyki,  ze względu na to, że do rejonu Gullholmen przylega zamknięta strefa militarna morza i przy braku specjalnego zezwolenia, trzeba ją omijać przejściem szkierowym. W porcie stajemy burtą w marinie B. Cena okrutna! Za nasz jacht, z prądem, musieliśmy zapłacić aż 400 SEK. Wszystko to dlatego, że Gullholmen to taka perełka wakacyjna Szwedów. Mnóstwo domków pod letni wynajem, sklepy, kawiarenki. Ciekawe jest to, że na wyspę nie można dostać się samochodem. Za to są częste promy, kursujące z  Härmanő  Karingőn  i Tuvesvik, nie zabierające samochodów. Rozczulający widok: na przykościelnym cmentarzu dziadek troskliwie pielęgnuje kwiatki i układa kamyczki, zapewne na grobie żony. A przecież na tej wyspie mieszka zaledwie kilkunastu stałych mieszkańców.     

06.07.2019, SOBOTA

Ranek pochmurny i dżdżysty, wiatr z S, 12 – 14 w. Zimno. Postanawiamy pozostać w porcie i przeprowadzić porządkowanie jachtu, naprawę takielunku, darmową kąpiel, a także zjeść obiad w przybrzeżnej restauracji. Mamy sąsiadkę, Szwedkę, która bywa często w Polsce i bardzo nasz kraj lubi. Po 11.00 zaczął lać deszcz, a wiatr stężał do 17 w. Płacimy za kolejną noc 400 SEK.

07.07.2019, NIEDZIELA

WY: Gullholmen, godz.9.00

WE: Källő-Knippla, wyspa, godz. 16.00

Dystans: 34 Mm

Opuszczamy port wyjściem ze szkierów na morze. W odległości 4 Mm od szkierowego brzegu wykreślona jest na mapie elektronicznej „vis Manstrand”, czyli rekomendowana trasa, prowadząca przez morze do kanału, wiodącego wprost do centrum miasta. Wiatr wybitnie sprzyjający, 14 -16 w z N i NW. Idziemy pod pełnymi żaglami. To chyba rekompensata za wczoraj. Słonecznie, tylko pod koniec spadł deszcz. Na otwartym morzu jacht bardzo sprawnie prowadził autopilot. Ręczne sterowanie przejęliśmy dopiero przy wejściu w szkiery. Przez zapchane i głośne Marstrand przemknęliśmy chyłkiem na silniku i dopiero po wyjściu na rozległy akwen, wiodący do Källő-Knippla, postawiliśmy żagle. Na ostatnich 10 milach dwukrotnie złapała nas burza, a przy wejściu do portu na niebie wykwitła wspaniała tęcza. Przycumowaliśmy burtą obok restauracji. W marinie są Niemcy, Norwegowie, Belgowie, ale przede wszystkim Szwedzi.  W automacie płacimy za noc 250 SEK. Wszelkie wygody. Ciekawostka: w indeksie krajów w automacie wymieniona była Polska. Do tej pory nie spotkaliśmy się z tym.

08.07.2019, PONIEDZIAŁEK

WY: Källő-Knippla, wyspa, godz.9.00

WE: Lerkil, godz. 14.00

Dystans: 25 Mm

Jako jedni z pierwszych żegnamy marinę w Källő-Knippla. Morze spokojne, wiatr z NW, 10 w. Potem, w czasie żeglugi, stał się silniejszy, do 16 w. Chcemy wytyczoną drogą między szkierami ominąć Goteborg oraz jego południowy archipelag i skierować się do Lerkil, portu, w którym parę dni w 2014 r. czekaliśmy na koniec sztormu. Żegluga przebiegała sprawnie, po rekomendowanych trasach na mapie elektronicznej. Ruch niewielki w stosunku do lat poprzednich. Widać, że żeglarze skandynawscy lato spędzają na Morzu Śródziemnym. Zauważyliśmy duży wzrost pełnomorskich jachtów motorowych wysokiej klasy. Małych jachtów żaglowych nie widać, dominują  jednostki od 12 m wzwyż. Port Lerkil po 5 latach nie zmienił się, zakres usług też. Sentymenty z poprzedniego pobytu nie odezwały się. Cena za postój wzrosła – 200 SEK (wtedy 150). Stoimy wygodnie burtą do pomostu. Za nami 1 jacht fiński. Wieczorem wiatr mocniejszy niż zapowiadany. Jutro zamiarujemy ruszyć dalej.

09.07.2019, WTOREK

WY: Lerkil, godz. 7.00

WE: Glommen, godz. 15.00

Dystans: 39,5 Mm

Z Lerkil postanowiliśmy wyjść na pełne morze i wziąć kurs na Varberg. Z rana wiało 6-7 w z N i NW. To dla nas korzystne. Ok. 12.00 wiatr stężał do 15, potem 20 w. Na samej genui osiągaliśmy szybkość 5-6 w, toteż zdecydowaliśmy przedłużyć trasę do Falkenbergu. Po 14.00 wiało już 25-30 w. Wysoka fala bardzo utrudniała żeglugę. Zawinęliśmy więc do najbliższej mariny w Glommen, w której przed czterema laty, w drodze na Islandię, staliśmy i usuwaliśmy usterki. Mimo wiatru i wysokiej fali weszliśmy bez trudu i stanęliśmy na wygodnym miejscu w Y-boomie. Za nami zaczęło napływać wiele jachtów, schodzących z morza. Bosman dyżurny dał nam kod do toalety. Mamy prąd. W havnekontorze nie pojawił się nikt, ale z tabeli wynika, że zapłacimy za postój 200 SEK.  Po 18.00 wiatr złowrogo świszcze w wantach (30-36 w), a my zadowoleni, że jesteśmy bezpieczni. Prognoza pogody na następny dzień nie zachęca do wyjścia. Czekamy.       

 

10.07.2019, ŚRODA    

Długie spanie. Jeszcze przed śniadaniem zapłaciliśmy w havnekontorze 400 SEK za 2 noce. Lubimy takie małe, klubowe, naturalne porciki. Zrobiliśmy zakupy w pobliskim sklepiku, wzięliśmy kąpiele. Lenimy się. Nasz sąsiad z prawej burty, mieszkaniec Glommen, służbowo jeździ do Polski. Najczęściej odwiedza Ustkę, Szczecin. Zwiedził Kraków i Poznań. Lubi polską kiełbasę. Szykował starannie swoją 46 letnią łódź, przerobioną z motorówki na żaglówkę. Jutro ma ruszyć do Goteborga. Na pożegnanie dał nam 2 puszki szwedzkiego piwa, my jemu ćwiarteczkę białej żubrówki. Po południu wiatr zdecydowanie spokojniejszy, niż wczoraj, 14-16 w. Vis' a vis nas są na jachcie 3 małe, urocze pieski. Mają swoje kapoczki, bo systematycznie  żeglują.

11.07.2019, CZWARTEK

WY: Glommen, godz.6.15

WE: Mőlle, godz.15.45

Dystans: 42 Mm

W porannym słońcu wychodzimy z portu. Przyjmujemy kurs na południowy zachód, by wyjść na głęboką wodę, a następnie odkręcamy na  cypel Kullen. Wiatr z NW, 6-7 w. Idziemy baksztagiem, żegluga miła. Ruchu na morzu nie widać. To dziwne, bo mariny zapchane. W trasie robimy kilka zdjęć, Marek trochę kameruje. Łódkę prowadzi autopilot, więc możemy spokojnie wypić kawę i herbatę. W południe mijamy miejsce, oznaczone na naszej mapie, w którym szkwał, w czasie rejsu na Islandię, zerwał podwięzie burtowe. Po 15.00 wchodzimy do mariny Mőlle. Okazuje się, że nie ma miejsc. Stajemy burtą do duńskiego jachtu Albin Vega. Po 2 godzinach do naszej burty przybija trzeci duński jacht. W niektórych miejscach stoi po 5 jachtów burta w burtę. To efekt ładnej pogody na zwiedzanie przez turystów cypla Kullen. W automacie płacimy za noc 200 SEK. W cenie  mamy prąd, wodę, toaletę i prysznic. Podane hasło do internetu nie jest przyjmowane przez nasz laptop. Po południu spotykamy polskiego żeglarza, mieszkającego w Szwecji, który jest szefem Yacht Clubu Polonii Skandynawskiej. W sierpniu organizuje zlot żeglarzy ze Skandynawii w Kamieniu Pomorskim. Wieczorem dzwonimy do Lusi, opiekunki naszych psów, do Jurka w Gdyni. Piszemy smsy do naszego Wojtka, Waldemara U. i Andrzeja, prezesa SAJ.

12.07.2019, PIĄTEK

WY: Mőlle, godz.8.15

WE: Helsingor, godz.12.45

Dystans: 17 Mm

Z rana mieliśmy duże kłopoty z odcumowaniem jachtu. Zarówno ci, do których my byliśmy przycumowani, jak i ci, którzy cumowali do nas, jeszcze spali. Dopiero po 8.00 udało się dyskretnie wyzwolić z oplotu cum i kabli elektrycznych i wyślizgnąć się na wolną wodę. Płynęliśmy pewien czas wzdłuż cypla Kullen, by ominąć skały i płycizny. Następnie wzięliśmy kurs na widoczny w dali „zamek Hamleta” – Kronborg. Żagli nie stawialiśmy, bo była całkowita flauta. Terkotaliśmy na siniku z szybkością 2-3 w, bo od wschodu ciągnął silny prąd. Za to jachty z naprzeciwka leciały jak na skrzydłach. Przechodziliśmy przez tor żeglowny statków, które w niemałej ilości płynęły w jedną i drugą stronę. W odróżnieniu od Mőlle marina w Helsingor miała sporo wolnych miejsc. Przycumowaliśmy burtą po zewnętrznej stronie Y-boomu (na zielonym miejscu, z widokiem na zamek). W automacie przy havnkontor płacimy za noc 150 SEK. Dzień upalny. Zwiedzamy bastionową fortyfikację zamku, z fosą i murami oporowymi, z rzędem armat na wałach oraz potężne gmaszysko zamku. Sama sala rycerska ma ponad 60 m. Budowano zamek przez 54 lata (1534-1588). Wprawdzie spłonął w 1629 r., ale odbudowano go bardzo starannie do początku wieku XVIII. W obrębie zamku tłumy turystów, głównie Japończycy. Po zwiedzeniu zamku udaliśmy się do portu. Króluje tu okręt –muzeum latarniowiec z Gedser. Na końcu pirsu rzeźba (chyba z nierdzewki) ichniej Syrenki, na wzór kopenhaskiej. Za 240 SEK (2 osoby) zwiedzamy  Muzeum Morskie Danii. To ultranowoczesny obiekt w kształcie statku, z szeroką prezentacją audiowizualną. Ogrom eksponatów: kopie sławnych statków i sprzęt nawigacyjny ze wszystkich epok, stare filmy z pracy na statkach, obrazy marynistyczne, pokój kapitański, odzież, archiwalne dokumenty ze statków. Wracając do łódki oglądamy wystawione na sprzedaż stare, kilkudziesięcioletnie jachty, po stosunkowo atrakcyjnych cenach. 

13.07.2019, SOBOTA

WY: Helsingor, godz. 6.30

WE: Dragor, godz. 14.00

Dystans: 24 Mm

Port jeszcze śpi, wychodzimy, przy wietrze 8-10 w z W. Płyniemy na wyspę Amager, na której mieści się Dragor (port rybacki i 3 połączone mariny). Przed Dragor znajduje się kopenhaskie lotnisko Kastrup oraz sławny most i tunel, łączący Danię ze Szwecją. Po prawej burcie zostawiamy główne wejście do portu Kopenhaga. Wiemy, że tam na cyplu czeka na nas kopenhaska Syrenka. W pierwszej marinie, przylegającej do miasteczka Dragor, brak miejsc. To z racji trwającego tu od wczoraj festiwalu sztuki. Idziemy więc do trzeciej, najodleglejszej. Tam cumujemy burtą na nabrzeżu technicznym. Po sklarowaniu łodzi i uporaniem się z podłączeniem prądu idziemy do centrum, by ustalić kursy autobusów do  Kopenhagi. Na zwiedzanie wybranych miejsc w mieście przeznaczyliśmy cały jutrzejszy dzień. W czasie spaceru zwiedzamy przede wszystkim fort Dragor, zbudowany w 1914 r. Dziś luksusowy hotel. Przed hotelem imponująca, kamienna rzeźba największej Syrenki w Kopenhadze. Ta akurat z rybim ogonem. Na przystanku autobusowym spotykamy Polaka, który tu pracuje w zieleni miejskiej. Jest ogólnie zadowolony. Poleca pizzę od Włocha. W automacie przy Havnkontor opłacamy 2 noce z usługami – prąd, woda, prysznice. Razem 420 DKK. Za sąsiadów mamy dwóch Duńczyków w motorówce, z których jeden jest kompletnie pijany (usiłował pomóc w podłączeniu prądu).    

14.07.2019, NIEDZIELA

Rano poszliśmy na przystanek autobusu 33, który dojeżdża do placu przy ratuszu w Kopenhadze. Okazało się, że w autobusie nie można płacić kartą (jak np. w Norwegii). Musieliśmy opuścić jeden kurs, by móc pobrać korony z bankomatu. Cena przejazdu 2 osób = 72 DKK (taka sama na powrót). Autobus jedzie okrężną drogą,  ponad 30 km (w prostej linii jest 11).Dzięki temu  zobaczyliśmy, jak wyglądają duńskie wsie. Dziwne – hodują dużo koni, a zupełnie nie widać krów. A przecież Dania to sławne masło. W mieście pogoda słoneczna. Jest przyjemnie. Obok  Ratusza fotografujemy pomnik Hansa Christiana Andersena, przechodzimy koło słynnych w całej Skandynawii wystaw rzeźb antycznych i udajemy się na Kongens Nytorv (Nowy Plac Królewski), dalej do Nyhavn, czyli Nowego Portu, dawnej dzielnicy grzechu. Turystów tłumy. Mijając Kościół  Marmurowy od wschodu dochodzimy do Amalienborgu, oficjalnej rezydencji królewskiej. Robimy zdjęcie wartowników królewskich w futrzanych czapach (grenadierów). Dalej fotografujemy fontannę Gefiony. Wg legendy zamieniła ona swych czterech synów w woły, zaprzęgła do pługa i przeorawszy ziemię, oddzieliła Danię od Szwecji (Oresund). Inna legenda znów mówi, że przeorana ziemia Gefiony utworzyła duńską Zelandię. Dochodzimy do celu zwiedzania  - kopenhaskiej Syrenki, symbolu miasta, a może i całej Danii. Postać ta występuje w jednej z bajek Andersena. Posąg wykonał Edward Eriksen w 1913 r., zakupił Carl Jakobsen, założyciel browaru Carlsberg. Artyście pozowała balerina, ale nie chciała się rozebrać, więc reszcie figury  - tj. od głowy w dół – nadał kształty własnej żony. Syrenkę otaczają tłumy! Trudno się dopchać do skały, na której ona siedzi. Na pamiątkę kupujemy miniaturkę Syrenki. Wracając z powrotem do Ratusza przechodzimy przez ruchliwą Stroget, najbardziej  znaną ulicę Kopenhagi, z setkami sklepów. Mijamy dalej budynek uniwersytetu i najstarszą świątynię miasta, Kościół Św. Ducha. Na placach darmowe  występy zespołów muzycznych, bo trwa do dziś Festiwal Muzyczny. Po 19.00 wsiadamy w autobus 33 i przed 21.00 dojeżdżamy do Dragor. W pizzerii u   Włocha kupujemy tzw. pizzę familijną, która starcza nam na dwa obiady. Rodzaj pizzy pomogła nam wybrać Polka, od paru lat mieszkająca w miasteczku. Polka zadowolona z życia, pizza była bardzo smaczna.         

15.07.2019, PONIEDZIAŁEK

WY: Dragor, godz. 8.30

WE: Gislővs Läge, godz. 14.30

Dystans: 26,5 Mm

Rano niebo ołowiane, zimno i nieprzyjemnie. Mimo to wychodzimy. Wiatr z W, 13-16 w, fala duża. Zmierzamy w kierunku mostu Kopenhaga -  Malmő, a dalej kanału Falsterbo Canal. Na trasie spotykamy 2 polskie jachty. Pozdrawiamy się. Most na Kanale otwierają co godzinę. Czekamy 20 minut i o 12.00 przechodzimy kanał. Wiatr tężeje do 18-20 w. Przecinamy tor wodny dla statków w Trelleborgu i zmierzamy prosto do mariny Gislővs Läge, w której bywaliśmy wcześniej. Wejście trudne, bo wieje silny, boczny wiatr. Cumujemy w pierwszym wolnym Y-boomie, przy samym  falochronie. Sonda wskazuje tu zaledwie 4 stopy głębokości, ale jacht ma pełną pływalność i w ogóle nie przyciera. Marek, nie dowierzając, bada głębokość bosakiem. Jest prawie 2 m. Dziwne, ale stoimy. Pod nami pewnie bardzo muliste dno. Wiatr zimny, pogoda ponura. W automacie płacimy za noc  170 DKK. Tyle samo płaciliśmy 5 lat temu z tą różnicą, że opłatę pobierał havenmeister, a nie automat.

16.07.2019, WTOREK

WY: Gislővs Läge, godz.8.00

WE: Ystad, godz.12.30

Dystans: 21,5  Mm

Ranek słoneczny, toteż wysypała się z portu spora garść jachtów. Wiatr słaby, z W i NW, 4-5 w. Po 14.00 stężał do 20 w, ale my byliśmy już w Ystad. Po drodze spotkaliśmy czwarty w całym rejsie polski jacht, płynący w przeciwną stronę. W marinie stanęliśmy burtą do nabrzeża. Havnmeister (biuro otwarte) pobrał opłatę w tej samej wysokości, co kiedyś, 200 SEK. Jedynie dodatkowo za kartę do prądu płacimy 50 SEK (25 kwh). Robimy zakupy w markecie, tankujemy paliwo na pontonie w marinie. Na nabrzeżu galeria flag krajów bałtyckich, w tym flaga polska. Dziś jednak, oprócz nas, nie ma tu polskiego jachtu. W Ystad żegnamy Szwecję, bo jutro płyniemy na Bornholm, do portu Hasle. Tam pojutrze spotykamy się z Naszym Wojtkiem, Anią i dwoma budrysami: Stasiem i Krzysiem. Po południu wiało z północy, 15-20 w. Port zapełnił się po brzegi. Za naszą rufą stanął wielki, niemiecki, szkoleniowy jacht z kilkunastoma załogantami.     

17.07.2019, ŚRODA

WY: Ystad, godz. 6.30

WE: Hasle (Bornholm), godz.12.30

Dystans: 37 Mm

Wychodzimy z wiatrem 3-4 w, z NW. Pełny baksztag. Morze spokojne. Włączamy autopilota. Kilka jachtów idzie kursem na Bornholm. Jeden z nich, idący przed nami, wyraźnie kieruje się na nasz farwater. Gdy jest w odległości ½ Mm, włączamy silnik na duże obroty, by zostawić jacht za rufą. On też robi to samo. W dalszym ciągu zbliża się do nas. Wyłączamy więc silnik, żeby nas wyprzedził. On jednak wyraźnie idzie na niebezpieczne zbliżenie. Z 30 m widzimy małą, zabrudzoną banderę niemiecką, a sternik krzyczy do nas po polsku: Dokąd płyniecie? Bo ja do Ronne. My do Hasle – odpowiadamy. Na tym skończyła się konwersacja i rozjechaliśmy się na swoje kursy. Hasle okazał się przyjemnym i wygodnym portem. Sama przystań jest dobrze chroniona. Od 2010 r. lokalne władze zainwestowały wiele mln DKK, dostosowując przystań i jej infrastrukturę do potrzeb odwiedzających ją żeglarzy (w ciągu roku do 1,5 tys.) Zajmujemy miejsce w pierwszym basenie. Płacimy w automacie za 2 noce 396 DKK. Miłe zaskoczenie: jest instrukcja w języku polskim. W marinie toalety, prysznice, internet, pralki. Poza nami jeszcze jeden polski jacht ze Szczecina. Jutro czekamy w Hasle na Wojtka, Anię, Stasia i Krzysia. Porządkujemy jacht na przyjęcie gości.

18.07.2019, CZWARTEK

Od rana miłe słońce. Robimy zakupy. Rodzina przyjechała po 14.00. Skończyli rowerowy objazd wyspy, a w sobotę  wracają promem z Ronne do Świnoujścia. Odbywamy 1,5 godzinny spacer po morzu. Chłopcy zachwyceni! Niestety, wiatr słaby. Wspólny obiad w grill barze, kolacja i pogawędki rodzinne. Staś, Krzyś z mamą Anią śpią w dziobie, Wojtek w kokpicie, w którym postawiliśmy budę. Płacimy za kolejne 2 noce 396 DKK.

19.07.2019, PIĄTEK

Po śniadaniu Wojtek z Anią i chłopcy odbijają na pływanie wzdłuż Bornholmu. My zostajemy w porcie. Wojtek, jachtowy sternik morski i Ania, żeglarka, prowadzą  CERBERYNĘ znakomicie. Niestety, słaby wiatr, jak wczoraj. Wrócili szybko. Na nabrzeżu zwiedzamy wszyscy razem nowo otwarte Morskie Muzeum im. Krzysztofa Kolumba. Codziennie odpala się tu silniki na starych łodziach rybackich, by pokazać odwiedzającym, jakie dźwięki dochodziły kiedyś ze starych portów rybackich. Po kąpieli na przytulnej, piaszczystej plaży, udajemy się na obiad do czynnej wędzarni śledzia. Wiadomo - wędzony śledź, sztandarowy przysmak Bornholmu. Świeżo uwędzona ryba smakuje wybornie! Obok otwarte muzeum wędzarni śledzia. Są stare zdjęcia, piece,  eksponaty. Co ważne – napisy również w języku polskim. Zaliczamy plac zabaw z „tyrolką” (siodełko na linie), która sprawia malcom niekłamaną radość. Przy kolacji – wieczór wspomnień, przeplatany winem rowerowym. 

20.07.2019, SOBOTA

Po śniadaniu ekipa rowerowa wyjechała do Ronne. Tam odpływają do Polski. My idziemy na najpiękniejsze kąpielisko Bornholmu, które znajduje się nieopodal. Ciekawostka: kąpielisko ma jacuzzi pod gołym niebem i saunę. Plażujemy się. Sprawdzamy prognozę pogody: jutro silny wiatr z S, przeciwny naszemu kursowi do Polski. Komandor Wojtek i Batmani płyną dziś do  Ustki. Tydzień temu skończyli w Szczecinie rejs po Odrze. Waldemar z Ewą zakończyli przedwcześnie rejs po spotkaniu z fińskim szkierem.

21.07.2019, NIEDZIELA

WY: Hasle (Bornholm), godz. 5.00

WE: Nexo (Bornholm), godz. 11.00

Dystans: 30 Mm

Mieliśmy ruszyć do Polski o 3.00, ale wielka ulewa spowodowała, że czekaliśmy do 5.00. Mokro, szaro, żeglujemy przy zapalonych światłach nawigacyjnych, wietrze z S, 3-4 w. Od 9.00 wiatr zaczął gwałtownie tężeć, do 16 w. Na wysokości Ronne zdecydowaliśmy płynąć do Nexo. Omijamy kolejne cyple, a przed Nexo hodowlę ryb. W porcie stajemy burtą przy havnekontor. Opłacamy noc 225 DKK (z tego 50 prąd). Jest parę jachtów z Polski. Spotykamy uroczą blondynkę z Jeleniej Góry. Poprosiła, by zrobić jej zdjęcie na tle jachtów. Pytamy, czy przypłynęła jachtem z Polski. Odpowiada, że tak. – A ilu było was w załodze? Odpowiada: bardzo dużo, wszystkich nie znam. Jacht nazywa się JANTAR i stoi tam dalej. Prowadzi nas do promu JANTAR z Kołobrzegu. Nie możemy powstrzymać śmiechu. Wiadomo, blondynka. Nasza blondynka zaliczyła wcześniej  autokarową wycieczkę po wyspie, a o 17.00 zbiera się w drogę powrotną do Polski „jachtem” JANTAR.  Spacerujemy po tych samych uliczkach, co w trakcie rejsu na Islandię. Załatwiamy rozmowy telefoniczne z Wojtkiem, Lusią, Małgosią z Brunsbűttel. Wieczorem  mocno wieje. Nasza jutrzejsza żegluga do Polski stoi pod znakiem zapytania.

22.07.2019, PONIEDZIAŁEK

Stoimy w Nexo. Przy szalejącym wietrze i wysokich falach nie decydujemy się żeglować na polskie wybrzeże. Płacimy za następną noc 175 DKK (bez prądu).

Wysyłamy do Magdy, siostry Marka, życzenia imieninowe.

Nexo to, drugie po Ronne, miasto na Bornholmie, za to posiadające największy port rybacki na wyspie. Liczy ok. 4000 stałych mieszkańców. Prawa miejskie uzyskało w 1346 r. W XVI wieku zaliczyło epidemię dżumy, w XIX w. całkowite zniszczenie portu wskutek szalejącego sztormu. W 1892 r. w Nexo powstał pierwszy, w całej Danii,  suchy dok. Miasto w maju 1945 r. zostało totalnie zniszczone przez bombardowanie Rosjan. Ślady wydarzeń dokumentują zdjęcia i zapisy w muzeum obok portu. W ramach południowego spaceru udajemy się w kierunku północnym, do istniejącej od dawna wędzarni śledzia, Gammel Roger, przy ul. Stenbrudsvej. Po drodze mijamy Muzeum Kolejnictwa i dwa bogato wyposażone antykwariaty. Świeżo wędzone śledzie i kotlety rybne to „niebo w gębie”. Wieczorem szykujemy się do jutrzejszej,  porannej żeglugi w kierunku Polski. Pada deszcz. W naszym basenie identyfikujemy dwie łódki z Polski, COSMO i PANTAI.

23.07.2019, WTOREK

WY: Nexo (Bornholm), godz. 3.00

WE: Łeba, godz. 19.30

Dystans: 88 Mm

Opuszczamy port w ciemnościach. Morze gładkie. Wiatr słaby, z SW. Omijamy hodowlę ryb koło Nexo. Bierzemy kurs na Łebę. Przez cały czas żeglugi spotkaliśmy na morzu tylko 3 statki frachtowe. Żadnych innych pływających obiektów. Niebo cały dzień zaciągnięte niskimi chmurami, ale nie pada. W południe wiatr wiał z W, 4-8 w i z wolna odchylał się na NW. To dla nas półwiatr i baksztag. W końcowej żegludze płynęliśmy fordewindem, przy sile wiatru 7-11 w. Cały przelot Nexo – Łeba odbyliśmy praktycznie jednym halsem i jednym kursem. Łódkę prowadził autopilot wyjątkowo poprawnie. Pod koniec przelotu odchyłka od kursu wynosiła nie więcej niż 20, które łatwo dały się skorygować. Na 3 Mm przed Łebą weszliśmy na północną granicę Słowińskiego Rezerwatu i musieliśmy płynąć w kierunku wschodnim, aż do wysokości portu w Łebie. W międzyczasie otrzymaliśmy informację od Wojtka Skóry, że 4 jachty po rejsie Odrą przypłynęły dziś do Łeby, a załogi czekają na spotkanie z nami. Na falochronie witała nas Bożenna i Wojtek z piękną flagą PTTK, A Hania z Włodkiem trąbili na rogu mgłowym. Było nam bardzo miło, aż zakręciły się łzy w oczach. Wieczorem był wspólny grill ze wspaniale przyrządzoną kiełbaską z cebulą. W bosmanacie zapłaciliśmy za noc z prądem 50 PLN. Czworonożny 17-letni Bosmanek, nadal w dobrej formie.

24.07.2019, ŚRODA

WY: Łeba, godz. 6.30

WE: Hel, godz. 17.15

Dystans: 54,5 Mm

Pobudka o 6.00. Wojtek zgłasza odejście z portu 5 jachtów. Niebo pochmurne. Wiatr początkowo z NE, z odchyleniem na E, 3-5 w. Stopniowo odchylał się na N, co pozwoliło rozwinąć pełne żagle i przy wsparciu silnikiem osiągać 5 w, miejscami więcej. Strefa 10 i11 były otwarte dla żeglugi przybrzeżnej, o czym upewnił się Wojtek przed wyjściem z Łeby. Ok. 14.00 minęliśmy przylądek Rozewie. Na odcinku Władysławowo – Hel niesamowity wysyp glonów – sinica? Odcinkami woda jak żółtawa zupa. W marinie helskiej Wojtek zarezerwował miejsca dla wszystkich 5 jachtów. W czasie drogi staraliśmy się utrzymać tempo narzucone przez jacht AMPER, należący do Wojtka. Tylko jacht GENA pomknął do przodu, popisując się skutecznością stacjonarnego silnika. Bosman pobrał opłatę na razie na 1 noc – 40 PLN. Jest w cenie prąd, woda, WC (prysznic dodatkowo 8 PLN). Obiad wydała dla nas Bożenna na AMPERZE, a po 20.00 dalej na AMPERZE kolacja, z udziałem Batmanów.

25.07.2019, CZWARTEK

Stoimy na Helu. Zdecydowaliśmy opuścić Hel w sobotę i płynąć do Gdyni na spotkania z Rodziną i Przyjaciółmi. Po śniadaniu bierzemy kąpiel. Jest parno i słonecznie, ale co chwilę przelatują drobne chmurki. W porcie nawołują przez megafon  do rejsu statkiem OCEAN, zachęcając zniżkami. Płacimy za kolejną noc 40 PLN. Udajemy się do miasta po zakupy, bo ustaliliśmy, że o 20.00 spotykamy się na CERBERYNIE. Marek z własnej inicjatywy kupił 6 ładnych kieliszków do wina, by było wykwintniej. I tak punktualnie zgłosili się Wojtkowie i Batmani. Podjęliśmy kolektywną decyzję, iż lepiej będzie odpłynąć z Helu w piątek, ze względu na niekorzystny wiatr w sobotę. Planowane piątkowe imieniny Hani odkładamy w tej sytuacji na później. Rozstajemy się dobrze po północy.

26.07.2019, PIĄTEK

WY: Hel, godz. 8.30

WE: Gdynia, godz. 11.00

Dystans: 10 Mm

Wyruszamy z portu w 4 jachty i zaraz po wyjściu rozdzielamy się, bo my płyniemy do Gdyni, reszta do Gdańska. Jest ciepło i przyjemnie, wiatr z NW, 2-4 w. Zbliżając się do mariny widzimy wielki ruch na wodzie. To uczestnicy i komisje sędziowskie imprezy Volvo Gdynia Sailing Days, trwającej od 22.07 do 3.08. 2019. Zgłaszamy wpłynięcie do mariny w basenie Zaruskiego. Mamy cumować przy wschodnim falochronie, burtą do nabrzeża. Z trudem znajdujemy miejsce. W pół godziny po nas wpływa jacht GENA, z naszej ekipy, z którą podróżowaliśmy z Łeby. Marek trzyma dla niego miejsce. Staje dwa jachty za nami. Po 15.00 marina zapełnia się. W jachcie 290. Obok nas cumuje wielki jacht COSMO. Potwierdzamy, że widzieliśmy się w Nexo na Bornholmie. Płacimy za dwie noce 88 PLN. Wszelkie usługi, oprócz prysznica (osobno 8 PLN). Idziemy do sklepu Clipper, który prowadzi Danuta Remiszewska, córka słynnej żeglarki Teresy z jachtu Comodor. Tam kupujemy siatkę na reling. Przypominamy Danucie, że jesteśmy w bieżącym kontakcie z Jej bratem Andrzejem, pływającym na Tequili. Tam też w drzwiach sklepu widzimy kpt. Asię Pajkowską, która ostatnio opłynęła świat bez zawijania do portu. Danuta traktuje nas nad wyraz sympatycznie i robi to z wrodzonym wdziękiem. Siatka to ochrona na jachcie dla Stasia i Krzysia, z którymi mamy pływać po Zatoce Gdańskiej. Cały wieczór Marek mocował siatkę do relingu. W międzyczasie kontaktujemy się z Wojtkiem i Krystyną w sprawie jutrzejszych spotkań, wysyłamy sms-y do solenizantek o imieniu Anna.

27.07.2019, SOBOTA

Rano robimy zakupy na planowane wizyty. O 11.00 przychodzą na nabrzeże Jurek i Wojtek, z ciastem i owocami. Ponieważ Jurek ma problemy z wejściem do jachtu – pijemy kawę na zewnątrz. Potem idziemy do przyportowej pierogarni na świetne pierogi. O 16.00 gościmy na jachcie Krystynę, przyjaciółkę zmarłej 3 lata temu Kaliny, siostry Marka. Krystyna, lekarka, w świetnej formie. Przyniosła kwiatki i prezenty, m. in. książkę asystenta Wisławy Szymborskiej, Michała Rusinka, Niedorajda. Oczekuje w sierpniu na przyjazd, mieszkającej w Lizbonie od ponad 10 lat, jedynej córki Ani z wnukiem Cezarem. Tydzień temu wróciła z promowo – autokarowej wycieczki po Norwegii. Była w Oslo, Bergen, na lodowcu, we fiordach. Zachwycona! My przypomnieliśmy, (nawet pokazaliśmy zdjęcie w Dzienniku 2014), że 5 lat temu była na naszym jachcie w Gdyni także z Kaliną, córką i wnukiem. Odprowadziliśmy Ją do trolejbusu na Świętojańską.  Potem udaliśmy się na kolację do mieszkania Jurka. Tam, z Jurkiem i Wojtkiem wznieśliśmy toast za spotkanie. O północy wracaliśmy trolejbusem do mariny. Niemiec, ze stojącego przed nami jachtu, czekał na nas i prosił, by poprawić cumy CERBERYNY. W nocy burza z ulewnym deszczem i piorunami. Ciekawostka: w ramach Volvo Gdynia Sailing Days, Summer Heat Double, dziś wystartowały dwuosobowe załogi na trasie Gdynia – Olands Sodra  – Gdynia, w ramach Solo 360 nonstop.  Mają do pokonania 360 Mm. W jednej z załóg obsada Asia Pajkowska – Szymon Kuczyński, na s/y Prototype (mini 650). Razem płynie 9 jachtów.

28.07.2019, NIEDZIELA

Po burzy znów wyszło słońce. Jest przyjemnie. Jesteśmy w kontakcie z Wojtkiem. Czekamy na Anię i  chłopców, którzy samochodem jadą do Gdyni z Mazur. Przyjechali po 15.00. Spotykamy się wszyscy razem w bistro Kwadrans na obiedzie. Potem my z Dziećmi, Anią i Jurkiem wracamy do portu, a Wojtek w międzyczasie robi zakupy w „Biedronce” i znosi rzeczy z samochodu do jachtu. Wiatr silny, do 14 w, morze zafalowane. Zapada decyzja, że wychodzimy w morze jutro. Wspólna kolacja, rozlokowanie się do spania. Śpimy tak, jak na Bornholmie: Ania z Dziećmi w dziobie, my w messie, Wojtek w kokpicie. Opłacamy w marinie kolejną noc – 44 PLN.

29.07.2019, PONIEDZIAŁEK

WY: Gdynia,  godz.9.30

WE: Hel, godz. 14.45

Dystans: 10 Mm

Słońce, przyjemnie. Wiatr 7-9 w, SW. Żagle pracują dobrze. Wojtek z Anią i dziećmi w kokpicie. My w messie. Na Helu idziemy na obiad, lody, a potem spacerem dochodzimy  do polskich i niemieckich fortyfikacji z czasów II wojny światowej i „zimnej wojny”. Ja z Markiem wracamy do jachtu meleksem, reszta pieszo. Kolacja, zabawy Dzieci. Noc w marinie 40 PLN. Jesteśmy w stałym kontakcie z Andrzejem, prezesem SAJ. Poleca w Gdańsku Port Cesarski. Tam też chcemy się zatrzymać.

30.07.2019, WTOREK

WY: Hel,  godz.9.30

WE:  Gdańsk, port Cesarski, godz. 13.00

Dystans: 17 Mm

Z Helu do Gdańska płyniemy przy wietrze 7-9 w z NW. Fale wysokie, bo wzniecają je przepływające statki i promy. Jak wczoraj – dowództwo w rękach Wojtka. Po wejściu w główki portu długo płyniemy przez nabrzeża, obserwując pracę dźwigów. W Wisłoujściu stoją jachty. W Porcie Cesarskim wita nas bosman. Cumujemy w Y-bomie. Płacimy 4 PLN za 1 m łodzi. To dla nas 32 PLN. Toalety, prąd, prysznice w cenie. Dostajemy komplet kluczy (depozyt 100 zł). Bosman sympatyczny, proponuje kawę. Ale nie mamy czasu. Idziemy na Stare Miasto na elegancki obiad (restauracja przy ul. Piwnej), potem wędrujemy wzdłuż rzędów straganów Jarmarku Dominikańskiego. Tłumy. W marinie na Ołowiance sporo jachtów. Elektryczny samochód z kierowcą z Zielonej Bramy do Portu Cesarskiego 100 PLN. Rezygnujemy. Idąc do jachtu mijamy słynną z 1939 r. Pocztę Polską oraz okazały pomnik Obrońców Poczty, gmach Centrum Integracji Europejskiej, a w dali widzimy kopułę Muzeum II Wojny Światowej. Na jachcie kolacja i wymiana wrażeń mijającego dnia.

31.07.2019, ŚRODA

WY: Gdańsk, port Cesarski,  godz.10.15

WE: Gdynia, godz. 15.30

Dystans: 15 Mm

Marinę opuszczamy przy wietrze z NW, 10-12 w. Po wyjściu z główek portu wiatr powoli zakręcał na N i sfolgował do 5 w. Wyszło słońce. Początkowo mieliśmy zamiar żeglować do Jastarni, ale słaby, przeciwny wiatr przekreślił ten zamiar. Szliśmy do Gdyni na żaglach. Dzieci zaczynały się nudzić. Ożywiły się, gdy próbowały sterować jachtem. Gdynia wita nas słońcem. Z Jurkiem, który na nas czekał,  idziemy na obiad do pobliskiego baru, potem na lody i przyplażowy plac zabaw. My wracamy do jachtu, Krzyś ze Stasiem szaleją! Na jachcie pożegnalna kolacja. Jutro ma być załamanie pogody i deszcz. Dzwonimy do naszego przewoźnika Waldemara. Umawiamy się na transport w Górkach Zachodnich w piątek. Waldemar potwierdza. Płacimy za noc 40 PLN.

01.08.2019, CZWARTEK

WY: Gdynia, godz.10.50

WE: Górki Zachodnie, port AKM, godz. 13.30

Dystans: 12 Mm

Po śniadaniu opuszczamy Gdynię, żegnani przez Anię, Jurka, Wojtka, Stasia i Krzysia. Długo machali na falochronie. Dzieci zostają parę dni w Gdyni u Dziadka Jurka. My, z wiatrem NW, 6-8 w, płyniemy do Górek.  Na wysokości główek Portu Północnego wiatr zakręcił na N i NE. Zwinęliśmy żagle. Przed AKMem zadzwoniliśmy do bosmana. Niestety, nie było Janusza Koteckiego, ale obecny, Janusz Stryniewski,  niemniej sympatyczny. Płacimy za noc 35 PLN, bez prysznica. Bosman NCŻ oświadcza, że w piątek dźwig czynny do 20.00, ale w sobotę nie pracuje. Ja zwiedzam opustoszałe, przyległe do AKM, tereny. Czynny jest tylko „Galion”, z hotelem i restauracją. Marek w tym czasie zdejmuje żagle z drzewców i przygotowuje maszt do położenia.  Komary tną niemiłosiernie. W nocy ulewa.   

02 i 03.08.2019, PIĄTEK i SOBOTA

Późne śniadanie. Pakujemy rzeczy do podróży. Przyjemnie i słonecznie. Czekamy na Waldemara. Obok nas stoi jacht dawnego bosmana, Janusza Koteckiego. Właśnie przyjechał z żoną do łódki i zamierzają w niej nocować. Zamieniamy z Nim parę słów. Uważa głównie na swoje zdrowie, bo w tym roku przeszedł już 2 udary. Dopiero po 17.00 stwierdzamy, że w komórce nie ma zasięgu. Idziemy naprzeciw Waldemarowi. Wjeżdża o 19.00. Bosman, obsługujący dźwig, oświadcza, że z powodu zamykania tygodniowej dokumentacji  nas nie obsłuży. Konkretne argumenty zmienią jego punkt widzenia. Załadunek trwa godzinę. Przy okazji kładzenia masztu  dźwig stłukł lampę tricolor. Koszt złożenia masztu i położenie łodzi na lawetę 325 PLN. Potem mocowanie jachtu i o 21.30 ruszamy w drogę powrotną. Przed 24.00 zatrzymujemy się w zajeździe „Holandia”. Znamy go z dobrego jedzenia. Tym razem też wybrane dania ( kartacze, żeberka, pierogi) smakowite. W Załubicach jesteśmy o 5.00. Psy radośnie nas witają. Waldemar zostawia jacht na przyczepie. Opróżniony w sobotę jacht wjeżdża do hangaru w niedzielę, gdy Waldemar zabiera przyczepę.

TO KONIEC REJSU. Jacht i załogi spisywały się bardzo dzielnie.

 Mapa rejsu

 

III. Galeria zdjęć rejsu w 2019 r.