Waldemar Ufnalski

Ewa Dziduszko

Sprawozdanie z rejsu „Ewy3

wykonanego w terminie 27.05 – 29.07.2015

na wodach wewnętrznych Holandii, Belgii, Francji i Niemiec

 

Tym razem postanowiliśmy wykonać „Ewą3” rejs krajoznawczy po wodach wewnętrznych Holandii, Belgii, Francji i Niemiec. Łódkę pozbawioną masztu (z kikutem wysokości 80 cm prezentowała się fatalnie) napędzano 8 konną uciągową yamahą (6 konny suzuki zapakowano „na wszelki wypadek” do specjalnej bakisty pod kokpitem); przygotowano i zabrano ok. 10 kg dokumentacji „turystyczno – krajoznawczo – historycznej”. Mając do dyspozycji maksimum 9 tygodni zdecydowaliśmy przewieźć łódkę do Roermond (Holandia), zwodować na Mozie i płynąc w górę rzeki dotrzeć przez Belgię do Francji a następnie kanałami i rzekami do Paryża; przepłynąć Marną i kanałami do Toul aby spłynąć Mozelą do Koblencji (ujście Mozeli do Renu) i w końcu powrócić w macierzyste szuwary na lawecie. Aby poznać cele naszego rejsu warto przypomnieć sobie nieco ostatnie 2000 lat historii cywilizacji zachodnioeuropejskiej – zachęcamy do lektury.

 

2000 lat cywilizacji europejskiej w pigułce homeopatycznej

Rejs prowadzić ma przez krainy mające ponad 2000 lat historii udokumentowanej pisemnie. 2200 lat temu centrum cywilizacji europejskiej stanowił Rzym – stolica Republiki Rzymskiej (509 – 27 p.n.e.) a następnie Cesarstwa Rzymskiego (27 p.n.e. - 476 n.e.). Tereny na zachód od Renu opanowały ok. 450 roku p.n.e. plemiona celtyckie, nazywane przez Rzymian Galami. Legiony rzymskie pod wodzą Juliusza Cezara zdobyły (58 – 51 p.n.e.) Galię - obecnie Francję, Belgię, Holandię i Szwajcarię, co wódz opisał szczegółowo w dziele „O wojnie galijskiej”. Ufortyfikowane obozy często przekształcano w miasta budowane według „standardowych planów” (mury, bramy, forum – plac centralny, termy – łaźnie publiczne, amfiteatr, układ ulic w szachownicę, ….) i łączono utwardzonymi drogami. Wiele miast we Francji, Belgii i Holandii oraz w Niemczech (na zachód od Renu) ma „rodowód rzymski”; zachowały się obiekty architektoniczne a nawet fragmenty nawierzchni dróg, którymi 2000 lat temu maszerowały legiony.

Po uznaniu w roku 313 przez cesarza Konstantyna wolności wyznania a następnie uczynienia chrześcijaństwa religią państwową (Teodozjusz Wielki, 392 rok) do Galii wyruszyli liczni misjonarze; budowano kościoły, opactwa i klasztory, z których zachowały się nieliczne fragmenty ale na ich fundamentach stoi wiele obiektów średniowiecznych.

W roku 395 Imperium podzieliło się na Cesarstwo Zachodniorzymskie i Cesarstwo Bizantyjskie; wskutek słabości wewnętrznej Cesarstwo Zachodniorzymskie rozpadło się pod naporem plemion germańskich (Wandalów, Hunów, Franków, Burgundów, Ostrogotów,...) w roku 495 – był to koniec epoki starożytnej i początek średniowiecznej.

Na ruinach Imperium powstało plemienne państwo Franków rządzone przez królów z dynastii Merowingów (481 – 751) a następnie Karolingów (753 – 987); pod panowaniem Karola Wielkiego (768 – 814) rozciągało się od Pirenejów do Łaby; jego stolicą był Akwizgran (obecnie Aachen w Niemczech); w roku 800 Karol Wielki otrzymał z nadania papieskiego tytuł Świętego Cesarza Rzymskiego stając się „legalnym władcą” Europy Zachodniej; słowiański termin „karol - król” pochodzi od jego imienia (!). Państwem Karola Wielkiego podzielili się wnukowie (843 – traktat w Verdun); tworząc podwaliny współczesnej Francji i Niemiec a pośrednio wszystkich państw w tym rejonie.
Królestwem Francji rządzili królowie z dynastii Kapetyngów (987 – 1328), Walezjuszów (1328 – 1589) i Burbonów (1589 – 1789), podporządkowując sobie (drogą wojen lub układów) kolejne księstwa; największe z nich – Burgundia miało terytorium porównywalne z terytorium Królestwa (w tym dzisiejszą Belgię, Holandię i Luksemburg). Epokę Burbonów zakończyła Rewolucja Francuska rozpoczęta zdobyciem (14.07.1789) Bastylii – paryskiego więzienia; 14 lipca jest Świętem Narodowym Francji. W latach Rewolucji (1789 – 1799) usiłowano zatrzeć wszelkie ślady po okresie feudalizmu (nowy kalendarz i jednostki miar; zmiana „feudalnych” nazw miast); nacjonalizacja majątku kościelnego (wiele obiektów zostało zdewastowanych; katedry przekształcano na „Świątynie Rozumu”); publicznie stracono „za pochodzenie i poglądy” dziesiątki tysięcy osób w tym króla – Ludwika XVI; armia rewolucyjna tłumiła krwawo wszelkie bunty. Rządy rewolucyjne zakończył zamach stanu (1799) Napoleona Bonaparte (generała armii rewolucyjnej), który przejął całkowicie władzę oraz został Cesarzem Francuzów (1804); jego rządy to okres wojen ze wszystkimi sąsiadami oraz Rosją (1812) zakończonych klęską pod Waterloo (1815); motywy polskie to Legiony Polskie we Włoszech (1797 – 1807), Księstwo Warszawskie (1807 – 1815) i Hymn Narodowy – Mazurek Dąbrowskiego (1797). W latach 1815 – 1945 rozwój Francji przerywany był trzema wojnami: przegraną z Prusami (1870 – 1871; utracono Alzację i Lotaryngię), Pierwszą - (1914 – 1918) i Drugą (1939 – 1945) Wojną Światową.

Przez ponad 2000 lat toczono, niemal bez przerwy, wojny zarówno „międzypaństwowe” jak i „lokalne” - króla z wasalami oraz wasali pomiędzy sobą; podstawową metodą powiększania swojej władzy i majątku były wojna i rabunek. Poczucie bezpieczeństwa dawały fortyfikacje „państwowe” i „lokalne”; już legiony rzymskie fortyfikowały swoje obozy a miasta otaczano murami; w średniowieczu zbudowano tysiące zamków i murów miejskich. W XVI wieku rozwój artylerii wymusił zmianę budowy fortyfikacji; wymyślono „narys bastionowy” - na ogół pięciobok (stąd „Pentagon”) zbudowany z nasypu ziemnego licowanego cegłą lub kamieniem; często otaczanego fosą; bronionego ogniem artylerii umieszczonej na narożnikach - bastionach; z biegiem czasu stworzono wiele rodzajów „dzieł fortyfikacyjnych” ułatwiających obronę. Ostatnią wielką (zresztą bezużyteczną) fortyfikacją była „Linia Maginota” (1929 – 1940) mająca bronić wschodniej granicy Francji.

W średniowieczu zbudowano też nieprawdopodobnie dużo (w stosunku do liczby ludności) obiektów sakralnych o imponujących rozmiarach w stylu romańskim (XI – XIII w) a następnie gotyckim (XIII – XVI w); gotyckie katedry są dowodem mistrzostwa „inżynierii intuicyjnej” ich budowniczych i organizacji pracy pomimo, że wielu do dziś nie ukończono.

Zachowane stare budownictwo miejskie (ratusze, domy,...) pochodzi pochodzi na ogół z epoki Renesansu (XVI w) oraz Baroku (XVII – XVIII w); dotyczy to też większości rezydencji królewskich i magnackich, które często wielokrotnie przebudowywano zgodnie z „aktualną modą” .

Do naszych czasów zachowało się, w różnym stanie, bardzo dużo obiektów architektury militarnej, sakralnej i świeckiej. Wypłynęliśmy w ten rejs aby obejrzeć zarówno dziedzictwo kulturalne i architektoniczne (głównie) Francji jak i jej krajobrazy „z poziomu wody”.

 

Do dyspozycji będziemy mieli trzy rodzaje dróg wodnych:

  1. Rzeki skanalizowane; co ok. 5 – 20 km rzekę przegradza stopień wodny złożony z jazu (rzadziej zapory) spiętrzającego wodę do gwarantowanej głębokości trakcyjnej oraz śluzy.

  2. Kanały „boczne” (fr. = canal latéral) przebiegające wzdłuż rzeki; poziom wody w kanale jest nieco wyższy niż w rzece; „ścina” on meandry i zapewnia żeglowność niezależnie od stanu wody w rzece; jest zasilany wodą z rzeki (na ogół pobraną wyżej lub rzadko - pompowaną).

  3. Kanały pokonujące dział wodny (fr. = canal à bief de partage) łączące rzeki płynące do różnych zlewisk. W przypadku wysokiego działu wodnego mają one nawet kilkadziesiąt śluz i trudnym problemem jest dostarczenie wody do najwyższego punktu (na grzbiet działu); zasila się je ze zbiorników retencyjnych położonych wyżej (nawet odległych kilkadziesiąt kilometrów; najstarsze tego typu rozwiązanie z XVII w działa do dzisiaj na Kanale Południowym) lub woda „stracona na śluzie” jest pompowana „pod górkę” (w XIX wieku pompy napędzała maszyna parowa; obecnie – silnik elektryczny). Ciekawym rozwiązaniem jest prowadzenie kanału w tunelu pod działem wodnym (najdłuższy we Francji ma 5670 m) co obniża jego poziom ułatwiając zasilanie wodą.

 

Oto relacja z rejsu napisana na podstawie prowadzonego dziennika.

 

  1. 27.05 – środa. (Załadowanie na lawetę i transport do Holandii) O 12:15 docieramy do portu klubowego; zimno, pochmurno i wieje mocno z NW; ształujemy resztę gratów i chłodzimy lodówkę; w komorze kotwicznej odkrywamy paczkę zawierającą 3 butelki „destresanta śluzowgo” od Krzysztofa „Pegaza”; bardzo miłe pożegnanie i znakomita nazwa; zawartość oczywista – Krzysztof słynie z nalewek własnej (oczywiście) roboty. Waldemar potwierdza spotkanie w porcie YKP w Jadwisinie pod dźwigiem; spóźnia się tylko 15 min., co wprawia wszystkich zainteresowanych w osłupienie; 16:00 wyruszamy na trasę. Przed odjazdem jeden z obecnych w porcie YKP dobrych znajomych Waldemara komentuje pogodnie jego „osiągnięcia transportowe” w sposób następujący: „On zawsze tworzy sytuacje katastroficzne, które następnie z powodzeniem rozwiązuje”. To świetnie opisuje nasze poprzednie „przygody transportowe” i przez godzinę bezskutecznie usiłuję wymyślić, co czeka nas tym razem ?; nowe iveco – 200 koni i laweta budząca zaufanie. 22:30 na autostradzie A2 tuż przed granicą kończy się paliwo (!); zjeżdżamy na pobocze; ciemna noc; pada i wieje lodowaty wiatr; obecnie nikt nie wozi kanistra z olejem napędowym; zresztą nikt na autostradzie się nie zatrzyma. Teraz czas na rozwiązanie; Waldemar pokonuje z kanistrem pożyczonym z „Ewy3” (był na szczęście pusty) 10 km do najbliższej stacji paliw i 01:30 ruszamy dalej (!); 20 km w 2,5 godz. (połowa z napełnionym 5 litrowym kanistrem) to świetny wynik – szkoda, że nie ma takiej opcji w ramach zawodów „Iron Man”; jesteśmy pod wrażeniem; po dojechaniu do tejże stacji Waldemar tankuje „pod korek” iveco a my napełniamy kanistry i linie paliwowe „Ewy3” (w sumie ok. 70 l).
  2. 28.05 – czwartek. (Ciąg dalszy transportu i wodowanie w Roermond) Po przejechaniu granicy stajemy na kilkugodzinny „nocleg” na parkingu; śniadanie w mesie „Ewy3” i ruszamy dalej. O 15:15 docieramy do Roermond (Holandia) do portu klubu „Nautilus” położonego blisko centrum; jest to niestety klub zamknięty, nie świadczący żadnych usług; hafenmajster wskazuje nam natomiast drogę do portu gościnnego z wygodnym slipem i daje mapkę okolicznych portów; odnajdujemy go bez trudu i 18:00 „Ewa3” woduje na Mozie; zimno, ostry wiatr i od czasu do czasu jakaś ohydna chmurwa nas polewa. Waldemar odjeżdża a my wypływamy na rozlewiska Mozy poszukać miejsca na nocleg. Dolna Moza w okolicy Roermond tworzy rozległe zalewy (patrz foto) o różnej głębokości rozdzielone groblami; nie mając szczegółowej mapy błądzimy nieco; wreszcie po godzinie znajdujemy zalew o umocnionych brzegach przygotowanych do „cumowania weekendowego” - darmowy bez żadnego zaplecza; cumuje kilku „tambylców”; cumujemy i my; no to jesteśmy w Holandii i zaczynamy rejs.
  3. 29.05 – piątek. (Roermond – Maastricht; 45 km; 4 śluzy) Pobudka o 07:20; nieco zaspaliśmy; mocny lodowaty wiatr z S ale zza chmur nieśmiało prześwituje słońce. 09:30 przechodzimy w pojedynkę śluzę łączącą rozlewiska Mozy z rzeką skanalizowaną i po 3 km stajemy przed śluzą zamykającą Kanał Juliany (niderl. Julianakanaal). Julianakanaal to „kanał boczny” do Mozy pomiędzy Maasbracht i Maastricht; zbudowany w latach 1925 – 1935 (36 km i 3 śluzy) „prostuje meandry Mozy”; nazwany na cześć księżniczki Juliany (królowej w latach 1948 – 1980); nadal intensywnie wykorzystywany przez żeglugę zawodową; komory śluz:136 x 14 m. Na kanale minęliśmy ok. 10 dużych (> 1000 ton) barek i byliśmy śluzowani wraz z jedną lub dwiema ; mamy lodowaty wiatr dokładnie „w mordę”; przez otwartą (wyrównane poziomy rzeki i kanału) śluzę w Limmel wracamy na Mozę i 15:30 cumujemy w Maastricht w porcie klubowym „WSC Treech' 42” dokładnie naprzeciwko kompleksu budynków, w którym podpisano znany wszystkim traktat; sympatyczny hafenmajster; za 11 euro jest „wszystko w cenie”. Maastricht (stolica prowincji Limburgia) pretenduje (obok Nijmegen) do miana najstarszego miasta Holandii o ciągłym osadnictwie; założyli je legioniści Oktawiana Augusta ok. 2000 lat temu; zbudowali most (od którego utworzono nazwę miasta: Mosae Trajectum czyli „przeprawa przez Mozę”) i jedną z głównych dróg w Galii - z Kolonii (Niemcy) do Bavay (płn. Francja); bardzo „atrakcyjny” teren był zamieszkały już 25 000 temu. Dla współczesnych najważniejszym wydarzeniem jest niewątpliwie podpisane 7.02.1992 (w siedzibie rządu Limburgii położonej na prawym brzegu Mozy) traktatu tworzącego Unię Europejską (Polskę przyjęto 1.05.2004). Obecnie jest to spore miasto przemysłowe i uniwersyteckie. Uniwersytet stał się sławny w roku 2013, kiedy to prof. Mark Post zademonstrował w Londynie „hamburgera wyhodowanego in vitro” - 142 g mięsa otrzymanego przez namnażanie komórek macierzystych; trzy osoby zaproszone do konsumpcji ((5.08.2013) uznały go za jadalny; kosztował 250 000 euro.Duża i dobrze zachowana „starówka” (niderl. Binnestad) z dwoma średniowiecznymi placami: Vrijthof oraz Markt wokół których zachowały się liczne obiekty – oto najważniejsze. Bazylika Św. Serwacego – romański kościół (1039 – 1180, zbudowany na fundamentach kościoła z roku 550) jest miejscem spoczynku św. Serwacego (310 – 384) – misjonarza i pierwszego biskupa Maastricht; godność bazyliki mniejszej nadał jej Jan Paweł II w roku 1985. Bazylika Najświętszej Marii Panny Gwiazdy Morza (niderl. Onze Lieve Vrouv Sterre der Zee) – romański kościół (XI w – później przebudowywany) z drewnianą figurą Najświętszej Marii Panny pochodzącą z Czech (1420 – 1430); miejsce pielgrzymek „ludzi morza”; jedna z najpiękniejszych Madonn Europy. Kościół Św. Jana (niderl. Sint – Janskerk) – gotycki z XIV – XV w. Ratusz (XVII w) przebudowany w XVIII w jest pięknym przykładem klasycyzmu niderlandzkiego. Resztki średniowiecznych murów miejskich z dwoma bramami (Helpoort i Waterpoortje) oraz resztki fortyfikacji z XVII – XVIII w (Ligne van Du Moulin) z zachowanymi podziemnymi kazamatami. Most Św. Serwacego (niderl. Sint – Servaasbrug) przez Mozę; najstarszy most w Holandii; zbudowany w latach 1280 – 1298 w miejscu mostu rzymskiego, który runął w roku 1275; czynny aktualnie (!). Młyn biskupi nad Geer - dopływem Mozy (niderl. Bisschofsmolen); istniejący już w VII w (stan obecny z XVII w) służy nadal do mielenia jęczmienia na piwo.Z Maastricht pochodził Jan Pieter Mincklers (1748 – 1824) profesor uniwersytetu w Louvain (Belgia), który przez suchą destylację węgla (1783) otrzymał gaz świetlny używany w XIX – XX w do oświetlania i gotowania; jego pomnik stoi naprzeciwko ratusza. Ciekawostką jest stojący w parku miejskim pomnik d'Artagnana - znanego chyba wszystkim „czwartego muszkietera” z trylogii A. Dumasa, który jest postacią historyczną. Charles de Batz-Castelmore d'Artagnan (1611 – 1673) był synem ubogiego gaskońskiego szlachcica, dzięki protekcji krewnych został przyjęty (1630) do Kompanii Muszkieterów – ochrony osobistej króla Ludwika XIV, gdzie zrobił olśniewającą karierę; mianowany rzeczywistym dowódcą kompanii (tytularnym był król) został „zaufanym człowiekiem” króla, który zlecał mu wiele „sekretnych misji”. Zginął 25.06.1673 podczas oblężenia Maastricht przez wojska francuskie.Po obiedzie wyruszamy rowerami do centrum; po dwóch godzinach uciekamy przed deszczem do portu; szybka kąpiel – zdążyliśmy; potem się beznadziejnie rozpadało; „wieczorek destresujący” z wykorzystaniem „destresanta śluzowego” - znakomity.
  4. 30.05 – sobota. (Maastricht – Liège (Belgia); 27 km; 1 śluza) Rankiem wita nas słoneczko obiecując pogodę pomimo zimnego wiatru z S (?). 09:15 ruszamy rowerami kontynuować zwiedzanie miasta; bazylika św. Serwacego a szczególnie jej skarbiec robią duże wrażenie. 13:15 wracamy do portu; szybki klar i wypływamy w kierunku zespołu trzech śluz w Lanaye (Belgia) łączących Mozę holenderską z Kanałem Alberta; . Kanał Alberta długości 130 km, zbudowany w latach 1930 – 1939 łączy Autonomiczny Port Liège z Morzem Północnym (portem w Antwerpii); zmodernizowany w roku 1960 jest dostępny dla statków >9000 ton; obecnie w Lanaye budowana jest czwarta śluza przeznaczona dla nich. Kanał nazwano imieniem króla Alberta I (1875 - 1934), który wykazał się dużą odwagą osobistą podczas I Wojny Światowej (przebywał z synem na froncie); znakomity alpinista (kilka znaczących dróg w Alpach) zginął podczas treningowej wspinaczki „skałkowej” na Marche – les - Dames (urwisko skalne w dolinie Mozy, 7 km poniżej Namur). Po krótkim oczekiwaniu śluzujemy się z barką i 15:00 jesteśmy 12 -14 m wyżej na kanale; wita nas załoga barki zawodowej „Ewa” (!) z Inowrocławia czekającej na śluzowanie „w dół”. Płyniemy kanałem przez mocno zdewastowany teren post – industrialny (centrum przemysłu ciężkiego Belgii); po 17 km kanał łączy się z Mozą; na cyplu wita nas ogromny posąg Johna Cockerilla (1790 - 1840) - twórcy belgijskiego hutnictwa żelaza; mijamy rozległy „port autonomiczny” i 17:20 cumujemy w porcie jachtowym w Liège; zacisznie i sympatycznie; obiad i relaks; nadal kiepska pogoda. Na wejściu do portu stoi „na głowie” oryginalny pomnik „nurka” (fr. Le Plongeur). Mozą (fr. Meuse) mamy przepłynąć 215 km „pod górkę”; przez Belgię (110 km, 13 śluz) i Francję (95 km, 20 śluz, 2 tunele); rzeka skanalizowana z krótkimi kanałami „bocznymi”; prace wykonano w latach 1875 – 1887; w Belgii jest drogą wodną klasy Va (komory śluz 136 x 16 m); we Francji (tak jak większość dróg wodnych, unowocześnionych w XIX wieku) ma gabaryt „Freycinet” (od nazwiska ministra Robót Publicznych, który wdrożył projekt ich ujednolicenia); mogą z nich korzystać barki o wymiarach 38,5 x 5,05 x 1,8 m i wysokości nad lustrem wody 3,7 m; są one na ogół zautomatyzowane i samoobsługowe.Jeszcze kilka słów na temat pływania w Belgii. Belgia jest państwem federalnym; trzy regiony federalne: flamandzki (stolica w Brukseli i urzędowy język niderlandzki), waloński (stolica w Namur i urzędowy język francuski) oraz stołeczny Brukseli (stolica w Brukseli i dwa języki urzędowe) mają daleko posuniętą autonomię. Pływanie „turystyczne” we Flandrii wymaga wykupienia winiety; pływanie w Walonii (do którego się ograniczyliśmy) jest bezpłatne ale wymaga zasadniczo zarejestrowania się na pierwszej śluzie; od nas w Lanaye nikt tego nie wymagał a dalej nie pytano nas o nic. Używanie „ukaefki” w celu zgłoszenia chęci śluzowania jest bez sensu – brak jakiejkolwiek odpowiedzi; śluzy są przeznaczone dla dużych barek zawodowych (małe jednostki mają kłopoty z zacumowaniem w komorze); trzeba spokojnie „kręcić kółka” przed śluzą czekając, no ogół niezbyt długo, na „zaproszenie zielonym światłem”; za zwyczaj śluzuje się „na drugiego” z barkę zawodową. W sezonie śluzy na Mozie są czynne w godzinach 06:00 – 19:30 (w niedziele od 09:00).
  5. 31.05 – niedziela. (Liège – śluza Ampsin – Neuville; 26 km, 1 śluza) Na wstępie kilka informacji o Liège. Miasto powstało na miejscu rzymskiej osady rolniczej; w roku 717 św. Hubert (patron miasta) przeniósł tu (z Maastricht) biskupstwo; w latach 972 – 1794 miasto było stolicą niezależnego księstwa biskupiego; zbudowano pałac biskupów i kilkadziesiąt obiektów sakralnych (w większości zachowanych). Po odłączeniu się Belgii od Królestwa Niderlandów (1830) weszło w skład Belgii i stało się dużym ośrodkiem hutniczym i górniczym; do roku 1986 było stolicą prowincji Walonia; obecnie jest sporym miastem przemysłowym i uniwersyteckim oraz węzłem komunikacyjnym (kolej, autostrada, port lotniczy i wielkogabarytowy kanał Alberta). Chlubą miasta była, zbudowana w XII – XV w, gotycka katedra Marii Panny i św. Lamberta – największa w średniowiecznej Europie; została zdewastowana a następnie rozebrana (na materiał budowlany) w roku 1794 przez miejscowych rewolucjonistów zainspirowanych Rewolucją Francuską; udało się natomiast ocalić skarbiec i cenniejsze wyposażenie. Z zachowanych obiektów warto wymienić kilka. Pałac Książąt – Biskupów; kolejne budowle niszczyły pożary lub najeźdźcy; obecny – zbudowany w roku 1526 był wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany – stanowi harmonijną mieszaninę gotyku, renesansu i neogotyku (XIX w); obecnie jest siedzibą władz i sądu. Katedra św. Pawła zbudowana w XIII – XV w w stylu gotyku brabanckiego jako kolegiata; zdewastowana w roku 1794 uniknęła rozbiórki i w roku 1805 przejęła funkcję katedry; zgromadzono w niej wyposażenie kościołów zniszczonych podczas Rewolucji; chlubę stanowi skarbiec. Romańska kolegiata św. Bartłomieja (XI – XII w) kilkakrotnie modernizowana; jej najcenniejszym wyposażeniem jest średniowieczna, mosiężna, bogato zdobiona chrzcielnica Zachowało się jeszcze sześć kolegiat oraz mnóstwo opactw, konwentów, beginaży i szpitali o rodowodzie średniowiecznym – nie bez powodu miasto nazywano „córką kościoła katolickiego” oraz „miastem stu dzwonów”. Warto też obejrzeć ratusz (1714) oraz perron – ozdobny słup stawiany przed ratuszem w średniowiecznych miastach jako symbol ich samorządności; wykonywano przy nim wyroki i odczytywano obwieszczenia (np. obowiązujące ceny). Nad miastem góruje XVII – wieczna cytadela; wielokrotnie rozbudowywana; w roku 1970 na jej terenie zbudowano duży kompleks szpitalny; rozległy teren cytadeli jest parkiem z którego roztacza się wspaniały widok.Z Liège wiąże się też „motyw polski”; Henryk Arctowski (1871 – 1951) – syn emigrantów z zaboru pruskiego ukończył studia przyrodnicze na uniwersytecie w Liège, na którym podjął (1893) pracę; w latach 1897 – 1899 uczestniczył w wyprawie antarktycznej Adriena de Gerlache (na statku „Belgica”) stając się „ojcem duchowym” polskich polarników; w roku 1977 na Wyspie Króla Jerzego (Szetlandy Południowe) zbudowano polską całoroczną stację naukowo badawczą jego imienia.Poranne niebo ma kolor jasno – ołowiany ale nie pada; wstajemy o 06:30 i po solidnym śniadaniu wyruszamy rowerami „na Liège”; zaczynamy od niedzielnego targu regionalnego – (Marché de Batte); atmosfera targu w Radzyminie ze znacznie gorszą ofertą; kupujemy 3 kiełbaski „regionalne” (cena dwukrotnie wyższa niż w Radzyminie); ogólnie dominują „chińskie łachy i plastiki”. Liège (> 200 000 mieszkańców) obudowuje ściśle Mozę; obiekty zabytkowe wciśnięte pomiędzy domy z XIX – XX w są niemal niewidoczne; zwiedzamy najważniejsze; w katedrze jest imponujący skarbiec z cennym wyposażeniem sakralnym i relikwiami św. Lamberta. Pogoda psuje się zdecydowanie; ołowiane niebo zdecydowanie ciemnieje a wiatr z deszczem gasi w nas chęć dalszych spacerów; wracamy do portu; zaległa gorąca kąpiel i 15:30 uciekamy z Liège.Płyniemy przez okolice post – przemysłowe (Seraing); mijamy nieczynne huty, koksownie i kopalnie; jest też nieco nowych obiektów; brzegi to betonowe kilkumetrowe ściany. 17:30 podchodzimy do śluzy d'Ivoz – Ramet; to wielki plac budowy; wołanie przez „ukaefkę” pozostaje bez odzewu; po 30 min. „kręcenia kółek” pojawia się duża barka holenderska (przebudowana na turystyczną) z małżeństwem emerytów; cumujemy do ich burty i czekamy; 18:15 wchodzimy do komory starej śluzy; jest w fatalnym stanie; nie ma się czego złapać; cumujemy do drabinki; 18:45 ruszamy za „holendrem” w dalszą drogę; pada ze zmiennym natężeniem. 19:30 podchodzimy do kolejnej śluzy (Ampsin – Neuville); już nieczynna; wracamy 500 m i po dłuższych manewrach cumujemy pod rozpadającym się mostkiem nad małym dopływem Mozy. Wreszcie ciepła kolacja i o 22:30 kładziemy się spać; leje równomiernie i beznadziejnie.
  6. 1.06 – poniedziałek. (śluza Ampsin – Neuville - Namur; 40 km, 3 śluzy) Dzisiaj mamy Dzień Dziecka; wstajemy 06:00; meteo nie robi raczej prezentu; ołowiane niebo i zimno ale przynajmniej nie leje; o 08:00 podchodzimy do śluzy; śluzujemy się bez czekania razem z barką zawodową; za śluzą mijamy elektrownię atomową (Huy – Tihange); 15 min. później mijamy Huy – małe miasto z kilkoma obiektami ale rezygnujemy z cumowania przy nadbrzeżu miejskim; następne dwie śluzy również przechodzimy niemal bez oczekiwania razem z dwoma turystycznymi „niemcami”. Pogoda nieco się poprawia a krajobraz – zdecydowanie; brak zdewastowanych obiektów przemysłowych; strome brzegi doliny są pokryte lasem; gdzieniegdzie prześwitują obrywy wapiennych skał (70 – 100 m) – to forpoczty Ardenów. Do Namur docieramy o 13:00 w pełnym słońcu; mijamy ujście Sambry do Mozy i cumujemy w porcie jachtowym „Henri Halet” na prawym brzegu Mozy. Namur – miasto położone przy ujściu Sambry do Mozy; idealny rejon dla osadnictwa, co 30 000 lat temu odkryli już neandertalczycy (niedaleko stąd w dolinie Sambry, w grocie Spy znaleziono szczątki „człowieka ze Spy”); liczne stanowiska archeologiczne z epoki mezolitycznej (6 000 lat p.n.e.); 2000 lat temu stacjonowały tu legiony rzymskie (fortyfikując teren cytadeli) a w okolicy istniały liczne osady rolnicze. W średniowieczu Moza w rejonie Namur stanowiła granicę między Księstwem Namur (prawy brzeg – dzielnica Jambes) a Księstwem Biskupim Liège. Z racji „atrakcyjnego położenia” Namur wielokrotnie zmieniało władców; rządzili tu władcy: Flandrii, Burgundii, Habsburgowie Austriaccy i Hiszpańscy, Francuzi,... Kolejne rządy zaczynały się na ogół od zniszczenia miasta (a następnie odbudowy) i częściowo twierdzy (a następnie jej rozbudowy i modernizacji). Z tego powodu brak praktycznie obiektów średniowiecznych, natomiast imponującym obiektem architektury militarnej jest cytadela. Cytadela zbudowana w widłach Mozy i Sambry na wapiennej skale (70 m powyżej poziomu rzeki) została określona przez NapoleonaNajwiększą Termitierą Europy” (z racji sieci wykutych w skale korytarzy); niektóre jej elementy mają 1000 lat; obecny kształt nadał jej Vauban (po zdobyciu w roku 1692 przez armię Ludwika XIV); użytkowana przez armię belgijską do roku 1977; obecnie obiekt turystyczny. Z obiektów wartych obejrzenia wymieńmy najważniejsze. Pont de Jambes - most przez Mozę (XVI w) zbudowany w miejscu kolejnych przepraw mostowych istniejących od czasów rzymskich; częściowo niszczony (ostatni raz w roku 1940) i ponownie odbudowywany. Beffroi (XIV w) – baszta z dzwonem służąca władzom miejskim do obserwacji miasta i alarmowania mieszkańców. Baszta Marii Spilar (XIV w) – pozostałość murów miejskich. Halle al'Hair (XVI w) – rzeźnia i jatki; obecnie muzeum archeologiczne. Arsenał (1692 wg projektu Vaubana) – obecnie restauracja uniwersytecka. Od roku 1986 Namur jest stolicą Regionu Walońskiego; sporym miastem przemysłowym i uniwersyteckim; liczne budynki administracyjne.Po szybkim obiedzie o 14:30 ruszamy zwiedzić cytadelę; podejście w przedburzowym upale wyciska sporo potu ale wspaniałe widoki są godną rekompensatą; „Ewa3” widziana z tej wysokości wygląda niepoważnie w towarzystwie wypasionych jachtów motorowych. Studiujemy detale fortyfikacji i zwiedzamy podziemia (sami z przewodniczką) – jesteśmy pod wrażeniem rozmiarów i złożoności obiektu; potem krótki spacer przez miasto; wracamy o 19:30 do portu; kąpiółka, kolacja, relaks.
  7. 2.06 – wtorek. (Namur – Dinant - Anseremme; 31 km, 7 śluz) Wczorajsze popołudnie było prezentem na Dzień Dziecka; dziś wracamy do normy; w nocy lało a mokry ranek wita nas ołowianym niebem. Wstaję 06:45 i idę po świeże pieczywko; Ewa dosypia – nie musimy się dzisiaj spieszyć; spokojnie jemy śniadanie; „kapitan portu” spóźnia się 30 min.; czekamy aby oddać klucz elektroniczny do sanitariatów i odebrać kaucję; wreszcie o 09:30 ruszamy w drogę. Sprawnie pokonujemy 6 śluz i 15:30 dopływamy do Dinant; przystań w środku miasta zniechęca do cumowania (hałas; samochody; przechodnie „chodzący po cumach”); mijamy miasto; przechodzimy kolejną śluzę i cumujemy w porcie klubowym w Anseremme 4 km dalej; obszerny basen z wąskim wejściem, cicho, zielono, sympatyczny „kapitan”, 12 euro „za wszystko z WiFi”, Jemy zasłużony obiad; odpalam laptopa i załatwiam korespondencję; wieczorem na niebie obserwujemy objawy poprawy pogody (?).
  8. 3.06. - środa (Postój w Anseremme – zwiedzanie Dinant i okolic) Dziś zamierzamy zwiedzać „relaksowo” Dinant i okolice.Dinant – niewielkie miasto położone głównie na prawym brzegu Mozy; jego historia w epoce rzymskiej i średniowieczu jest niemal identyczna jak prawobrzeżnego Jambes (Namur); w roku 1466 kompletnie zniszczone przez Burgundów; już w średniowieczu słynęło z produkcji wyrobów z mosiądzu – ich potoczna nazwa w języku francuskim to „la dinanderie”. W Dinant urodził się Antoine – Joseph (Adolphe) Sax (1814) – wynalazca saksofonu. Syn rzemieślnika - lutnika produkującego instrumenty „blaszane” przerósł ojca; już w wieku 15 lat wygrał pierwszy konkurs lutniczy w Belgii; ukończył studia w Konserwatorium w Brukseli jako wirtuoz fletu i klarnetu. Udoskonalił i zbudował kilka instrumentów dętych; jego największym osiągnięciem jest seria saksofonów od soprano – do barytonowego (1846); został profesorem konserwatorium (oczywiście klasy saksofonu) w Paryżu, gdzie zmarł w roku 1894. Przed domem rodzinnym „siedzi” jego pomnik a głównym skrzyżowaniu stoi pomnik w kształcie saksofonu; „pomniki saksofonów” są głównym motywem dekoracyjnym miasta. Nad miastem góruje (100 m) cytadela zbudowana w latach 1818 – 1821 przez Holendrów w miejscu trzech kolejnych fortyfikacji budowanych od roku 1040 (!); poprzednią zbudował Vauban (1703) po zniszczeniu przez Francuzów fortyfikacji z roku (1523); obecnie muzeum. Dwa obiekty sakralne godne uwagi to Kolegiata Marii – Panny (gotycka z XIII w zbudowana na miejscu romańskiej) oraz Opactwo Marii – Panny w Leffe (XII w; do dziś jest siedzibą Norbertanów). 1 km od centrum znajduje się grota La Merveilleuse („Wspaniała”); odkryta w roku 1850; 850 m galerii „krasowych” udostępnionych do zwiedzania. 2 km w górę rzeki, Mozę przecina żelbetowy most Karola Wielkiego (fr. viaduc Charlemagne) – najwyższy w Belgii (80 m); w pobliżu na prawym brzegu widoczna jest skała Bayarda – 60 metrowa iglica wapienna, z którą wiąże się średniowieczna „pieśń o czynach” czterech synów Aymona. Pieśni o czynach (fr. chanson de geste) powstawały w średniowiecznej Francji i były śpiewane na dworach przez wędrownych poetów – śpiewaków; na tle wydarzeń z udziałem postaci historycznych (na ogół Karola Wielkiego) opiewały „długo i szczegółowo” niezwykłe „baśniowe” czyny fikcyjnych bohaterów; Tadeusz Boy Żeleński wspaniale przetłumaczył „Pieśń o Rolandzie” („La chanson de Roland”) – oryginał tak się spodobał niejakiemu Kichotowi z La Manchy, że 600 lat później (w XVII w) poszedł w ślady bohatera (z wiadomym skutkiem). „Pieśń o czterech synach Aymona” („La Chanson des quatre fils Aymon” lub „ La chanson de Renaud de Montauban”) opisuje przygody czterech braci – rycerzy Karola Wielkiego; po wielu niezwykłych przygodach punktem zwrotnym w ich życiu stało się zabójstwo bratanka króla podczas gry w szachy (!); bracia uciekali na koniu Bayardzie (jednym - musiał być dostatecznie długi); pościg królewski dopadł ich w Dinant; dzielny koń przeskoczył Mozę ratując braci ale kopytem rozłupał skałę (miał co prawda „z górki” ale Moza ma 90 m szerokości więc musiał się mocno odbić). W rzeczywistości skałę „rozłupali” saperzy Ludwika XIV w roku 1690, ale legenda jest piękna; w okolicy jest kilka ruin zamków, pomników i nazw geograficznych z nią związanych; odbywają się letnie „imprezy tematyczne”.Ranek mglisty ale w ciągu dnia pogoda się systematycznie poprawia; słoneczko walczy skutecznie z chmurami; 08:00 wyruszamy rowerami na eksplorację Dinant; kontemplujemy skałę Bayarda, zwiedzamy małe muzeum w domu rodzinnym A.J. Saxa i (remontowaną) kolegiatę Notre – Dame; cytadelę oglądamy z brzegu rzeki nie mając chęci na wspinaczkę; podziwiamy natomiast kilkanaście pomników saksofonów zdobiących most oraz pomnik gen. Charlesa de Gaulle'a (jako porucznik został tu ranny 15.08.1914 roku). Kolejny cel stanowi grota „La Merveilleuse”; zwiedzamy ją z przewodnikiem. Po powrocie do Dinant jedziemy do pobliskiego Bouvignes – sur – Meuse (urocze małe miasteczko z XVII wiecznym centrum) i wspinamy się do ruin XII wiecznego zamku Crèvecœur; spokój i wspaniały widok na dolinę Mozy; wzruszająca legenda związana ze zdobyciem zamku przez Francuzów w roku 1554. 16:00 wracamy na łódkę; obiad, relaks, internet i przegrywanie oraz oglądanie fotek.
  9. 4.06 – czwartek. (Anseremme – Givet (Francja) – Haybes; 40 km; 8 śluz; 1 tunel) Pobudka 05:40; mgła zasnuwa dolinę rzeki ale wschodzące słoneczko skutecznie ją rozrzedza; chyba nareszcie definitywna zmiana pogody; 07:20 wypływamy z basenu portowego na rzekę; raczej rześko bo słoneczko nie dotarło jeszcze do dna doliny i płyniemy w cieniu 200 – 250 metrowych zalesionych stromych brzegów; kręto i zielono; mijamy wspaniałą rezydencję magnacką w Freyr; sprawnie pokonujemy dwie ostatnie śluzy w Belgii i 11:00 cumujemy w śluzie „Quatre Cheminées” - jesteśmy we Francji. Oto kilka informacji na temat pływania „turystycznego” w tym kraju. Wymagane jest wykupienie winiety; dostępna na śluzach granicznych oraz w regionalnych siedzibach VNF (Voies Navigables de France – instytucja państwowa zajmująca się utrzymaniem i eksploatacją wewnętrznych dróg wodnych; na stronie www.vnf.fr znajdują się wszystkie niezbędne informacje oraz darmowe mapy *.pdf); cena winiety zależy od gabarytów łódki i czasu pływania; my płacimy 137 euro (roczna gdyż nie ma opcji 2 miesięcznej); daje ona prawo do korzystania bez ograniczeń z dróg wodnych i śluzowania oraz pewnej opieki agentów vnf. Na terytorium Francji istnieje ok. 8500 km (!) śródlądowych dróg wodnych; najstarsze (czynne) mają rodowód XVII – wieczny; zmodernizowano je w XIX – XX w. Ich stosunkowo niewielka część jest przystosowana do ruchu dużych (>2000 ton) barek zawodowych oraz wielkich „wycieczkowców” (śluzy obsługują śluzowi); większość ma gabaryt „Freycinet” (zautomatyzowane śluzy są samoobsługowe ; skipper – turysta sam uaktywnia procedurę śluzowania a następnie działa zgodnie z sygnałami świetlnymi). Na śluzie „Quatre Cheminées” otrzymujemy pilota „radiowego”; około 300 m przed śluzą znajduje się antena odbiornika; należy ją wypatrzeć, podpłynąć blisko (20 m) i „kliknąć”; antena „odmruga na żółto” i rozpoczyna się procedura przygotowania śluzy (światła czerwone i zielone); po otwarciu wrót zapala się światło zielone; wpływamy do komory, cumujemy i podnosimy do góry „niebieską wajchę” umieszczoną na ścianie śluzy; wrota się zamykają, następuje zmiana poziomu wody, drugie wrota się otwierają, zielone światło zezwala na opuszczenie śluzy. Jeżeli coś się „zatnie” należy z intercomu znajdującego się „na śluzie” zadzwonić do agenta vnf; ma on pod opieką wiele śluz ale na ogół zjawiał się po 10 – 30 minutach, usuwał „zacięcie” i śluzował nas osobiście w miłej atmosferze; są wakacje i nie ma pośpiechu; zdarzało się to raz na 10 – 15 śluzowań ale w „pechowy dzień” bywało częściej. Taka „automatyka” umożliwia pokonanie śluzy w 20 minut; należy jednak pamiętać, że barki zawodowe mają absolutne pierwszeństwo i nie wolno ich wyprzedzać. Po opuszczeniu śluzy „Quatre Cheminées” cumujemy 4 km dalej do nadbrzeża miejskiego w Givet aby uzupełnić paliwo na pobliskiej stacji paliw; wykonuję mimo upału 3 rundy rowerem (35 l). Nad miastem góruje imponująca twierdza Fort de Charlemont; zbudowana w roku 1555 została zdobyta przez Ludwika XIV w roku 1680; Givet miało dla Francji znaczenie strategiczne i twierdza została przebudowana przez Vaubana - naczelnego inżyniera królewskiego. Ponieważ zwiedzanie fortyfikacji jest jednym z naszych celów proponuję kilka informacji na ich temat. XVII wieczne fortyfikacje we Francji Zamki średniowieczne, których tysiące zbudowano we Francji (królewskie, książęce, rycerskie) z kamienia lub cegły, składały się z części mieszkalnej i magazynów otoczonych murami wzmocnionymi basztami oraz, w miarę możliwości, fosą. Służyły one do obrony biernej – po zamknięciu bramy i podniesieniu mostu czekano na szturm oblegających. Pojawienie się w Europie prochu (koniec XIII w), rozwój broni palnej oraz powszechne użycie armat (połowa XVI w) uczyniło taki zamek praktycznie bezużytecznym wobec dobrze przygotowanego napastnika – mur rozbijano żelaznymi kulami dużego kalibru lub wysadzano miną po wykonaniu podkopu; na murach i w basztach nie można było umieścić armat rażących oblegających.W połowie XVI w we Włoszech powstała koncepcja „twierdzy gwiaździstej” (fr. trace italienne); zamkniętego wieloboku (pierwotnie pięcio -) wałów ziemnych licowanych od zewnątrz murem ceglanym lub kamiennym otaczającym część mieszkalną i magazyny twierdzy (lub miasto), bronionymi ogniem artylerii (rozmieszczonej w bastionach na narożnikach wieloboku) i broni ręcznej. Aby wyeliminować martwe pola ostrzału i utrudnić podejście do wałów oraz wykonywanie podkopów „minerskich” tworzono dotatkowe „dzieła fortyfikacyjne”; pod koniec XVII w był to bardzo złożony „wielowarstwowy” obiekt, którego zdobycie wymagało dużego nakładu sił i środków.„Ojcem fortyfikacji” Francji był Jean Errard (1554 – 1610) – matematyk i inżynier wojskowy; na podstawie analiz geometrycznych i doświadczenia nabytego podczas obrony Sedanu (1588 – 1589) wydał dzieło (fr. La fortification démonstrée et réduicte) zawierające zasady budowy twierdz i poszczególnych „dzieł fortyfikacyjnych” oraz ich obronę. Idee te rozwinął twórczo Sébastien Le Prestre de Vauban (1633 – 1707) – naczelny inżynier królewski Ludwika XIV; pochodzący z drobnej szlachty i mający jedynie wykształcenie średnie, po wstąpieniu do służby wojskowej u księcia de Condé (zbuntowanego przeciwko królowi) dał się poznać jako odważny oficer i „specjalista od zdobywania twierdz”. Po „zmianie frontu” i wstąpieniu do armii królewskiej zrobił olśniewającą karierę: od porucznika (1652) przez głównego komisarza fortyfikacji (1678) do marszałka Francji (1703); zawdzięczał to niewątpliwie „talentowi i naukowemu podejściu” oraz dużej osobistej odwadze. Ludwik XIV niemal bez przerw prowadził wojny ze wszystkimi sąsiadami i Vauban „miał pole do popisu” kierując wieloma oblężeniami – sławę przyniosło mu zdobycie (1673) Maastricht (twierdzy „nie do zdobycia”) w ciągu 13 dni z minimalnymi stratami własnymi. Jako główny komisarz fortyfikacji opracował, na żądanie króla, budowę od podstaw lub modernizację ponad 150 fortyfikacji otaczających Francję „żelazną granicą” (fr. frontière de fer); wiele z nich zachowało się do dzisiaj w dobrym stanie. Swoją wiedzę zawarł (1704) w „Traktacie o oblężeniach i atakowaniu twierdz” (fr. Traité des sièges et de l'attaque de places) – „lekturze obowiązkowej” inżynierów wojskowych przez kolejny wiek. Fort de Charlemont oglądamy z poziomu Mozy; obezwładniający upał zniechęca nas skutecznie do wspinaczki; płyniemy dalej. Dwie kolejne śluzy i dzielący je krótki tunel Ham przechodzi się z asystą śluzowych; kolejna jest „automatyczna” - za drugim razem opanowujemy zasady „klikania”; śluzy na tym odcinku Mozy są czynne w godzinach 09:00 – 18:00; przechodzimy jeszcze trzy i cumujemy „na dziko” przed Haybes przy pięknej łące z rozległym widokiem. Upał; otrzeźwiamy się kąpielą; woda jest zimna i zadziwiająco czysta (po napełnieniu wiadra sprawia wrażenie wody wodociągowej !); kolacja; relaks; wpłynęliśmy 25 km w głąb Francji.
  10. 5.06 – piątek. (Haybes – Château Regnault (Bogny – sur - Meuse); 38 km; 8 śluz; 1 tunel) Wstajemy 07:30; niebo bez jednej chmurki; szykuje się upalny dzień; 09:05 atakujemy pierwszą śluzę – idzie nam dobrze; dwie kolejne przechodzimy w towarzystwie dużego „holendra” - trochę wolniej z powodu dłuższych manewrów cumowania w komorze śluzy ale też nieźle. Przed śluzą „Revin” mamy „wesołe miasteczko”; 5 barek turystycznych (dwie bardzo duże przebudowane z barek zawodowych); wszystko idzie bardzo wolno (są też barki z naprzeciwka); ponad godzinę „kręcimy kółka” (brak pomostu do zacumowania); wreszcie śluzujemy się w towarzystwie sporego „holendra”; panuje „pełna kultura”; żadnych przepychanek ale przejście dosyć głębokiej (> 4 m) śluzy wymaga czasu. Na śluzie „Dames de Meuse” mamy awarię; stoimy w komorze napełnionej wodą i górne wrota pozostają zamknięte; dzwonię z intercomu; dosyć szybko przyjeżdża agent vnf i nas uwalnia. Pokonujemy jeszcze dwie śluzy i stajemy (jest 17:45 i kolejna śluza byłaby już nieczynna) do pomostu typu „halte fluviale” w Bogny– sur – Meuse; upał; chłodzimy się w Mozie; w nocy burza i solidna ulewa. Kilka wyjaśnień na temat postoju na noc. Można stawać „na dziko” do brzegu, jeżeli znajdzie się odpowiednie miejsce (brzegi są na ogół umocnione bardzo grubym tłuczniem – raczej nieprzyjaznym dla burt i dna łódki) i upewni się, że nie ma ruchu barek zawodowych nocą (czas pracy śluz). VNF i gminy przygotowały wiele miejsc do cumowania nazywanych „halte fluviale” (pomost pływający lub nadbrzeże, śmietnik, stół i ławy, czasami woda i prąd); na ogół są bezpłatne; na niektórych pojawia się wieczorem jakiś urzędnik (jeżeli jest prąd) i kasuje 3 – 4 euro. Kolejny poziom to „relais nautique”; na ogół z prądem, WC i slipem do zwodowania małej łódki; płatny nieco więcej. Pełną infrastrukturę mają natomiast porty jachtowe (fr. „port de plaisance” czyli „przyjemnościowy” !); płatne 9 – 15 euro. Warto też pamiętać, że „turysta – wodniak” nazywa się po francusku „le plaisancier” czyli „przyjemniaczek” - należy sobie to powtarzać jak coś nas wkurzy lub leje zimny deszcz.
  11. 6.06 – sobota. (Château Regnault (Bogny – sur – Meuse) – Charleville - Mézières; 17 km; 3 śluzy) Ponury, mokry poranek po nocnej burzy ale wstajemy 06:00 i po solidnym śniadaniu wspinamy się 70 – 80 m na punkt widokowy (Château Regnault) na którym postawiono pomnik Czterem Synom Aymona (z koniem Bayardem i samym Aymonem); dobrze przygotowana ścieżka dydaktyczna geologiczno – historyczno – przyrodnicza; mimo siąpiącego deszczu docieramy pod pomnik i podziwiamy zakole Mozy i pokryte lasami Ardeny. Ewa pozyskuje łupki do swojej kolekcji (na tym odcinku Mozy ściany doliny stanowią skały łupkowe; od X do XIX wieku pozyskiwano to ogromne ilości łupku, którym pokrywano dachy budowli). Wracamy do łódki i 09:00 ruszamy w drogę za „holendrem”, który właśnie nas mijał; przed pierwszą śluzą pakuję „Ewę3” na kamienistą ostrogę; szybko wskakuję do wody i uwalniam łódkę; „holender” uprzejmie czeka w komorze śluzy; wchodzimy, cumujemy i mamy awarię; dolne wrota śluzy się nie zamykają; wspinam się 5 m po zardzewiałej drabince; intercom nie działa; dzwonię z komórki; agent vnf przyjeżdża po 30 min. i śluzuje nas ręcznie; ufff... Słoneczko skutecznie przegania chmury i 10:00 wraca upał pod bezchmurnym niebem. Kolejną śluzę pokonujemy też razem; potem „holender” nam ucieka i śluzę wejściową do Charleville - Mézières pokonujemy w pojedynkę; przez pomyłkę błądzimy po odnogach bardzo tu „pokręconej” Mozy. Wreszcie 13:20 cumujemy w nowoczesnym porcie jachtowym; ogromny basen z nowymi pomostami pływającymi jest niemal pusty; 10 euro „za wszystko”. Charleville - Mézières to miasto utworzone w roku 1966 przez połączenie dwóch miast położonych obok siebie w bardzo krętych tutaj meandrach Mozy; oba mają rodowód gallo – rzymski (obozy legionów zbudowane na drodze łączącej Kolonię z Reims). W roku 899 założono miasto Mézières, natomiast w roku 1606 książę Charles de Gonzague (bratanek króla Henryka IV) założył Charleville; miasta konkurowały ze sobą ekonomicznie; z racji swojego „strategicznego” położenia były mocno niszczone w czasie kolejnych wojen (1870 – 1871, 1914 – 1918, 1940 – 1945) jednak zawsze je z pietyzmem odbudowywano. Warto zwiedzić kilka obiektów; w większości są to obiekty odbudowane po zniszczeniach wojennych. W Mézières: fortyfikacje (zachowane ok. 30 % murów cytadeli z X w oraz dwie baszty i brama), Bazylika Notre – Dame d' Espérance (zbudowana w latach 1500 – 1682 w stylu gotyku płomienistego; zwiedzana głównie z powodu witraży projektu René Dürrbacha – współpracownika Pabla Picasso; wykonane w latach 1954 - 1979 są abstrakcyjną interpretacją poematu Henri Girarta o Matce Boskiej i tworzą niezwykłą grę światła we wnętrzu). W Charleville: Place Ducale (tzn. „Plac Książęcy”; ufundowany przez księcia Charles de Gonzague i otoczony 27 budynkami z epoki; jest to niemal kopia paryskiego Place des Vosges – architekci projektujący oba obiekty byli braćmi), Le Vieux Moulin (tzn. „Stary Młyn”; zbudowany w roku 1626; imponująca budowla; pracował zgodnie z przeznaczeniem do roku 1887; obecnie mieści on muzeum Arthura Rimbaud). Artur Rimbaud (1854 - 1891) urodził się w Charleville (zachował się dom rodzinny) i tu ukończył szkołę średnią; jest uważany za poetę genialnego, szokującego czytelników, który inspirował licznych poetów (również „młodopolskich”); niestety próba potwierdzenia tego lekturą polskiego przekładu „Statku pijanego” przerosła po kilku wersach mój „politechniczny” umysł – zrezygnowałem aby nie być zmuszonym do naśladowania statku. Atrakcją turystyczną jest też Le Grand Marionennettiste (automat „marionetkowy” prezentujący przygody czterech synów Aymona); miasto co dwa lata gości Światowy Festiwal Teatrów Lalkowych a corocznie Festiwal Marionetek.Po obiedzie wyruszamy rowerami realizować „program krajoznawczy”; na Placu Książęcym totalny piknik (sobota) z udziałem różnych grup (wypucowane motocykle, ubłocone quady,...); witraże projektu René Dürrbacha – fantastyczne; „Stary Młyn” w remoncie (obudowany rusztowaniami); pozostałości murów – imponujące. Po wyczerpaniu listy tematów wracamy na Plac Książęcy, siadamy na ławce i nasycamy się atmosferą pikniku. W końcu wracamy do portu; kąpiółka, relaks; na jutro mamy ambitne plany.
  12. 7.06 – niedziela. (Charleville – Mézières - Pont – à – Bar - śluza Cassine (Canal des Ardennes); 35 km; 8 śluz; 1 tunel) O 05:45 wita nas bezchmurne niebo; ; szykuje się upalny dzionek; po śniadaniu wyruszamy rowerami o 07:45 do Mézières (4 km) na targ regionalny; jest wielki; głównie chińskie łachy ale też artykuły spożywcze; ceny owoców i jarzyn zbliżone do polskich (!); robimy 15 kg zapasów „zieleniny”; Ewa z rozpędu kupuje marokańskie gacie z przewiewnej bawełny; wracamy do portu; ształujemy zakupy i 10:30 ruszamy w dalszą drogę; szybko pokonujemy ostatnie 18 km Mozy i 3 śluzy; 14:30 podchodzimy do wylotu Kanału Ardenów i po pokonaniu kolejnych dwóch śluz na kanale, cumujemy w Pont – à – Bar; totalna pustka; zapuszczona stocznia remontowa; rdzewiejące jachty; pokryty grubą warstwą brudu pełnomorski jacht z położonym masztem chyba już nigdy nie zobaczy pełnego morza; wrażenie ogólnego upadku plus obezwładniający upał. Jemy obiad; upał wytapia z nas ostanie ślady projektu wycieczki rowerowej do Sedanu (tylko 8 km). Kanał Ardenów (fr. = Canal des Ardennes); łączy rzekę Aisne (w Vieux – lès – Asfeld, zlewisko Sekwany) i rzekę Mozę (w Pont – à – Bar); 87 km, 44 śluzy i 1 tunel; zbudowany w latach 1823 – 1831; różnicę poziomów między wododziałem (165 m n.p.m) i rzeką Aisne (60,5 m n.p.m.) pokonuje za pomocą 37 śluz (w tym 26 śluz na 8,5 km).16:00 ruszamy w drogę (w górę kanału) chłodząc się co pewien czas za burtą (woda w kanale jest krystalicznie czysta !); pokonujemy dwie kolejne śluzy, krótki tunel (Saint – Aignan), jeszcze dwie śluzy (automatyka działa bez zarzutu) i 19:30 stajemy do ładnego nadbrzeża „halte fluviale vnf” (stoły, ławy, śmietnik) przed nieczynną już śluzą „Cassine”. Wita nas skipper wypasionego belgijskiego hausbota „Eva” (!); odbiera cumy; atmosfera sympatyczna; krajobraz rolniczy (łąki, krowy, zalesione szczyty wzgórz); zielono i sielsko; wieczorne piwko pijemy kulturalnie przy stole pod rozłożystym dębem.
  13. 8.06 – poniedziałek. (śluza Cassine (Canal des Ardennes) - śluza Attigny (Canal des Ardennes) ; 27 km; 29 śluz) Po śniadaniu o 09:00 ruszamy do śluzy; Belgowie śpią słodko w swoim super – hausbocie; szybko przechodzimy dwie śluzy i osiągamy dział wodny pomiędzy zlewiskami Mozy i Aisne (zlewisko Sekwany); po kilku kilometrach o 10:30 cumujemy w Le Chesne; mały spacer z wizytą w piekarni (Ewa decyduje się na tartę z malinami, ja na croissanta). Przed nami „Dolina śluz” - 26 śluz na odcinki 8,5 km; 11:30 uruchamiamy pilotem procedurę na pierwszej; mała awaria (wrota się nie zamykają); przyjeżdża wezwany agent vnf, informuje szczegółowo o procedurze pokonania ciągu 26 śluz i śluzuje nas osobiście. Ruszamy; łódka jest śledzona radarem; musimy wszystkie śluzy pokonać bez zatrzymywania się na postój – odpoczynek i płynąć w tempie 5 km/h; kolejna śluza powinna czekać gotowa (nie używa się pilota). Ruszamy; odległości między śluzami 200 – 300 m, spadek (śluzujemy się oczywiście „w dół”) 3 – 3,5 m; bezchmurne niebo; upał; co jakiś czas pijemy w pośpiechu wodę; 16:45 jesteśmy 85 m niżej; na ostatniej śluzie oddajemy agentowi vnf pilota „radiowego” (dalej będzie inny system „automatyki”). „Dolina śluz” zrobiła na nas duże wrażenie; wąsko; strome, zalesione stoki (ok. 100 m); mały ruch turystyczny (jedna barka z naprzeciwka); ściany komór pokryte roślinnością „lądowo – wodną”. Przechodzimy jeszcze jedną śluzę (z obsługą) i po kilku kilometrach cumujemy do przygotowanego brzegu (skoszona trawa) umocnionego „larsenami” tuż przed śluzą „Attigny”; kąpiel chłodząca; nareszcie będzie można coś zjeść; Ewa pomimo zmęczenia szykuje uroczystą obiado – kolację.
  14. 9.06 – wtorek. (śluza Attigny (Canal des Ardennes) - Variscourt (Canal latéral à l'Aisne); 55 km; 11 śluz) Kolejna seria śluz ma inną „automatykę”; ok. 300 m przed śluzą zwisa nad wodą plastikowa sztywna „wajcha”, którą należy przekręcić o ćwierć obrotu (patrz foto); uruchamia to procedurę przygotowania śluzy; dalsze postępowanie jest takie same jak w przypadku pilota „radiowego”. Słoneczna pogoda i lekki wiaterek z różnych kierunków nieco łagodzi upał; 09:00 przekręcamy „wajchę” i ruszamy w kierunku śluzy; wszystko przebiega sprawnie i po pokonaniu pięciu śluz o 12:00 docieramy do Rethel; ; rezygnujemy z „wycieczki po paliwo” i kontynuujemy; kanał staje się nieco nudnawy; zarośnięte brzegi, brak widoczności, taka sobie rura. Niespodziewanie dużo barek zawodowych; w ciągu dnia minęliśmy chyba 12; mijanka na dosyć wąskim kanale wymaga ostrożności, ale szyprowie barek świetnie manewrują i mijanki przebiegają bez ryzyka. Ruch turystyczny raczej niewielki; kilka „holendrów” i jeden „duńczyk” (drewniany morski „oldtimer” z położonym masztem – skąd i dokąd płynie ?). 16:30 kończymy Kanał Ardenów i wpływamy na Kanał „boczny” do rzeki Aisne.Kanał „boczny” do rzeki Aisne (fr. Canal latéral à l'Aisne); 51 km i 7 śluz; zbudowany w latach 1837 - 1841; łączy miasteczka Vieux – lès – Asfeld oraz Celles – sur – Aisne.Przechodzimy jeszcze jedną śluzę (świeżo wyremontowaną) i cumujemy w Variscourt; gminna, bezpłatna „halte fluviale”; skoszona trawa, stoły i ławy w cieniu drzew, woda pitna, śmietniki; cumuje już spory „holender”; stajemy za nim; po chwili przypływa następny „holender” - nowoczesny hausbot będący nieco pomniejszoną kopią „Titanica”; małe manewry w celu zrobienia mu miejsca przy nadbrzeżu; wieczorek relaksujący.
  15. 10.06. - środa. (Variscourt (Canal latéral à l'Aisne) – Soissons (Aisne); 57 km; 7 śluz) 06:30 pobudka; śniadanie; zapowiada się bezchmurny upalny dzień; ruszamy pierwsi; „Titanic” nas dogania i pierwszą śluzę przechodzimy razem; przed Berry – au – Bac „holender” skręca w lewo na kanał „Aisne – Marne” - zamierza zapewne obejrzeć Reims „z wody”. Meldujemy się na śluzie „ Berry – au – Bac”, gdzie śluzowy wręcza nam pilota „radiowego” („automatyka” taka jak na Mozie); ruszamy dalej; krajobraz „z wody” staje się bardziej rozległy; rolniczo – leśny; kanał „boczny” jest prowadzony powyżej rzeki a brzegi są miejscami niezarośnięte; mijamy niewielkie miasteczka z imponującymi średniowiecznymi kościołami; zielono i cicho. Nadal sporo barek zawodowych ale nabieramy rutyny w mijaniu się z nimi; ostatnie śluza na kanale stanowi „schody” - trzy wrota ograniczają dwie komory; „zjeżdżamy” dwuetapowo do rzeki Aisne.Rzeka Aisne została skanalizowana w latach 1837 – 1843; do przepłynięcia mamy odcinek 57 km i 7 śluz od Celles – sur – Aisne do Compiègne.Po 15 km cumujemy do nadbrzeża miejskiego w Soissons; gratis bez żadnej infrastruktury; stoimy przed „Iron Lady” - świetnie utrzymaną 40 metrową barką zawodową przebudowaną na hausbot (!); na niej małżeństwo angielskich emerytów – jak oni nią pływają (?). Soissons ma rodowód galo – rzymski; w III w. n.e. było (obok Reims, Rouen i Amiens) dużym miastem Gali Belgijskiej; pierwsza stolica państwa Franków (od roku 486); siedziba biskupstwa od VIII w; położone na skrzyżowaniu dróg było miejscem licznych bitew (V – X w); w XII – XIII w przeżywało okres prosperity – zbudowano wówczas liczne obiekty gotyckie. Budowę katedry pod wezwaniem św. Gerwazego i św. Protazego (fr. Cathédrale Saint – Gervais – et – Saint – Protais) zbudowano w XII - XIV w (na miejscu romańskiej); uchodzi ona za dzieło pierwszej epoki gotyku o imponujących rozmiarach. Drugim obiektem gotyckim jest zabezpieczona fasada opactwa pod wezwaniem św. Jana – des – Vignes (fr. Abbaye Saint – Jean – des – Vignes); zbudowane w XI – XV w; z niewielkimi zniszczeniami przetrwało Rewolucję; zostało przeznaczone w roku 1809 do rozbiórki przez biskupa (brak pieniędzy na remont) i sprzedane jak materiał budowlany (!); zachowano imponującą fasadę. Miasto zostało zdobyte w roku 1870 przez Prusaków; podczas I Wojny Światowej dwukrotnie przechodziło „z rąk do rąk”; będąc na linii frontu uległo dużym zniszczeniom; podczas II Wojny Światowej działał w mieście Ruch Oporu; pamiątkami są liczne cmentarze wojskowe i pomniki.Po zacumowaniu jemy szybko obiad, składamy rowery i 17:15 jedziemy do centrum; duży ruch samochodowy; zdążamy w „Office du Tourisme” pobrać plan miasta; katedra jest już zamknięta; jej bryła z zewnątrz robi duże wrażenie. Oglądamy długo fronton opactwa; jest świetnie oświetlony wieczornym słońcem i misterna kamieniarka robi na nas duże wrażenie. Wracamy do portu; Ewa robi porządki a ja „akcję paliwo” (do stacji ok. 1000 m); zagaduje do nas po polsku małżeństwo Czeczenów z dwójką małych dzieci urodzonych w Lublinie (!). Mocno zmęczeni idziemy wreszcie spać. Ponieważ jednym z celów rejsu było podziwianie gotyckich katedr proponujemy kilka informacji na ich temat. Katedry gotyckie Francji … i nie tylko (w pigułce homeopatycznej). Styl gotycki narodził się w północnej Francji w XII w co podkreśla termin łaciński „francigenum opus” (pol. dzieło francuskie); termin „gotyk” powstał w epoce Renesansu i nabrał szybko sensu pejoratywnego stając się synonimem „barbarzyństwa” - cóż moda ulega zmianie. Ogromne, strzeliste katedry są najbardziej znanymi dziełami gotyckimi; ich budowa stała się możliwa dzięki nowym rozwiązaniom lub udoskonaleniu wcześniejszych: ostrych łuków, sklepień krzyżowo – żebrowych, łęków przyporowych, zewnętrznych wież sił (przenoszących obciążenia sklepień),...; ich zastosowanie umożliwiło zastąpienie masywnych ścian nośnych konstrukcją szkieletową wypełnioną oknami z ogromnymi witrażami i znacznie lepsze, w porównaniu z budowlami romańskimi, oświetlenie wnętrz. Na ogół są to trójnawowe bazyliki (nawa główna wyższa od naw bocznych, oświetlona bezpośrednio) z transeptem (nawą poprzeczną oddzielającą nawę główną od prezbiterium); za wzorzec uważa się katedrę św. Szczepana w Sens (1135 – początek budowy). W miarę nabywania doświadczenia budowano obiekty coraz większe, wyższe, lepiej oświetlone, dekorowane nawet tysiącami rzeźb; wyróżnia się trzy okresy: pierwotny – klasyczny (do 1230), promienisty (fr. rayonnant; 1230 – 1350) i płomienisty (fr. flamboyant). Ponieważ katedrę budowano 100 – 400 lat (z przerwami spowodowanymi brakiem pieniędzy lub katastrofą budowlaną), to kolejny architekt modyfikował zwykle pierwotny projekt zgodnie z „aktualną modą” - rzadkie są obiekty zbudowane w całości zgodnie ze stylem wyróżnionego okresu.
  16. 11.06 – czwartek. (Soissons (Aisne) – Compiègne (Oise); 44 km; 6 śluz) Nadal bezchmurne niebo; 9:15 wyruszamy do katedry; do 9:30 msza; 30 wiernych w nawie na 1000 osób robi dziwne wrażenie. Po mszy studiujemy starannie konstrukcję i detale; zachowało się kilka witraży z XIII – XIV w; jest też obraz Rubensa „Adoracja Pasterzy”; nie ma wycieczek i kontemplujemy samotnie. 11:00 wracamy na łódkę i ruszamy w drogę; duży ruch barek ale Aisne jest dostatecznie szeroka i „mijanki” nie stanowią problemu; trzeba jednak bezustannie prowadzić obserwację; rzeka jest kręta i ma zarośnięte brzegi; liczne mosty pod którymi obowiązuje „ruch wahadłowy”. Na śluzie 12 (Vic – sur – Aisne) – awaria; brak reakcji na „kliknięcie” pilotem; cumujemy „na dziko” 400 m od śluzy w jako – tako dostępnym miejscu; desant na stromy trawiasty brzeg; idę w upale na śluzę i pertraktuję przez intercom; po przyjeździe agenta vnf mały marszobieg z powrotem; Ewa w międzyczasie zażywała kąpieli; po prześluzowaniu ponownie kąpiemy się „z łódki”. Na kolejnej śluzie tracimy godzinę z powodu dwóch barek z naprzeciwka; musimy czekać aż się prześluzują. Wreszcie koniec rzeki Aisne; na ostatniej śluzie oddajemy pilota (dalej będą duże śluzy z obsługą) i wpływamy na rzekę Oise.Rzeka Oise jest dopływem Sekwany; kanalizowanie rozpoczęto w roku 1835; prace są kontynuowane – dolny odcinek ma wchodzić w skład wielkogabarytowej drogi wodnej Sekwana – Nord – Europa; do przepłynięcia mamy 99 km (7 śluz) od Compiègne do Conflans Sainte Honorine. Jeszcze 1 km i 18:00 stajemy w porcie klubowym w Compiègne; niewielki basen jest kompletnie zatkany ale na wejściu uprzejmy „klubowicz” samorzutnie telefonuje do „kapitana” i wskazuje nam miejsce; cumujemy do króciutkiego y – bomu; czysto, cicho, zielono, sympatyczny „kapitan”; niewielkie sanitariaty; gorąca woda bez ograniczeń; 12 euro „za wszystko”; „kapitan” ściąga mi z internetu rozkład jazdy SNCF – jutro zamierzamy pojechać pociągiem do Amiens; sympatyczne rozmowy z klubowiczami; relaks po zasłużonej obiado – kolacji. Compiègne ma 2000 lat historii; legiony rzymskie zbudowały obóz broniący przeprawy przez Oise wokół którego powstało miasto; w państwie Franków (już w epoce Merowingów) konkurowało ono ze stolicą (Akwizgranem); pałac królewski zbudowano ok. roku 500; był trzykrotnie przebudowywany; ostatnia przebudowa (1751 – 1788) za panowania Ludwika XV i jego syna Ludwika XVI nadała mu obecny wygląd. W roku 876 powstało Opactwo Św. Korneliusza (fr. Saint - Corneille); jego kaplica była miejscem koronacji (877 – 1007) czterech królów dynastii Karolingów i miejscem pochówku kilku z nich, a w pałacu miały miejsce istotne wydarzenia (traktaty, spotkania władców,...). Rewolucjoniści (1793) sprofanowali i zdewastowali doszczętnie opactwo (ruiny rozebrano w roku 1822; pozostały fragment budynku zajmuje obecnie biblioteka); pałac ocalał (urządzono w nim szkołę wojskową); odrestaurowany na rozkaz Napoleona I; obecnie mieści kilka muzeów; otacza go piękny park. Warto też obejrzeć kilka innych obiektów: Ratusz (XVI) z beffroi (dzwon odlany w roku 1303), Baszta Joanny d'Arc i resztki murów miejskich; gotycki kościół Św. Jakuba (XIII – XVI w), kościół Św. Antoniego (XIII – XVI w) – piękny przykład gotyku płomienistego. Podczas Wojny Stuletniej (1337 – 1453) między dynastiami Plantagenetów i Walezjuszy (Anglią i Francją) w Compiègne (1430) została wzięta do niewoli przez Burgundów Joanna d'Arc; sprzedana (dosłownie) Anglikom, została, jako heretyczka, spalona na stosie w Rouen (13.05.1431); kanonizowana (1920) jest jedną z świętych patronek Francji. Wydarzenie o fundamentalnym znaczeniu dla Polaków miało natomiast miejsce 11 listopada 1918 roku na Polanie Rozejmu (fr. Clairière de l'Armistice) ok. 6 km od centrum miasta. Wyczerpane wojną Niemcy, targane ruchami rewolucyjnymi w wojsku, poprosiły o zawieszenie broni na froncie zachodnim, godząc się na warunki Aliantów; rozejm podpisano o 05:15 w wagonie kolejowym (salonce) - ruchomym centrum dowodzenia marszałka Ferdynanda Focha (głównodowodzącego Aliantów); artykuł XII nakazywał ewakuację wojsk niemieckich z terenów byłego Imperium Rosyjskiego, co ułatwiło negocjacje wysłannikowi Józefa Piłsudskiego z dowódcą garnizonu niemieckiego w Warszawie, zakończone jego bezkrwawą kapitulacją i odrodzenie Polski po 123 latach zaborów; 11 listopada obchodzimy Narodowe Święto Niepodległości (1937 – 1939) i od roku 1989.
  17. 12.06 – piątek. (wycieczka do Amiens, zwiedzanie Compiègne) Pobudka 05:00 - konieczny był budzik; solidne śniadanie i 07:07 ruszamy pieszo na dworzec; 20 min. szybkiego marszu; zdążyliśmy; po godzinie jazdy wysiadamy w Amiens. Amiens – stolica galijskiego plemienia Ambiens; zdobyta przez legiony Juliusza Cezara; ma 2000 lat udokumentowanej pisemnie historii; jedno z większych miast średniowiecznych; liczne odkrywki archeologiczne i zachowane obiekty średniowieczne; można by tu spędzić kilka dni; trzeba jednak wybierać – wybieramy Katedrę Notre – Dame (fr. Cathédrale Notre – Dame d'Amiens); jest to największa pod względem kubatury (200 000 m3, 145 m długości całkowitej, zwornik sklepienia 43 m nad posadzką) katedra francuska uznawana (obok katedr w Chartres, Reims i Bourges) za doskonałe dzieło gotyku klasycznego. Zbudowano ją (na miejscu kilku poprzedzających ją świątyń) w latach 1220 – 1288 (!) - tak krótki czas budowy był możliwy dzięki zgromadzeniu olbrzymich środków (Amiens przeżywało okres prosperity jako centrum produkcji sukna i barwnika roślinnego – urzetu barwierskiego) oraz nowoczesnej logistyki (znormalizowane bloki kamienne czterech typów przygotowywano seryjnie już w kamieniołomach; transport drogą wodną na plac budowy). Wzbogacana (XIII – XV w) w liczne kaplice, była w roku 1498 bliska zawalenia się; wieże sił (projektowane przecież „intuicyjnie”) ustępowały pod naciskiem ogromnego sklepienia; „mistrz budowlany” Pierre Tarisiel uratował katedrę spajając mury nawy i transeptu „żelazem hiszpańskim” (uznawanym wówczas za najlepsze) – to wzmocnienie (nazywane obecnie ankrowaniem) spełnia nadal swoją rolę. Katedra przetrwała Rewolucję niemal bez zniszczeń, gdyż przemianowano ją na „Świątynię Rozumu i Prawdy”; posąg św. Genowefy (zachowany do dzisiaj) po „małych przeróbkach” reprezentował „boginię Rozumu” (skąd my to znamy ?). Z 33 – stronicowym opisem w ręku studiujemy szczegółowo: rozwiązania konstrukcyjne (wówczas nowatorskie); wspaniałe rozety i witraże, koronkowe maswerki, portal ozdobiony rzeźbami, wyposażenie wnętrza; bogaty skarbiec z licznymi relikwiami w tym głową Jana – Chrzciciela (od roku 1206 cel pielgrzymek do Amiens; przejście na kolanach labiryntu wykonanego z czarnych płyt na posadzce nawy było w średniowieczu równoważne pielgrzymce do Jerozolimy). Po czterech godzinach jesteśmy „totalnie nasyceni”; pozostaje kontemplacja atmosfery; rano we wnętrzu było niemal „bezludnie”; po godzinie zaroiło się od wycieczek – połowę stanowiły dzieci za szkół podstawowych pod opieką nauczycieli; zadziwia „brak japończyków ?”. 13:40 wsiadamy do pociągu powrotnego i 15:00 docieramy do portu. Po obiedzie i małej regeneracji sił i wyruszamy rowerami na Polanę Rozejmu (fr. Clairière de l'Armistice). Z powodu braku oznakowania i niezbyt sensownych wskazówek „tambylców” nieco błądzimy na wyjeździe z miasta; po 6 km jazdy skrajem ruchliwej szosy (brak ścieżki rowerowej) docieramy na miejsce o 17:45. Jest pusto; właśnie zamknięto budynek mieszczący kopię salonki, w której 11 listopada 1918 roku podpisano rozejm; w oryginalnym wagonie delegacja francuska podpisała z kolei kapitulację 22 czerwca 1940 roku; z rozkazu Hitlera został on spalony w roku 1944 (chyba Führer obawiał się jej kolejnego wykorzystania). Sycimy się atmosferą w wieczornym słońcu; obok pomnika marszałka Ferdynanda Focha na trzech masztach powiewają flagi: francuska, brytyjska i … polska. 19:30 wracamy do portu; długa regeneracja pod prysznicem; relaks; przegrywanie fotek.
  18. 13.06 – sobota. (cd. zwiedzania Compiègne) Po śniadaniu jedziemy rowerami na targ odnowić zapasy „zieleniny” i kupić świeże mięso; totalny „Radzymin w sobotę” na uliczkach zabytkowej starówki w pobliżu ratusza; robimy solidne zakupu „zieleniny” i świeżego mięsa, z którymi wracamy na łódkę; Ewa ształuje „łupy” . Po drugim śniadaniu wracamy do centrum na „zwiedzanie wg listy”: rynek z ratuszem i pomnikiem Joanny d'Arc (z rozwianym sztandarem, wzywającej do boju z Anglikami), kościół św. Jakuba (cenne relikwie), kościół św. Antoniego (współczesne witraże przedstawiające wydarzenia z udziałem Joanny d'Arc), park pod resztkami murów obronnych, urokliwa starówka, pałac cesarski otoczony rozległym parkiem; chłoniemy beztroską atmosferę sobotniego popołudnia. Wracamy lekko wykończeni bezwietrznym upałem; regeneracja zestawem płynów na łódce.
  19. 14.06 – niedziela. (Compiègne (Oise) – śluza „Boran” (Oise); 54 km; 4 śluzy) Wstajemy 06:00; klar poranny; klucze do sanitariatów klubowych chowam pod wycieraczkę biura „kapitana” i na drzwiach przyklejam karteczkę ze strzałką „patrz pod nogi”; 07:00 wypływamy na 98 km rzeki Oise; chłodno i pochmurno; śniadanie w biegu; „kapitan” nie znalazł kluczy i zadzwonił na drugą śluzę; wyjaśniamy nieporozumienie śluzowemu i telefonuję do „kapitana” - wszystko jest ok; płyniemy dalej; mimo niedzieli sporo barek zawodowych. Pogoda się poprawia i w południe mamy już upał lekko łagodzony słabymi podmuchami wiatru; 14:30 stajemy na kotwicy; obiad, kąpiółki, herbatka; ogólne lenistwo; telefonuję do Mariny Arsenal (Paryż) i przekładam nasze przybycie na wtorek. Spóźniamy się na śluzę „Boran” (w niedzielę jest czynna tylko do 18:00); wracamy 300 m i stajemy „na dziko” do zatopionych przy brzegu drzew bez wyjścia na brzeg; wieczorek z użyciem „destresanta śluzowego”
  20. 15.06 – poniedziałek. (śluza „Boran” (Oise) – Rueil – Malmaison (Sekwana); 74 km; 4 śluzy) Pobudka o 06:00; zimno i pochmurno (?); po porannym klarze ruszamy do śluzy i dosyć szybko ją przechodzimy w pojedynkę; za śluzą Ewa robi wykwintne śniadanko, które jemy „w biegu”; jeszcze dwie śluzy i 12:30 docieramy do ujścia Oise do Sekwany. Sekwana (fr. Seine); jej kanalizowanie rozpoczęto w roku 1853; „kultowa” rzeka Francji oplatająca meandrami Paryż; w jego centrum następuje podział na dwie drogi wodne: Sekwanę Dolną (fr. Basse Seine) oraz Sekwanę Górną (fr. Haute Seine). Do przepłynięcia mamy 74 km (2 śluzy) od ujścia rzeki Oise (Confluans – Sainte – Honorine) do ujścia rzeki Marny (Charenton). Conflans – Sainte – Honorine jest wielkim portem rzecznym; setki barek cumują do nadbrzeży obu rzek oraz zupełnie „na dziko” nawet „w kilku warstwach”. Płyniemy w górę Sekwany pod niezbyt silny prąd; 16:00 osiągamy Bougival; tu rzeka rozdziela się na dwa ramiona opływające wyspę Chatou (fr. Île de Chatou); „owczym pędem” płyniemy za dużą barką, która właśnie nas wyprzedziła; to był błąd; dopływamy do śluzy, która nas totalnie olewa (jest przeznaczona wyłącznie dla dużych barek, o czym w angielskiej locji nie napisano); po godzinie domyślamy się powodu (śluza nie reaguje na wołanie przez „ukaefkę”); wracamy 4 km i, po krótkim oczekiwaniu, śluzujemy się w jednej z komór „potrójnej” śluzy „Bougival”; straciliśmy co najmniej 1,5 godziny. 18:30 mijamy Rueil – Malmaison i stajemy „na dziko” do brzegu wyspy Chatou (2 cumy i kotwica); mimo pracy śluzy do 20:00, jeszcze po tym terminie przepływa duża barka; odbita fala mocno nami rzuca; niezbędny jest „wieczorek destresujący”.
  21. 16.06 – wtorek. (Rueil – Malmaison (Sekwana) – Joinville – le – Pont (Marne); 55 km; 4 śluzy; 1 tunel) O 06:00 odchodzę od brzegu obawiając się ruchu barek powodującego duże fale (6:00 zaczyna pracę śluza w Bougival); szykuje się upał; Ewa dosypia 45 min. po czym robi śniadanie, które zjadamy „w biegu” przed śluzą „Suresnes”; szybkie śluzowanie – to ostania śluza przed centrum Paryża. Płynąc przez dzielnicę La Défense podziwiamy „z wody” jej nowoczesną architekturę; przy brzegach, w każdym możliwym miejscu cumuje tysiące „pływadeł” w różnym stanie - od wielkich barek zawodowych i wycieczkowców, do hausbotów; nie brak też rozpadających się (często niedokończonych) „ efektów marzeń o dalekich podróżach”; mijamy kilka stoczni rzecznych. Wreszcie zza budynków wychyla się wieża Eiffla; mijamy katedrę Notre – Dame na Île de la Cité i podchodzimy do śluzy zamykającej Canal Saint – Martin na którym znajduje się port jachtowy Arsenal; cumujemy prowizorycznie, telefonuję do „kapitanatu”; czekamy godzinę na prześluzowanie z powodu ruchu statków „białej floty” mających pierwszeństwo. Marina Arsenal, już na wstępie robi na nas złe wrażenie; przygniata upał w kamiennej niecce obudowanej kamienicami; kompletny brak przewiewu powietrza; brudna woda; statki „białej floty” powodują fale tłukące zacumowanymi po obu stronach kanału jachtami. W „kapitanacie” typu „recepcja hotelowa” okazuje się, że nie mając odpowiedniego ubezpieczenia OC nie możemy tu cumować; jestem zdecydowany ubezpieczyć „Ewę3” (cumowała ona setki razy w portach Niemiec, Szwecji, Norwegii, Danii i Holandii oraz Belgii i Francji bez OC) ale nie ma takiej możliwości dla „statku obcej bandery”; mocno wkurzeni śluzujemy się z powrotem na Sekwanę. Decydujemy się płynąć do Joinville – le – Pont, gdzie znajduje się port klubowy nad Marną; był on przeze mnie zaplanowany w Warszawie ale w trakcie rejsu zmieniliśmy zdanie. Wściekły popełniam błąd podczas lektury locji i tracimy pół godziny szukając śluzy prowadzącej na Marnę; wreszcie, po pokonaniu dwóch śluz i krótkiego tunelu Saint – Maur cumujemy w porcie klubowym w Joinville – le – Pont; był to strzał w dziesiątkę; sympatyczny „kapitan”; 10 euro „za wszystko razem z kąpielami bez ograniczeń” (3 – krotnie taniej niż w „Arsenale”); zielono, cicho, za burtą niemal „krystalicznie” czysta Marna; 2 – 4 barki zawodowe dziennie; do stacji RER 10 min. pieszo; do centrum Paryża 8 km. Odreagowujemy aferę „Arsenal” chłodząc się „za burtą”; relaks; Ewa otrzymuje wiadomość od Wojtka (syna pracującego w Genewie przy LHC); przyjedzie TGV do Paryża w piątek wieczorem; wysyłam mu esemes z lokalizacją portu.
  22. 17.06 – środa. (Joinville – le – Pont; zwiedzanie Paryża) Oszczędzę czytelnikom amatorskiego opisu Paryża; „Paryż (Koń) jaki jest każdy wie (widzi)” lub może się osobiście dowiedzieć. 07:00 ruszam do pobliskiego centrum miasteczka po świeże bagietki; najbliższa piekarnia (czynna wg wywieszki od 7:00) jest zamknięta na głucho i stoi przed nią ciężarówka z mąką (!); to raczej nie wróży rychłego sukcesu; wymieniam z jej kierowcą opinię o właścicielu (- cielce) obiektu i ruszam dalej; po 10 min. znajduję otwartą; robię zakupy i wracam do portu; po spokojnym śniadanku i klarze wyruszamy na dworzec RER; kupujemy bilety 5 – dniowe „na wszystko” (35 euro na osobę; dodatkiem jest szczegółowa mapka komunikacji w Paryżu); po 15 min. wysiadamy na Gare de Lyon aby w „Office du Tourisme” kupić szybko bilety do Luwru i muzeum Orsay; metrem dojeżdżamy do Île de la Cité – zwiedzamy katedrę Notre – Dame (tłum turystów wszelkich nacji); spacer brzegiem Sekwany (Ewa przypomina sobie pierwszy pobyt w Paryżu i stwierdza upadek bukinistów – rzeczywiście większość oferty stanowią reprodukcje). Jedziemy metrem do La Défense (jej supernowoczesna architektura, zachwycała mnie kiedy byłem poprzednio w Paryżu); Ewa jest tego samego zdania i włóczymy się tam niemal dwie godziny. Wracamy metrem do placu Charles de Gaulle – Etoile, gdzie kontemplujemy Łuk Triumfalny (efekt megalomanii Napoleona Bonaparte) ozdobiony nazwami pól bitewnych (oczywiście tylko bitew zwycięskich) i nazwiskami generałów (są też polskie). Po chwili wytchnienia wędrujemy Polami Elizejskimi (fr. Champs Elysées); luksusowe „markowe” sklepy; przed „Louis Vuitonem” - długa kolejka (!) - bez wątpienia wyprzedaż; siadamy na ławeczce przed stanowiskiem sprzedawcy lodów (aby wypić wodę i zjeść kanapkę) i przy okazji obserwujemy reakcję „turystów” na ich cenę (1 kulka = 4 euro). Upał systematycznie wytapia z nas chęć kontynuowania pieszej wędrówki; wsiadamy w metro i dojeżdżamy do Placu Zgody (fr. Place de la Concorde); oglądamy obelisk; upał ścina z nóg; z ulgą wracamy (niestety w godzinach szczytu) do zielonego Joinville – le – Pont; długo chłodzimy się w Marnie.
  23. 18.06 – czwartek. (Joinville – le – Pont; cd. zwiedzania Paryża) 08:45 wyruszamy do centrum i „atakujemy” Luwr; dalej bez komentarza; 14:30 wychodzimy z niego „dokładnie nasyceni kulturą wszystkich epok i form” z lekkim zamętem w głowach; relaks w Ogrodach Tuileries (fr. Jardin des Tuileries) przy fontannie z widokiem na oś „Plac Zgody - Pola Elizejskie – La Défence”; wracamy przed godzinami szczytu; reanimacja w nurtach Marny.
  24. 19.06 – piątek. (Joinville – le – Pont; cd. zwiedzania Paryża) Pochmurno ale ciepło; jedziemy do muzeum Orsay – to przebudowany secesyjny dworzec kolejowy; wielopoziomowa ekspozycja; wystawy stałe i okresowe; nasz główny cel stanowią obrazy impresjonistów; wspaniała kolekcja – oryginały, których reprodukcje zdobią podręczniki historii sztuki; inne zbiory też imponujące; totalne „nasycenie kulturą”. Po relaksie na tarasie (dachu) ze wspaniałym widokiem Paryża wracamy do portu jeszcze przed godzinami szczytu; po drodze robimy małe zakupy. 18:20 „odbieram” Wojtka na dworcu RER; wieczorek trzyosobowy.
  25. 20.06 – sobota. (Joinville – le – Pont; cd. zwiedzania Paryża) Pogoda bez zmian; w trójkę wyruszamy na Montmartre; w pełnym słońcu bazylika Sacré Cœur wygląda jak wielka beza; na trawnikach u jej stóp totalny piknik (sobota); sumiennie zwiedzamy zgodnie „z listą i przewodnikiem”; bez komentarza; dodatkowo spędzamy 2 godziny w muzeum Salvadora Dali – imponująca kolekcja jego dzieł. Powrót do portu 18:00; obiado – kolacja; wieczorek relaksujący.
  26. 21.06 – niedziela. (Joinville – le – Pont; cd. zwiedzania Paryża) Pochmurno i od czasu do czasu lekko kropi deszczyk; po niespiesznym śniadaniu wyruszamy na „zajęcia w podgrupach”. Ja ruszam pod wieżę Eiffla (tłumy plus wężowate kolejki do wind i schodów); przez Pałac Inwalidów i Sorbonę docieram do Ogrodu Luksemburskiego; tutaj jak w książkach i na filmach tłum dzieci puszcza modele żaglówek na wielkim basenie przed pałacem; jest to co najmniej 150 – letnia tradycja. Robi się upalnie i parno; kontempluję niedzielną atmosferę siedząc na ławce w cieniu po czym wraca do portu. Ewa z Wojtkiem pojechali do Centrum Pompidou (muzeum sztuki współczesnej) po czym ćwiczyli marszobiegi średniodystansowe pomiędzy Notre – Dame a Gare de Lyon; wg oceny Wojtka byli szybsi od metra; 16:10 Wojtek odjechał TGV do Genewy a Ewa wróciła do portu. Obiad i relaks przy akompaniamencie muzyki; piknik z okazji „początku lata” i równocześnie „święta portu”; 22:00 wszystko cichnie i idziemy spać.
  27. 22.06 – poniedziałek. (Joinville – le – Pont (Marne) - Meaux (Marne); 40 km; 5 śluz) Pochmurno; o 07:00 wychodzimy z portu bez śniadania i płyniemy w górę Marny. Marna (fr. Marne) została skanalizowana etapami w XIX w ale najstarszy we Francji odcinek kanału (canal de Cornillon koło Meaux) zbudowano już w roku 1235 (!); do przepłynięcia mamy 178 km (19 śluz i 2 tunele) od Charenton do Épernay. Ponieważ do pierwszej śluzy mamy 7,5 km (zaczyna ona pracę o 08:00), Ewa robi „w biegu” śniadanie; śluzujemy się bez czekania i płyniemy dalej w towarzystwie sporego „francuza”; razem przechodzimy trzy kolejne śluzy cumując do jego burty; piątą śluzę zaliczamy w towarzystwie „holendra” i 13:13 cumujemy w zacisznej, ukwieconej, miejskiej „halte fluviale” w Meaux; cumy „odbiera” sympatyczne niemieckie małżeństwo emerytów z morskiego jachtu „Lenchen” (28 – 30 stóp) przekształconego (tak jak „Ewa3”) na „hausbot”. Meaux ma oczywiście rodowód galo – rzymski (zachowały się niewielkie fragmenty murów); niszczone w X w przez kolejne najazdy Wikingów było jednak zawsze odbudowywane; okupowane przez Anglików (1421 – 1436) podczas Wojny Stuletniej zostało w końcu przyłączone definitywnie do korony francuskiej; kolejne zniszczenia przyniosły wojny religijne w XVI w i Rewolucja. Podczas I Wojny Światowej w tym rejonie rozegrały dwie decydujące bitwy; oto kilka słów na ten temat. I Wojna Światowa (1914 – 1918) rozpoczęła się na froncie zachodnim zajęciem przez Niemców Luksemburga (3.08.1914) i wkroczeniem do Belgii; plan „wojny błyskawicznej” Alfreda von Schlifena zakładał szybkie zdobycie Paryża atakiem od północy i zmuszenie Francji do rozejmu; mimo bohaterskiego oporu Belgów i pomocy Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, na przełomie sierpnia i września Niemcy dotarli na odległość 70 km od Paryża. 5 – 9 września połączone siły francusko – brytyjskie zatrzymały armię niemiecką (I bitwa nad Marną); obie strony umocniły pozycje i przez cztery lata trwała wojna pozycyjna „na wyniszczenie”. Latem 1818 roku (15.07 – 5.08) miała miejsce II bitwa nad Marną, w wyniku której odepchnięto Niemców na wschód. Pozostały liczne cmentarze wojenne; w każdej miejscowości stoi pomnik ku czci poległych; kompleks „pamięci obu bitew” zbudowano w roku 1920 w Dormans. W czasie I bitwy nad Marną miał miejsce epizod „taksówki znad Marny” z motywem polskim w tle; 6 – 7 września dowództwo obrony Paryża wykorzystało 1200 paryskich taksówek w celu natychmiastowego przetransportowania 6000 żołnierzy w rejon Silly – le – Long (50 km na NE od centrum); autorem pomysłu był André Walewski (1871 - 1954) - założyciel i główny udziałowiec największego paryskiego przedsiębiorstwa „Taxis G7” (istnieje nadal), prawnuk Marii Walewskiej (z Walewic koło Łowicza) i Napoleona I; jego jego pradziadek Aleksander Walewski (1810 – 1868) otrzymał od Cesarza dziedziczny tytuł hrabiego; historyczne „renault G7” są rarytasem kolekcjonerskim. Najcenniejszym obiektem jest górująca nad miastem gotycka katedra św. Szczepana (fr. Cathédrale Saint – Étienne); zbudowana w latach 1175 – 1540 łączy harmonijnie gotyk klasyczny, promienisty i płomienisty; zachwyca finezyjna kamieniarka określana jako „haft kamienny”; wyjątkowo piękna jest rozeta w stylu gotyku płomienistego nad portalem głównym. Sławę Meaux przyniósł Jacques – Bénigne Bossuet (1627 - 1704), który był tu biskupem w latach 1682 – 1704; ceniony kaznodzieja, mówca i pisarz; jest pochowany w katedrze; w budynku nazywanym „Le Vieux Chapitre” („Stara Kapituła”) zachowało się jego „miejsce pracy”. Meaux leży w krainie Brie i jest jego tradycyjną „stolicą”; produktem regionalnym (AOC czyli l'appellation d'origine contrôlée) znanym na całym świecie jest ser „Brie de Meaux” - sposób jego wytwarzania znano już 2000 lat temu (!).  Pogoda się popsuła i od czasu do czasu kolejna chmurwa nas polewa; po obiedzie korzystając z przerwy w deszczu ruszamy do katedry (10 min. marszu); po drodze w pobliskim „Office du Tourisme” płacimy 4,50 euro (cumowanie + prąd), pobieramy mapki i otrzymujemy wyjaśnienia na temat jutrzejszego „targu regionalnego”. Poganiani deszczem wchodzimy do katedry; mimo braku światła „kamienne koronki” budzą nasz zachwyt; w katedrze jest też obszerna informacja o obu bitwach nad Marną i udziale w nich mieszkańców oraz kleru. Wracamy poganiani deszczem; po drodze robimy zakupy w supermarkecie - dużo sera brie (AOC) i zapas wina; przemoczeni wracamy na łódkę; suszymy się termowentylatorem; kolacja składa się oczywiście z sera brie oraz wina chardonnay, co poprawia nam humory; leje z niewielkimi przerwami z ołowianego nieba.
  28. 23.06 – wtorek. (Meaux (Marne) – La Ferté – sous – Jouarre (Marne); 44 km; 2 śluzy) Rano pogoda zdecydowanie lepsza – słońce przebłyskuje zza cumulusów; 08:00 idziemy na „targ regionalny”; kompletna porażka; królują chińskie łachy; ceny „zieleniny” abstrakcyjne. Wracamy i robimy solidne zakupy w supermarkecie; wracamy na łódkę; ształujemy zakupy i powracamy do centrum kontynuować „krajoznawstwo”; katedra w słońcu wygląda wspaniale; finezyjna kamieniarka staje się lepiej „czytelna”; delektujemy się bez pośpiechu; jeszcze ogród Bossueta (z różami jego imienia). 12:00 wracamy na łódkę i ruszamy w dalszą drogę; na drugiej śluzie (z obsługą) otrzymujemy „super – pilota”; jest to urządzenie radarowe typu transpondera; nadajnik znajdujący się na śluzie wykrywa „super – pilota”, który informuje skippera (dźwięk i komunikat na wyświetlaczu), że zbliża się do śluzy; przebieg procedury śluzowania jest komentowany komunikatami na wyświetlaczu; pilot, dwie ładowarki i instrukcja mieszczą się pudle rozmiarów skrzynki narzędziowej; jutro trzeba będzie opanować posługiwanie się tym „najnowszym arcydziełem myśli technicznej vnf”. 17:30 cumujemy w gminnej „halte fluviale” w La Ferté – sous – Jouarre (bezpłatna z prądem) za „holendrami”, których spotkaliśmy w Meaux; mają kłopoty z ładowarkami; po wielu próbach dochodzę do wniosku, że bardzo skomplikowane i „na oko” delikatne łącze „ładowarka – pilot” jest uszkodzone; znajduję w locji telefon na śluzę i „holender” zadowolony dzwoni do agenta vnf, który obiecuje wymianę pilota. Wieczorem robię rowerem kurs po paliwo (1,5 km do stacji)..
  29. 24.06 – środa. ( La Ferté – sous – Jouarre (Marne) – Mont – Saint – Père (Marne); 50 km; 4 śluzy) O 06:00 robię kolejny kurs po paliwo; Ewa klaruje łódkę i przygotowuje śniadanie; Marnę spowija gęsta mgła powoli ustępująca słońcu. Po śniadaniu wyruszamy rowerami na „objazd krajoznawczy”. La Ferté – sous – Jouarre jest niewielkim miasteczkiem, które już w średniowieczu słynęło z produkcji kamieni młyńskich; okoliczne złoża niezwykle twardego piaskowca dostarczały świetnego surowca; w okresie szczytowego zapotrzebowania (połowa XIX w) wytwarzano tu rocznie 1000 – 1200 gotowych kamieni młyńskich oraz około 100 000 surowych bloków, które eksportowano nawet do …. Ameryki, Australii i Nowej Zelandii (!). Polerowanie płaszczyzn i wycinanie rowków wymagało wiedzy oraz doświadczenia i było bardzo pracochłonne; gotowy kamień o masie 5 – ton miał wartość domu (!); zbudowano port do załadunku produktów, wysyłanych „w świat” oczywiście drogą wodną. W czasie produkcji powstawało wiele odpadów (również spowodowanych ujawnieniem się defektów surowca w końcowej fazie obróbki), które wykorzystywano w budownictwie. Produkcja zanikła w XX w z powodu zmiany technologii mielenia ziaren zbóż. W ciągu 2 godzin pokonujemy dobrze przygotowaną ścieżkę dydaktyczną; ciekawostką jest nadbrzeże portu wykonane z … kamieni młyńskich (odpadowych) oraz budynek teatru zbudowany z odpadów piaskowca. 10:30 wracamy na łódkę i ruszamy w drogę; zielony, sielski, rolniczy krajobraz powoli się zmienia – na prawym brzegu (orograficznie) pojawiają się wzgórza; zbliżamy się do Szampanii. Sprawnie przechodzimy kolejne śluzy („super – pilot” działa bezbłędnie); 16:30 mijamy Château Thierry (jest tu kilka obiektów wartych obejrzenia ale rezygnujemy – trzeba wybierać; robimy „w biegu” sesję foto); 17:30 cumujemy „na dziko” do brzegu w pobliżu Mont – Saint – Père (3 – 4 km powyżej Château Thierry); rozległy widok na złote już pole jęczmienia i wioskę z wielkim kamiennym kościołem. Wymieniam esemesy z ekipą Wojtka Skóry która kontynuuje zeszłoroczny rejs – są niedaleko Lille.
  30. 25.06 – czwartek. (Mont – Saint – Père (Marne) – Épernay (Marne); 48 km; 5 śluz) O 07:00 wypływamy na trasę; śluzy są 5 – 15 km więc Ewa szykuje śniadanie „w biegu”; „super – pilot” nadal sprawuje się świetnie i praktycznie w ogóle nie czekamy przed śluzami. W Port – à – Binson stajemy do pomostu gminnego z zamiarem pojechania rowerami do Dormans, gdzie w roku 1920 zbudowano kompleks - pomnik ku czci poległych w obu bitwach nas Marną. Jest dokładnie 12:00; słońce praży niemiłosiernie; obezwładniający bezwietrzny upał zniechęca nas skutecznie; odcumowujemy i co jakiś czas chłodzimy się w Marnie; na ostatniej śluzie przed Épernay oddajemy agentowi vnf „super – pilota” wydając mu pochlebną opinię (pisemna ankieta była dołączona do instrukcji). 15:00 cumujemy w porcie klubowym w Épernay mając w tle wysoką wieżę „maison de champagne Castellane”; cumy odbiera Richard - bardzo sympatyczny i rozmowny dyżurny „klubowicz”. Po obiedzie robię rowerem rozeznanie; w „Office du Tourisme” pobieram plan miasta i okolic; na dworcu sprawdzam rozkład jazdy do Reims (kasjerki dzisiaj strajkują ale jutro ma być normalnie); upał ścina z nóg więc po powrocie chłodzenie w Marnie.
  31. 26.06 – piątek. (Épernay (Marne) – zwiedzanie okolic) Épernay położone w samym sercu Szampanii jest uznawane za jej „stolicę” (nie należy tego mówić oczywiście mieszkańcom Reims oraz Châlons – en – Champagne); oto kilka słów na temat szampana. Historia szampana i opis jego produkcji… w bardzo małym kieliszku. Szampan (fr. le champagne) jest nazwą wina musującego wytwarzanego we Francji na ograniczonym prawem terytorium (Szampania); uprawa winorośli i proces produkcji są ściśle określone i kontrolowane – produkt ma etykietę „AOC” (fr. l'appelation d'origine contrôlée). Teren pagórkowaty (90 – 300 m n.p.m.) o podłożu kredowym pokrytym cienką warstwą gleby gliniasto – piaszczystej; winnice o łącznej powierzchni 34 000 ha, położone na stokach, mają wystawę S lub SE; położone w 319 gminach (winnice w obrębie gminy stanowią „cru”); tylko 17 ma prawo do etykiety „grand (wielki) cru” a 42 do etykiety „ premier (pierwszy) cru”. Wolno uprawiać tylko trzy szczepy: pinot noir, pinot meunier, chardonnay. Winorośl owocuje na latoroślach (pędach jednorocznych); w listopadzie (po zbiorach) pędy tegoroczne usuwa się ręcznie; dopuszczone są tylko 4 sposoby cięcia nadające pokrój winorośli i określające liczbę nowych latorośli; w maju kiedy mają one długość ok. 50 cm rozpina się się je i mocuje do drutów tworzących rodzaj płotu; cięcia pielęgnacyjne powtarza się w czerwcu – lipcu aby zapewnić gronom dostęp do słońca; zbiór wykonuje się ręcznie we wrześniu – październiku. Zebrane grona są tłoczone w prasach; sok jest fermentowany w kadziach – po sklarowaniu otrzymuje się wino (nie musujące) przechowywane w beczkach. Pierwszy etap produkcji szampana polega na zmieszaniu win otrzymanych z różnych szczepów i „crus” w różnych latach lub wyborze odpowiedniego wina; jest to strzeżona „tajemnica producenta” nadająca jego szampanowi szczególny smak i aromat. Do mieszaniny win (fr. la cuvée) dodaje się naturalne drożdże winne oraz niewielką ilość cukru trzcinowego, po czym jest ona rozlewana do grubościennych butelek i mocno korkowana; butelki są składowane w głębokich piwnicach (wydrążonych w kredowym podłożu) i przebiega w nich druga fermentacja ( minimum 15 miesięcy a nawet kilka lat); tworzący się dwutlenek węgla pozostaje rozpuszczony w winie. Aby usunąć osad martwych drożdży, butelki umieszczone ukośnie (korkiem w dół) na stelażach obraca się (ręcznie) codziennie (przez kilka tygodni) o ćwierć obrotu, wskutek czego osad opada systematycznie na korek. Następnie jest ona otwierana a korek – wyrzucany; stracony przy tym płyn jest uzupełniany szampanem z dodatkiem niewielkiej ilości cukru trzcinowego; po zamknięciu nowym korkiem nakleja się etykietę i …...można wnosić toasty. Ceny nie powinny nas dziwić. Główna ulica w Épernay (oczywiście „Avenue de Champagne”) jest uważana ze „najdroższą ulicę we Francji” z racji liczby butelek szampana składowanych w piwnicach wydrążonych w kredzie pod niemal każdym domem. Zresztą cały region żyje szampanem; nawet w niewielkich wioskach – miasteczkach jest co najmniej jeden „maison de champagne” a na ogół kilka. W opactwie benedyktynów w Hautvillers (5 km na N od Épernay) żył i pracował w latach 1668 – 1715 zakonnik Pierre Pérignon (1638 – 1715) pełniąc obowiązki szafarza (czyli „gospodarza – zaopatrzeniowca”). Doprowadził do rozkwitu (podupadłą mocno) gospodarkę opactwa i metodą eksperymentalną opracował (i opisał) szczegółowo, stosowaną obecnie, metodę otrzymywania szampana, przechodząc do historii jako Dom Pérignon (łac. dominus = pan). Zmarł w roku 1715 i został pochowany w kościele opactwa; nagrobek istnieje do dzisiaj. Poinstruowani przez Richarda w kwestii cen szampana i miejsc sensownego zakupu wyruszamy 08:45 na wycieczkę rowerową „szlakiem Dom Pérignona”; w rosnącym upale pod bezchmurnym niebem mozolnie pniemy się w górę asfaltową drogą między winnicami; w miarę wypacania porannej kawy i herbaty poszerza się nam horyzont (dosłownie); z kolejnych przygotowanych (ławki, stoły) punktów widokowych oglądamy wzgórza o stokach pokrytych bez wyjątku winnicami; są koloru jasno – zielonego; na wielu prowadzone są prace pielęgnacyjne; owoce są jeszcze wielkości główki zapałki. W końcu osiągamy punkt widokowy na szczycie wzgórza; wspaniały widok na winnice Szampanii; podczas zasłużonego relaksu rozmawiamy z młodym kolarzem – sportowcem, który w międzyczasie obrócił pięciokrotnie na tej trasie tam i z powrotem. Wobec braku opisu dalszej trasy i drogowskazów zasięgam informacji w sklepie z szampanami; sprzedawca kieruje nas na drogę … samochodową (pewnie nie jeździ rowerem); bez sensu tracimy zdobytą wysokość ale wreszcie mocno zmęczeni docieramy do Hautvillers. Małe miasteczko; zwiedzamy kościół opactwa, w którym pochowany został Dom Pérignon; robimy zakup sporego zapasu szampana wg wskazówek Richarda; ładujemy go do plecaków; do Épernay mamy „z górki” więc jakoś dojedziemy a magia miejsca ma swoje znaczenie. Wracamy; mamy totalnie dosyć turystyki rowerowej w terenie górskim; długa reanimacja pod prysznicem.
  32. 27.06 – sobota. (Épernay (Marne) – wycieczka pociągiem do Reims) Wczesna pobudka; solidne śniadanie i szybki marsz na dworzec; kasa jeszcze zamknięta ale okazuje się, że bilety można kupić „bez narzutów” u konduktora; wsiadamy do pociągu o 08:00; jedziemy przez zieloną Szampanię – wokół stoki wzgórz pokrywają winnice; po 30 min. wysiadamy w Reims. Reims – ponad 2000 lat temu istniało tu Durocortorum – stolica celtyckiego plemienia Remów; podczas podboju Galii (rok 53 p.n.e.) przez legiony rzymskie, wódz Remów zaoferował współpracę Cezarowi; pomógł mu pokonać sąsiednie plemiona, za co Cezar przekazał mu władzę nad nimi. Rzymianie przebudowali miasto według „standardowego” planu; było stolicą Galii Belgijskiej; w III w zawitało w nim chrześcijaństwo, a w IV w zbudowano pierwszą katedrę. Biskup Reims - Św. Remigiusz (fr. Saint Remi; 437 – 535) ochrzcił w Reims (rok 496) króla Franków salickich Chlodwiga I (fr. Clovis) i 3000 jego żołnierzy; po kilku wojnach i wymordowaniu licznych krewnych, został on pierwszym chrześcijańskim królem Franków (dynastia merowingów). Po podziale państwa Franków weszło ono w skład Francji; w latach 816 – 1825 w katedrze byli koronowani wszyscy królowie Francji (z wyjątkiem czterech); w roku 1429 koronowano tu (z inicjatywy Joanny d'Arc) Karola VII co miało istotny wpływ na dalszy bieg Wojny Stuletniej (1337 – 1453). Obecnie jest to duże (200 000 mieszkańców) miasto przemysłowe i uniwersyteckie; siedziba kilku renomowanych „piwnic szampańskich”; duży ruch turystyczny.  Oto obiekty warte zwiedzenia. Katedra Notre – Dame (1211 – 1275) – arcydzieło gotyckie ozdobione 2300 rzeźbami; pod nią znajdują się fundamenty dwóch poprzednich; podczas Rewolucji została zdewastowana i zamieniona na magazyn (co zapobiegło dalszej dewastacji);odrestaurowana w połowie XIX w; w znacznym stopniu zniszczona przez Niemców w roku 1914 (celowy ostrzał artyleryjski; Reims było blisko linii frontu); dawną świetność przywrócono jej (1920 – 1940) dzięki mecenatowi fundacji Rockefellera i Carnegie; mimo zniszczeń zachowało się kilka witraży z XIII w; wspaniałe współczesne (1974) witraże projektował Marc Chagall; większość rzeźb jest kopiami; skorodowane przez czynniki atmosferyczne oryginały można oglądać w muzeum. Pałac Arcybiskupów Reims (fr. Palais du Tau; od kształtu „T” głównej sali; „tau” to grecka litera T); jest wynikiem wielu przebudowań willi rzymskiej z V w przylegającej do katedry; w XIII w nadano mu charakter gotycki; siedziba kolejnych arcybiskupów i królów (w czasie uroczystości koronacyjnych); obecnie muzeum (oryginały rzeźb zdobiących katedrę, cenne obiekty związane z koronacjami,....). Romańsko – gotycka Bazylika Św. Remigiusza (XI – XIII w); zbudowana jako kościół opactwa Św. Remigiusza; miejsce przechowywania relikwii Świętego; losy podobnie do losów katedry; obecnie muzeum z bogatymi zbiorami. Plac Królewski – powstał w XVIII w w czasie przebudowy miasta w celu poprawienia komunikacji. Dwa obiekty epoki rzymskiej: Porte de Mars (brama Marsa; zbudowana w latach 180 – 230 jak jedna z bram w murach miejskich; bogato zdobiona); Cryptoportique (III w; odkryte w roku 1922 hale będące fragmentem zabudowy rzymskiego forum). Mimo upału nie ma zmiłuj; nasze hasło to „krajoznawstwo za wszelką cenę – nawet zdrowia”; odrabiamy lekcję zgodnie z planem mimo rozpalonych upałem ulic; warto było; o 17:30 wracamy wreszcie do Épernay; po reanimacji prysznicem wracamy do normy; kolacja z szampanem (zimnym) i relaks. Wymieniamy esemesy z Wojtkiem Skórą na temat cumowania w Paryżu; odradzamy Arsenal.
  33. 28.06 – niedziela. (Épernay (Marna) – Châlons – en – Champagne (Canal latéral à la Marne); 40 km; 7 śluz) 09:00 żegnamy się ciepło z Richardem i wracamy 4 km Marną do Dizy na początek kanału „bocznego” do Marny. Kanał „boczny” do rzeki Marny (fr. Canal latéral à la Marne) zbudowany w latach 1836 - 1846 łączy Épernay i Vitry – le – François; 66 km; 15 śluz.Śluzy na kanale są oczywiście automatyczne; znany już nam model „przekręcana wajcha”; na pierwszej śluzie „Dizy” - awaria; otwarte wrota i czerwone światło; po kwadransie wchodzimy mimo to do komory i cumujemy (przed śluzą brak możliwości zacumowania); wspinam się po zardzewiałej mocno drabince i wzywam agenta vnf; przyjeżdża po 30 min. i śluzuje nas ręcznie. Bezchmurne niebo i upał; niezwykle czysta woda w kanale umożliwia jednak „chłodzenie zaburtowe”; płyniemy podziwiając krajobrazy Szampanii: winnice, wioski i stare kościoły nad kanałem. Trzecia śluza jest wyjątkowo sterowana radarem; brak wiszącej „wajchy” nas zastanawia; szukamy opisu w locji – jest potwierdzenie; radar nie wykrył naszej małej łódki; wracamy, znajdujemy ukryty za krzakami nadajnik i ponownie przepływamy możliwie blisko; sukces; śluzujemy się; po przepłynięciu 18 km od Dizy, mijamy południowy wylot kanału „Aisne – Marne”, którego wylot północny minęliśmy 10 czerwca w Berry – au – Bac. Przechodzimy w rosnącym upale jeszcze 4 śluzy cumujemy o 15:30 w nowoczesnym „relais nautique” w Châlons – en – Champagne; z miasta dobiega łomot werbli (powszechna mobilizacja ?); nic z tych rzeczy; to całkiem „pokojowe” święto wojskowe z jakiejś, nieznanej nam, okazji z udziałem lokalnych władz. Po schłodzeniu się w kanale Ewa szykuje obiad przy głośnym akompaniamencie werbli – armia defiluje (?); obiad jemy jemy przy biciu dzwonów – armia dziękuje komu trzeba (?).  O 17:00 zgodnie z informacją przychodzi bosman; młody chłopak bardzo poważnie traktujący swoją funkcję; kasuje 8,80 euro „za wszystko”; przejęty swoją rolą tłumaczy dokładnie jak posługiwać się kluczem elektronicznym do sanitariatów i jak działa prysznic; słucham go uprzejmie bez odznak zniecierpliwienia. Châlons – en – Champagne (do roku 1997 Châlons– sur – Marne; zmiana nazwy była pomysłem marketingowym lokalnych władz); już w epoce gallo – rzymskiej osada Catalaunum galijskiego plemienia Catalaunów; rozwijało się z racji strategicznego położenia na skrzyżowaniu dróg; w IV w stało się ośrodkiem chrystianizacji i siedzibą biskupstwa; w XII w staje się miastem biskupim; rozwój ekonomiczny zawdzięcza tkactwu (płótno) i garbarstwu; w XIX w staje się jednym z centrów produkcji szampana. Z małymi stratami miasto przetrwało Rewolucję; krótko okupowane przez Niemców jesienią 1914 r; większe zniszczenia spowodowało bombardowanie niemieckie w czerwcu 1940 r. Z miastem związane są też tragiczne losy żołnierzy Legionów Polskich we Włoszech; Legiony utworzone w roku 1797 w Lombardii (płn. Włochy) jako siły walczące z Austriakami u boku Napoleona Bonapartego (wówczas Pierwszego Konsula władz rewolucyjnych) ; były przez niego wykorzystywane głównie do „brudnej roboty” (rabunek Wenecji, podbój i rabunek Państwa Kościelnego, tłumienie powstań Włochów); w roku 1802 część Legionów wysłano „w nagrodę” (autentyczne) na … Haiti, wówczas nazywane San Domingo (Karaiby) w celu stłumienia powstania czarnych niewolników; bezprzykładne okrucieństwo walk i choroby tropikalne spowodowały, że po roku powróciło do Francji zaledwie 15 procent schorowanych żołnierzy; po powrocie stacjonowali właśnie w Châlons– sur – Marne; to była raczej okrężna droga „z ziemi włoskiej do Polski...”. Zachowało się kilka obiektów wartych zwiedzenia. Collégiale Notre – Dame – en – Vaux; gotycka, zbudowana w latach 1157 – 1217 na fundamentach obiektu romańskiego; do budowli włączono cztery wieże romańskie (dwie z nich zostały częściowo rozebrane podczas Rewolucji); zachowane wspaniałe witraże z XVI w; w XIX w na wieży umieszczono carillon zbudowany z 56 dzwonów; obiekt wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Cathédrale Saint – Étienne (św. Szczepana) powstała w wyniku przebudowy katedry romańskiej (poświęconej w roku 1147; zachowane fragmenty) powstałej na miejscu wcześniejszych katedr (już w IV wieku była tu siedziba biskupstwa); zbudowana w latach 1280 - 1310 w stylu gotyckim; w XVII w dobudowano fasadę zachodnią w stylu barokowym; zachowane cenne wyposażenie i witraż z XII w. Église – Saint – Alpin; zbudowany w XII – XVI w w stylu gotyckim; dwa witraże z XII w. Église – Saint – Jean; zbudowany w okresie XI – XVII w; można prześledzić zmiany stylu od gotyku do renesansu. Na starówce zachowane liczne domy konstrukcji szachulcowej. Tu urodził się Nicolas Appert (1749 – 1841) wynalazca metody konserwacji żywności (apertyzacji) powszechnie stosowanej przez współczesne panie domu (długotrwałe gotowanie w łaźni wodnej i hermetyzacja produktu); zainteresował swoim wynalazkiem marynarkę wojenną i w roku 1802 otworzył w Massy (niedaleko Paryża) pierwszą na świecie fabrykę konserw; wynalazek zakupił od autora rząd francuski i uczynił z niego własność publiczną; wynalazł też... kostki rosołowe. Miasto rodzinne uczciło go pomnikiem (1991) i tablicą na domu rodzinnym (1986). 18:00 wyruszamy do bliskiego centrum; w katedrze skończyła się właśnie wspominana uroczystość; tłumy, oficjele, harcerze i uzbrojona w broń długą ochrona wojskowa w kamizelkach kuloodpornych; w środku ogólne sprzątanie. Oglądamy bryłę w wieczornym słońcu nadającym jej plastykę; wchodzimy do odnowionego niedawno wnętrza; jego ogrom robi duże wrażenie. Potem włóczymy się po mieście; na starówce piękne budynki szachulcowe wciśnięte w zabudowę współczesną; senna atmosfera niedzielnego wieczoru; kontemplujemy; po powrocie do portu regeneracja w kanale.
  34. 29.06 – poniedziałek. (Châlons – en – Champagne (Canal latéral à la Marne) – Vitry – le – François (Canal latéral à la Marne); 30 km; 7 śluz) Po śniadaniu o 08:30 idziemy do supermarketu na zakupy (jarzyny, owoce, szampan, czerwone wino w 3 – litrowym kartonie; ceny znośne). Odnosimy zakupy na łódkę i wracamy aby obejrzeć kolegiatę Notre – Dame – en – Vaux; pomimo oswojenia się z gotyckimi budowlami jesteśmy pod wrażeniem jej ogromu i wspaniałych witraży. 11:45 rzucamy wreszcie cumy i kontynuujemy „pod górkę” kanałem w rosnącym upale; w krajobrazie nadal kredowe wzgórza ale już nie pokryte winnicami. Coraz częściej reanimujemy się „chłodzeniem zaburtowym w biegu” oraz intensywnym „nawadnianiem rzymskim” (czerwone wino z wodą w proporcji 1:3; tak zalecali filozofowie klasyczni). 17:00 cumujemy do brzegu na opuszczonym stanowisku dla barek zawodowych przed śluzą na przedmieściach Vitry – le – François; wreszcie obiad; Ewa szoruje łódkę.
  35. 30.06 – wtorek. (Vitry – le – François (Canal latéral à la Marne) – Śluza 56 - „Braux” (Canal de la Marne au Rhin); 33 km; 16 śluz) Bezchmurne niebo zapowiada upał; 08:45 pokonujemy ostatnią śluzę na kanale „bocznym” do Marny; mijamy przedmieścia Vitry – le – François i wpływamy na kanał „Marna – Ren”. Kanał Marna – Ren (część zachodnia); (fr. Canal de la Marne au Rhin (Ouest)); łączy Vitry – le – François (dorzecze Marny) z Toul (Mozelą będąca dopływem Renu). Budowę kanału rozważano już w końcu XVI w; zbudowany w latach 1839 – 1853 jest prawdziwym arcydziełem hydrotechnicznym; dział wodny (280, 5 m n.p.m) jest pokonywany w tunelu Mauvages o długości 4877 m (!); do przepłynięcia 132 km, 97 śluz i 2 tunele. Po utraceniu (1871) przez Francję (na rzecz Prus) Alzacji i części Lotaryngii a z nimi kilku źródeł zasilania, kanał był przebudowywany.  Początek zapowiada się fatalnie; dużo pływającego zielska poderwanego z dna przez barki zawodowe tworzy zbity kożuch na całej szerokości kanału, który wyrywa z wody płetwę sterową i oplata śrubę; powoli posuwamy się do przodu w rosnącym upale; po kilkuset metrach ilość zielska maleje i jako – tako można płynąć czyszcząc co pewien czas śrubę; na pierwszej śluzie sympatyczny agent vnf wręcza nam pilota „radiowego” znanego nam już modelu (o czym się upewnia). Płyniemy dalej; zielono i rolniczo; niestety na 10 – tej śluzie doganiamy barkę zawodową, która bardzo wolno się śluzuje gdyż wchodzi do komory „na lekki wcisk”; musimy czekać na każdej śluzie; na 13 – tej śluzie obecny tam agent vnf odradza nam płynięcie za barką (a wyprzedzać jej nie wolno) i doradza nocować w Contrisson; stajemy wreszcie do brzegu przed śluzą „Braux”; chłodzenie organizmów w kanale i „nawadnianie rzymskie”; obiad i relaks.
  36. 1.07 – środa. (Śluza 56 - „Braux” (Canal de la Marne au Rhin) – Bar – le – Duc (Canal de la Marne au Rhin); 17 km; 15 śluz) Upał plus bezchmurne niebo; 09:00 „atakujemy” śluzę „Braux”; awaria wrót – pozostają zamknięte; cumujemy prowizorycznie do brzegu i idę 200 m na śluzę wezwać agenta vnf; przyjeżdża szybko i nas śluzuje. Dalej idzie nam dobrze; krajobraz bez zmian, z tym że na każdej śluzie podnosimy się 2,5 – 3,5 m i poszerzamy sobie krajobraz; kanał jest prowadzony stokami wzgórz (oczywiście dokładnie poziomo); po prawej mamy na ogół stok wzgórza „pod górkę” opadającego po lewej w dolinę; tam gdzie brzegi kanału nie są zarośnięte mamy widok na krajobraz niemal Beskidu Niskiego; zielono i sielsko. Rutynowe staje się czyszczenie śruby silnika z zielska oraz „chłodzenie zaburtowe” i „nawadnianie rzymskie” załogi; 16:00 stajemy w „relais nautique” w Bar – le – Duc. Przystań jest raczej nieciekawa: trochę spalonej słońcem trawy pod drzewami jest okupowane przez dużą grupę lokalnej młodzieży; zachowują się głośno, piją i używają y – bomów jako trampoliny; parking camping – carów; szosa po drugiej stronie dosyć wąskiego kanału i tory kolejowe oraz duża stacja z drugiej strony. Nie mamy jednak wyboru; chcemy zwiedzić miasto, musimy kupić paliwo, wymienić olej w silniku (jest slip ułatwiający tę operację) i naładować akumulatory (lodówka). Nerwowa noc z powodu hałasów do godziny 02:00.
  37. 2.07 – czwartek. (zwiedzanie Bar – le – Duc) Upał ma się dobrze a nawet coraz lepiej; 06:00 wykonuję dwa kursy rowerem po paliwo; potem jadę po świeże bagietki i croissanty; interweniuję u „kapitana” w sprawie „nocnego pikniku”; obiecuje interwencję w policji (była skuteczna – po południu przyjechali i „porozmawiali” z miłośnikami nocnych pikników; kolejna noc była cicha); wymieniamy olej w silniku; w międzyczasie Ewa stwierdza, że skradziono nam jedną cumę (mamy cztery odpowiednio długie, zaknagowane na pokładzie aby były dostępne w komorach śluz bez konieczności ich przekładania); nieco nas to zdenerwowało.  Bar – le – Duc jest położone w dolinie małej rzeki l'Ornain zasilającej kanał Marna – Ren (jeszcze zlewisko Marny); już w epoce gallo – rzymskiej (I w n. e.) powstała tu osada – obóz leżący przy drodze z Toul do Reims; średniowieczne miasto zapoczątkowała budowa zamku (X w.) przez księcia Górnej Lotaryngii Frederica I; w XIII w. miasto stało się stolicą niezależnego księstwa; rozwój miasta przerwały w XVI w. wojny religijne a następnie Wojna Trzydziestoletnia (1618 – 1648). Pomyślnym okresem były lata 1737 – 1766, kiedy księstwem zarządzał ex – król Rzeczypospolitej Obojga Narodów Stanisław Leszczyński (więcej informacji - jak dopłyniemy do Nancy); po jego śmierci księstwo zostało definitywnie przyłączone do Francji. Podczas rewolucji zburzono kolegiatę Saint – Maxence i sprofanowano groby książąt Baru; w XIX w miasto stało się ośrodkiem metalurgicznym i tekstylnym; zbudowano kanał Marna – Ren i linię kolejową Paryż – Strasbourg. W czasie I wojny Światowej, po I Bitwie nad Marną (5 – 9.09.1914) i rozpoczęciu czteroletniej wojny pozycyjnej, miasto znalazło się na zapleczu frontu i stało się centrum zaopatrzenia dla twierdzy (rejonu ufortyfikowanego) Verdun – tu zaczynała się „Święta Droga” (fr. „Voie Sacrée”), którą dzień i noc podążały konwoje z zaopatrzeniem dla twierdzy i ewakuujące rannych (oznakowana jako trasa turystyczna). Obecnie jest to 30 – tysięczne miasto z niewielkim przemysłem chętnie odwiedzane przez turystów. Wartych zwiedzenia jest kilka obiektów. Zamek książąt Baru zbudowany w X w; rozbudowywany i przebudowywany do XVII w został niemal całkowicie zburzony na rozkaz Ludwika XIV w odwecie za anty – królewską politykę księcia Lotaryngii Karola IV; w zachowanej części mieści się obecnie muzeum. Kolegium jezuickie (szkoła) ufundowane przez Gilles de Trèves (1515 – 1582) wspomagającego kontrreformację; imponujący obiekt zbudowany w latach 1573 – 1575 w stylu renesansowym. Église Notre – Dame; obecnie kościół parafialny; budowany i przebudowywany około 600 lat (od XI do XVIII w) łączy w sobie elementy od romańskich do późno – renesansowych; ciekawe jest prześledzenie ewolucji sklepień; 8 dzwonów z XIX w. Église Saint – Étienne; obiekt w stylu gotyku płomienistego zbudowano w latach 1315 – 1520; odrestaurowany w XIX w po zniszczeniach „rewolucyjnych”; unikatowym elementem jest rzeźba Transi de René de Châlon autorstwa rzeźbiarza lotaryńskiego Liger Richter (1500 – 1567); „transi” to typ rzeźby nagrobnej przedstawiający zmarłego w stanie rozkładu; ta przedstawia księcia Baru René de Châlon; wykonana w trzy lata po jego śmierci na polu bitwy (ponoć zgodnie z jego życzeniem przekazanym ustnie małżonce przed wyruszeniem na wojnę); jest to prawdopodobnie najsłynniejsza rzeźba „transi” inspirująca poetów i artystów. Église Saint – Antoine; zbudowany (1372 – 1376) jako niewielki kościół jednonawowy został rozbudowany w XV w do trójnawowego stojącego „okrakiem” nad kanałem (canal des Usines) doprowadzającym wodę do warsztatów rzemieślniczych; w XIX – XX w odsłonięto polichromie z XIV. W roku 1350 zbudowano na l'Ornain most kamienny o pięciu łukach; użytkowany do roku 1944; został wysadzony przez uciekających Niemców; po wojnie odbudowano jego wierną kopię zachowując jedyny ocalały element – kaplicę z XVII wieczną statuą Matki Boskiej. 12:00 wyruszamy do miasta prowadząc rowery; miasto składa się z dwóch części: dolnej i górnej będącej kompleksem renesansowych budowli; oglądamy wytrwale kolejne obiekty jednak bezlitosny upał wypaca z nas systematycznie entuzjazm „krajoznawczy”; z trudem „wyczerpujemy listę”; górne miasto jest naprawdę zabytkowe ale ze względu na stromiznę uliczek niemożliwe do pokonania rowerami. Wracając robimy zakupy w supermarkecie; po powrocie reanimacja w kanale. Stwierdzamy, że dogoniła nas para niemiecka z „Lenchen”, którzy pomagali nam zacumować w Meaux; witamy się ciepło; są pogodni i kontaktowi. Po obiedzie i zachodzie słońca robimy krótki wypad rowerami na początek „Świętej Drogi”; nasuwa się refleksja „jak potoczyły by się losy Polski gdyby Niemcy pokonały Francję w I Wojnie Światowej ?”; jesteśmy w miejscu gdzie ważyły się jej losy. Noc cicha – bez „pikniku”.
  38. 3.07 – piątek. (Bar – le – Duc (Canal de la Marne au Rhin) – Śluza „Giravual” (Canal de la Marne au Rhin); 19 km; 14 śluz) Rano załoga „Lenchen” sprawia nam bardzo miłą „niespodziewaną niespodziankę” przynosząc w podarunku fabrycznie nową cumę „z wyższej półki sklepu żeglarskiego”; wczoraj w rozmowie Ewa wspomniała (tytułem ostrzeżenia) o kradzieży; jesteśmy tym bardzo ujęci. O 08:30 szykujemy się do wypłynięcia aby zdążyć na otwarcie mostu o 09:00 (400 m dalej); Niemcy z „Lenchen” zostają aby zwiedzić miasto. Okazuje się, że wcześnie rano agent vnf uzgodnił z „anglikiem” otwarcie mostu o 08:45; nieco się spóźniamy i oglądamy opadający już most; nie czekamy jednak długo; po zlikwidowaniu „korka samochodów” most zostaje dla nas ponownie otwarty; dosyć szybko doganiamy „anglika” i kolejne 10 śluz pokonujemy wspólnie; o 12:00 „anglicy” zatrzymują się na południową sjestę a my samotnie kontynuujemy. Awarie na trzech kolejnych śluzach; niemal zaprzyjaźniamy się z agentem vnf, który dosyć szybko przyjeżdża aby nas prześluzować „ręcznie”; o 15:00 mamy dosyć upału i stajemy „do brzegu” przed śluzą „Giravual”; reanimacja w kanale (woda przeźroczysta, wyczuwalny lekki prąd), nawadnianie „rzymskie”, relaks; po obiedzie decydujemy pozostać tu na noc; zresztą zbliża się 18:00 i śluza kończy pracę dla „przyjemniaczków”.
  39. 4.07 – sobota. (Śluza „Giravual” (Canal de la Marne au Rhin) – Śluza „Naix – aux – Forges” (Canal de la Marne au Rhin); 5 km; 5 śluz) O 07:45 mija nas „pełnowymiarowa” mocno załadowana barka zawodowa; manewruje 45 min. wchodząc do widocznej jak na dłoni śluzy „Giravual”; nie ma ona co prawda wiele tolerancji w stosunku do wymiarów śluzy ale chyba jej skipper nie jest mistrzem w swoim fachu; no to mamy przechlapane; jemy spokojnie śniadanie; klar; kąpiółka; 10:00 ruszamy do śluzy, którą bez czekania przechodzimy; pokonujemy jeszcze dwie śluzy i …. doganiamy barkę; cofamy się kilkaset metrów i stajemy na kotwicy w „basenie obrotowym” dla barek (jest kompletnie zamulony i niedostępny dla większych jednostek); dwugodzinny przymusowy relaks wykorzystujemy na „chłodzenie zaburtowe” i lekki posiłek po czym ruszamy; na drugiej śluzie przyjeżdża samorzutnie agent vnf z informacją, że znowu dogoniliśmy barkę i jej nie przeskoczymy; zaleca zacumować na noc po prześluzowaniu, gdyż jest tam „halte fluviale vnf”. Dziękujemy i korzystamy z jego rady; miejsce bardzo sympatyczne; cicho, zielono, stoły i ławy, pojemniki na śmieci; obiad i wieczorek pod brzozą z programem „nawadnianie rzymskie”; nieco się zachmurza i mamy bardzo nieśmiałe próby deszczyku.
  40. 5.07 – niedziela. (Śluza „Naix – aux – Forges” (Canal de la Marne au Rhin) – Tunel „Mauvages” - Śluza „Grand - Charme” (Canal de la Marne au Rhin); 26 km; 18 śluz; 1 tunel). Upał nie odpuszcza co przyjmujemy z rezygnacją; 09:00 podchodzimy do śluzy „Pont - canal de la Barboure”; awaria ale w pobliżu jest przypadkowo agent vnf i nas śluzuje; za śluzą kanał jest prowadzony w akwedukcie nad dopływem rzeczki Ornain; dalej też idzie nam kiepsko – ciągle się coś „zacina” ale z „pomocą czynną vnf” uporczywie wspinamy się na dział wodny; krajobraz staje się coraz bardziej podobny do „beskidzkiego” (trawiaste stoki wzgórz o zalesionych górnych partiach); kożuchy traw blokują wejścia – wyjścia do komór śluz; Ewa cytuje Wieszcza „Łódź nurza się w zieloność.....” („Stepy Akermańskie”); ciągłe czyszczenie steru i śruby staje się naprawdę uciążliwe. 15:00 wchodzimy do komory śluzy „Demange – aux – Eaux”; agent vnf zapytuje nas czy chcemy „z marszu” przejść tunel „Mauvages”; nieco zdziwiony potwierdzam (na stronie www.vnf.fr przeczytałem, że przechodzi się go grupowo; dwa terminy dziennie; łódki są holowane ze względu na słabą wentylację); agent wyznacza nam spotkanie za 30 min. u wlotu do tunelu. Po prześluzowaniu osiągamy najwyższy poziom kanału (280, 5 m n.p.m); dalej będziemy aż do Koblencji mieli „z górki”; płyniemy (2 km) do wylotu tunelu; agent dotarł tam już rowerem; mamy pokonać tunel „w pojedynkę na własnym napędzie”; profilaktycznie starannie czyszczę śrubę z zielska. Przepłynięcie tunelu długości 4877 m zajmuje nam 45 min.; jest on oświetlany; z boku ma pomost z barierką – ścieżkę holowniczą; agent jedzie nią rowerem i włącza kolejne sekcje oświetlenia; na końcu tunelu żegnamy się z nim dziękując za współpracę; wrażenie ogólne to „wycieczka motorówką w kopalni”. Za tunelem kanał jest prowadzony nadal stokami wzgórz otaczającymi dolinę Mozy (!), którą opuściliśmy 7 czerwca wchodząc na Kanał Ardenów w Pont – à – Bar; po przejściu jeszcze 4 śluz stajemy do brzegu (jest 18:00 i skończył się czas ich pracy); kolacja; „obalamy” zimnego szampana aby uczcić „pokonanie działu wodnego”.
  41. 6.07 – poniedziałek. (Śluza „Grand - Charme” (Canal de la Marne au Rhin) – Tunel „Foug” - Foug (Canal de la Marne au Rhin); 26 km; 8 śluz; 1 tunel) 09:00 ruszamy w drogę; w porównaniu ze śluzowaniem „pod górkę”, śluzowanie „z górki” jest niemal przyjemnością; górny poziom wody umożliwia „desant na nadbrzeże” i sprawne zacumowanie w komorze oraz dobry dostęp do „wajchy sterującej”. Wszystko idzie gładko i 11:30 mijamy Void – Vacon; zamierzaliśmy to stanąć na krótko; jest to miasto rodzinne Nicolasa Josepha Cugnota (1725 – 1804) wynalazcy i budowniczego pierwszego pojazdu drogowego napędzanego maszyną parową (1769); miał on być ciągnikiem artyleryjskim ale nie został zaakceptowany przez Ludwika XVI; sądząc z wyglądu mógł on przerazić nieprzyjaciela bardziej niż ciągnięta przez niego armata; w Void – Vacon można obejrzeć jego współczesną kopię – rekonstrukcję wg oryginalnych planów; jest też kilka zabytkowych obiektów; pora, upał i brak możliwości bezpiecznego zacumowania skłania nas do zrezygnowania z tego pomysłu. Płyniemy kanałem wijącym się na stokach szerokiej doliny Mozy; 14 km bez żadnej śluzy; rozległy widok w kierunku północnym; krajobraz rolniczy; jest po żniwach – bele słomy leżą na polach; Mozę kanał pokonuje wysokim akweduktem w Troussey; sesja foto; 1 km dalej mijamy lewą burtą śluzę prowadzącą „w dół” do Mozy; my kontynuujemy drogę kanałem i po 9 km osiągamy zachodnie wejście do tunelu „Foug”. Tunel (866 m) pokonujemy „z marszu”; ruch wahadłowy jest sterowany światłami ale nie musimy czekać; 14:00 cumujemy w Foug z widokiem na wschodnie wejście do tunelu; Świetnie przygotowana „halte fluviale vnf” mieści się na sztucznej wysepce w centrum dużego basenu portowego; stół i ławy w cieniu starej brzozy; decydujemy się pełen relaks; obiad w porze obiadowej (!) podany na stole w cieniu brzozy; obserwujemy zespół agentów vnf rozwiązujących na nadbrzeżu (100 m od nas) „skomplikowane zadanie hydrotechniczne” przy zasuwie na rowie doprowadzającym wodę do kanału; 5 osób + 2 samochody; zespół szybko przenosi się do cienia i kontynuuje naradę żywo gestykulując; po kwadransie przyjeżdża szef i narada jest kontynuowana po czym wszyscy odjeżdżają nie wykonując żadnych prac. Zainteresowanie nasze budzi, wpływający do tunelu, jacht motorowy pod banderą … australijską (!); otóż wielu wodniaków z Europy a nawet innych kontynentów trzyma tu „na stałe” swoje jednostki (sprowadzone lub kupione na miejscu) zarejestrowane w kraju armatora; śródlądowe drogi wodne Francji są naprawdę wyjątkowe.
  42. 7.07 – wtorek. (Foug (Canal de la Marne au Rhin) – Toul (Canal de la Marne au Rhin); 11 km; 12 śluz) 09:00 ruszamy do śluzy (14) śledzeni przez radar; na śluzie oddajemy pilota (jest zbędny); sprawnie przechodzimy kolejne dwie śluzy; na kolejnej śluzie (17) – awaria; cumujemy do pomostu i idę do intercomu; niestety nie działa ale po 30 min. przyjeżdża samodzielnie agent vnf; w międzyczasie przypływają dwa spore „holendry” i bez pytania zmuszają nas do śluzowania w trójkę (zajmujemy pozycję środkową); jest ciasno; brak polerów na ścianach głębokich komór; trzeba wiązać cumy (są za krótkie); do tego bezwietrzny upał; 13:30 pokonujemy wreszcie (wspólnie) ostatnią śluzę (25) i stajemy w dużym porcie jachtowym w Toul. Obiad; po obiedzie załatwiam formalności; sympatyczny „kapitan” daje mi plan miasta. Wieczorem wyruszamy rowerami „na zwiady”; fortyfikacje Vaubana są imponujące i świetnie zachowane; lokalizujemy kolegiatę i katedrę – imponujące obiekty; wracamy zaułkami – gdyby usunąć samochody to niemal XVII wiek; lokalizujemy „Lidla” i stację paliw, po czym wracamy do portu. Toul; obóz wojskowy Tullum Leucorum założony przez legiony rzymskie w I w n.e.; dzięki korzystnemu położeniu rozwinął się w miasto; w V w centrum chrystianizacji; tutaj (wg legendy ?) św. Waast zapoznał z podstawami chrześcijaństwa (496 r. n. e) króla Franków Chlodwiga I; stolica księstwa a następnie wolne miasto Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego; od roku 1300 pod zwierzchnictwem Francji; na mocy pokoju westfalskiego (1648) kończącego Wojnę Trzydziestoletnią przyłączone definitywnie do Francji. Z racji położenia w pobliżu granicy zostało solidnie ufortyfikowane wg planów Vaubana (1698 – 1712); zdobyte przez Prusaków na początku wojny francusko – pruskiej (1870 – 1871) powróciło do Francji na mocy traktatu pokojowego (Francja utraciła Alzację i spory fragment Lotaryngii). Toul stał się miastem nadgranicznym o podstawowym znaczeniu strategicznym; w latach 1874 – 1914 tereny wokół miasta zostały potężnie ufortyfikowane wg projektu gen. Séré de Rivières wchodząc w skład łańcucha fortyfikacji: Verdun – Toul – Épinal – Belfort (oparły się Niemcom podczas I Wojny Światowej).  W mieście i okolicy warto zwiedzić wiele obiektów cywilnych i militarnych. Zachowane w bardzo dobrym stanie fortyfikacje Vaubana otaczające centrum miasta niemal w postaci pierwotnej oraz niewielkie pozostałości fortyfikacji gallo – rzymskichCathédrale Saint – Etienne; zbudowana na miejscu katedry romańskiej (zbudowanej na miejscu trzech bazylik z V w); ogromna budowla powstawała w latach 1207 – 1561; pomimo tak długiego czasu budowy wspaniałe połączenie gotyku promienistego i płomienistego; uszkodzona poważnie przez bombardowanie niemieckie (1940) jest nadal remontowana; zachowało się kilka witraży z XIII - XVI w; w transepcie południowym znajduje się największy we Francji witraż (216 m2) – dzieło życia Balthazara de Gachéo (1863); warto też obejrzeć wspaniały gotycki wirydarz klasztorny (XIII w) – drugi co do wielkości we Francji. Collégiale Saint – Gengoult; gotycka (XIII – XIV w) z wirydarzem (1510 – 1530) gotycko – renesansowym. Ok. 5 km na NE (droga D 611) znajdują się resztki zabudować komandorii templariuszy w Libdeau (XII w); okoliczne zalesione wzgórza kryją liczne fortyfikacje zbudowane w latach 1874 – 1914. )
  43. 8.07 – środa. (zwiedzanie Toul) O 06:30 wykonuję dwukrotnie „akcję paliwo” oraz kupuję świeże bagietki; po śniadaniu robimy zakupy w pobliskim „Lidlu” - czujemy się niemal jak w Ursusie. O 11:00 wyruszamy do katedry okrężną drogą wzdłuż fortyfikacji – naprawdę robią wrażenie; docieramy do katedry świetnie teraz oświetlonej; wrażenie jest oszałamiające – zdobnictwo jest prawdziwą „koronką kamienną”; wspinamy się na wieżę; wspaniały widok na dolinę Mozeli i „kamienne koronki” na wyciągnięcie ręki; nie ma żadnych turystów i długo kontemplujemy krajobraz oraz detale kamieniarskie. Po zejściu sporo czasu spędzamy w prześlicznym wirydarzu. Wracając na łódkę aby zjeść obiad „w porze obiadowej” ponownie uzupełniamy zaopatrzenie w „Lidlu”. W porcie stwierdzamy obecność „Lenchen”; bardzo nas to ucieszyło gdyż przygotowaliśmy im prezent w ramach rewanżu za cumę; niestety załoga jest nieobecna ale zapewne wróci wieczorem na łódkę. Po obiedzie jedziemy do kolegiaty; też robi na nas wrażenie a wirydarz jest chyba jeszcze ładniejszy. Po powrocie spotykamy w porcie załogę „Lenchen”; wręczamy im w prezencie duże pudło czekoladek i polską wiśniówkę; spędzamy razem dosyć długi wieczorek w portowej kawiarence przy piwie i winie wymieniając informacje. Inez i Max są emerytami z Bremerhaven; mają długi staż w morskim żeglarstwie przybrzeżnym; „Lenchen” jest jachtem morskim, z którego zdjęto maszt; od kilku lat pływają po wodach europejskich wewnętrznych; my wykazujemy się (ku ich zdziwieniu) dobrą znajomością Wysp Fryzyjskich i okolic Bremerhaven (wracaliśmy tamtędy z Holandii w roku 2013); to był bardzo sympatyczny „wieczorek zapoznawczy”. Wieczorem jadę na dworzec kolejowy sprawdzić rozkład jazdy i kupić bilety do Nancy.
  44. 9.07 – czwartek. (Toul; wycieczka do Nancy)  Nancy powstało prawdopodobnie w IX w wokół feudalnego zameczku i stało się stolicą Księstwa Lotaryngii; rozbudowane znacznie w XV – XVII; doprowadzone do budzącej obecnie podziw świetności w latach 1733 -1766 przez byłego króla Rzeczypospolitej Stanisława Leszczyńskiego; oto kilka wyjaśnień w tej materii. III Wojna Północna (1700 – 1721) między Szwecją a koalicją Rosja + Saksonia + Prusy toczyła się w znacznej części na terytorium Rzeczypospolitej, której magnateria i szlachta podzieliła się na zwolenników stron konfliktu; początkowe sukcesy Szwedów doprowadziły do detronizacji króla Augusta II Mocnego (Sasa) i wyborze na króla (popieranego przez Szwedów) Stanisława Leszczyńskiego (1704); w Polsce rozgorzała wojna domowa (1704 – 1706). Po totalnej klęsce Szwedów pod Połtawą (1709) Leszczyński (z rodziną) schronił się w Szwecji a następnie Alzacji (1719 – 1725); jego córka Maria w roku 1725 została królową Francji (!) - żoną Ludwika XV (to była dopiero super intryga dworska !); zięć obdarzył (dożywotnio) teścia księstwami Lotaryngii i Baru oraz odpowiednią pensją. Stanisław Leszczyński osiadł w Nancy; okazał się świetnym, sprawiedliwym administratorem (1725 – 1766) czym zaskarbił sobie szczerą wdzięczność mieszkańców; wspaniale przebudował Nancy; zyskał miano „Króla – Dobrodzieja” (fr. Le bienfaisant). Obecnie Nancy jest dużym miastem przemysłowym, uniwersyteckim i „turystycznym” (centrum stanowi światowe dziedzictwo kulturalne UNESCO). Oto najciekawsze obiekty; nazwy oryginalne; SL inicjały Stanisława Leszczyńskiego. Place Stanislas; powstał (1752 – 1755) z inicjatywy SL; pomnik Ludwika XV postawiony na placu zniszczony został w czasie Rewolucji (1792); obecny pomnik „Króla Dobrodzieja” postawiono w roku 1831 i nadano placowi obecną nazwę. Liczne imponujące budynki, łuki triumfalne, kraty i fontanny zaprojektował głównie Emmanuel Héré – ulubiony architekt SL; przebudował też sąsiednie place: d'Alliance i de la Carrière. Église Notre – Dame – de – Bonsecours; rokokowy kościół zbudowany wg planów E. Héré na miejscu rozebranego kościoła z XV w; miejsce pochówku SL i jego żony oraz serca córki Marii; splądrowany w czasie Rewolucji; odrestaurowany w XIX w. Parc de la Pépinèrie (1765) – był w założeniu SL szkółką leśną (fr. la pépinèrie); obecnie park publiczny. Cathédrale Notre – Dame – de – l'Annonciation (pol. Zwiastowania); budowę rozpoczętą w roku 1700 dokończył SL. Palais des Ducs de Lorraine (pałac książąt Lotaryngii; XV – XVI w). Église des Cordeliers (franciszkanów; XV – XVI w) jest miejscem pochówku książąt Lotaryngii. Nielicznymi obiektami średniowiecznymi są natomiast Tour de la Commanderie Saint – Jean – du – Vieil – Aître (wieża komandorii zakonu joanitów, XII) oraz Porte de la Craffe (XIV wieczna brama miejska). Ranek pochmurny; 07:55 wyruszamy pociągiem do Nancy; po 30 min. wysiadamy i wyruszamy odrabiać „katorgę krajoznawczą”; przed dworcem w Nancy oglądamy (Ewa studiuje ją z zawodowym zainteresowaniem) metalową rzeźbę składającą się z kilkudziesięciu realistycznych serc; stanowi ona zachętę do deklarowania swoich organów dla potrzeb transplantologii; na mosiężnych tablicach wyjaśniona jest szczegółowo idea projektu. Potem ćwiczymy „krajoznawstwo wg listy” zgodnie z zasadą „nie ma zmiłuj”; chyba powoli acz systematycznie osiągamy stan nasycenia w tej materii; za komentarz niech posłuży Czytelnikowi dokumentacja fotograficzna; 16:12 wsiadamy do pociągu powrotnego; tradycyjna reanimacja w porcie i obiad. 22:00 wyruszamy pieszo pod katedrę gdzie 22:30 rozpoczyna się pokaz typu „światło i dźwięk”; coś fantastycznego; kolorowe obrazy, zmieniające się jak film są wyświetlane na frontonie i wieżach katedry; towarzyszy im dyskretna muzyka; pokaz trwa 20 min. Wracamy przez zaułki starówki delektując się detalami uśpionych kamieniczek.
  45. 10.07 – piątek. (Toul (Canal de la Marne au Rhin) – Dieulouard (Moselle); 40 km; 6 śluz) Bezchmurne niebo i upał nieco łagodzony wiatrem; stojąc w porcie obserwujemy kolejkę jachtów turystycznych tłoczących się przed dobrze widoczną śluzą (nr 26); odpuszczamy i czekamy, aż się prześluzują; 09:45 śluzujemy się razem z „Contessą” - angielskim hausbotem, z którym kilkakrotnie już spotykaliśmy się w portach; razem pokonujemy jeszcze 2 śluzy i 10:45 wypływamy na 369 km Mozeli (kilometraż jest liczony od Koblencji – ujścia Mozeli do Renu). Mozela francuska (fr. Moselle) została skanalizowana w drugiej połowie XIX w; po II Wojnie Światowej przebudowana tak aby była dostępna dla barek do 4500 ton (!); komory śluzowe o wymiarach 170 v 12 m; do przepłynięcia mamy 148 km i 12 śluz od Toul do Apach - miejsca w którym schodzą się granice Francji, Niemiec i Luksemburga. Mozela płynie dosyć głęboką doliną; zielone wzgórza 200 – 250 m; kolorowe miasteczka; idąc za „Contessą” pokonujemy jeszcze wspólnie 2 śluzy; w śluzie „Aingeray” (7,3 m „w dół”) obserwujemy „inteligentną czaplę śluzową”; spokojnie czeka, stojąc na polerze, przy górnych wrotach; po ich zamknięciu i obniżania poziomu wody zmienia kilkakrotnie „punkt obserwacyjny”; wreszcie „woduje” w komorze (pierwszy raz w życiu widzimy czaplę pływającą); po odsłonięciu dolnego progu (głębokość trakcyjna śluzy wynosi 3 m czyli zostaje odsłonięta dolna krawędź wrót i 4 m betonowego progu) w jego zagłębieniach pozostaje wiele narybku; czapla przystępuje do systematycznej niespiesznej konsumpcji; robię sesję foto; ciekawe jak ona na to wpadła – należało połączyć kilka elementów aby zapewnić sobie taki gwarantowany catering (śluza o spadku ponad 4 m; asysta przy górnych wrotach podczas śluzowania „w dół”). 14:00 „Contessa” cumuje we Frouard; my kontynuujemy dalej i 17:00 cumujemy do brzegu w bocznej odnodze rzeki niedostępnej dla barek ok. 1 km przed śluzą „Bléndod / Port – à – Mousson”; obserwujemy intensywny ruch ogromnych barek; z niepokojem stwierdzam, że pod obciążeniem „wyskakuje” wsteczny bieg yamahy, co sporadycznie zdarzało się już wcześniej.
  46. 11.07 – sobota. ( Dieulouard (Moselle) – Metz (Moselle); 38 km; 3 śuzy) Tradycyjnie bezchmurny poranek zapowiada upał; 8:45 (podczas robienia klaru po śniadaniu) mija nas idąca „pod górkę” barka turystyczna (musiała 15 min. temu opuścić śluzę „Bléndod / Pont – à – Mousson”); natychmiast rzucamy cumy i jak najszybciej płyniemy do (niewidocznej jeszcze) śluzy; świetna decyzja; śluza czeka z otwartymi wrotami i zostajemy natychmiast prześluzowani w pojedynkę. Mijamy miasto Pont – à – Mousson; niemal bez czekania przechodzimy „w pojedynkę” 2 kolejne śluzy i 14:00 cumujemy w Metz w porcie jachtowym położonym na „Plan d'eau” - jest to rozległy płytki zalew niemal w centrum miasta, utworzony na skrzyżowaniu bocznych ramion rzeki; dosyć zacisznie i zielono (park miejski); po 30 min. odbieramy cumy „Contessy”, która cumuje obok nas. Jemy obiad i czekamy razem parą angielską z „Contessy” na „kapitana”, który ma urzędować w swoim „kapitanacie” od 17:00; pojawia się wreszcie o 17:30; załatwiamy formalności i wyruszamy rowerami do centrum. Metz ma udokumentowane ponad 2000 lat burzliwej historii; Divodurum ufortyfikowana stolica celtyckiego (galijskiego) plemienia Médiomatrików zdobyta (58 r. p.n.e.) przez legiony Juliusza Cezara, przebudowana zgodnie ze „standardami” rzymskimi, stała się dużym (ok. 20 000 mieszkańców) miastem Galii Belgijskiej; odkryto fragmenty murów, fundamentów i resztki akweduktu. Po rozpadzie Cesarstwa rzymskiego, Chlodwig I, król Franków w latach 482 – 511, włączył Metz do swojego królestwa, a po jego śmierci miasto stało się stolicą niezależnego królestwa Austrazji (511 – 751), włączonego ponownie do państwa Franków. Po śmierci Karola Wielkiego (814) i podziale państwa przez jego wnuków (843) Metz został stolicą królestwa Lotaryngii, które po kolejnych podziałach weszło w skład Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Po przyłączeniu do Francji (1552) przez Henryka IV, Metz stał się „kwitnącym” miastem Francji i jedną z ważniejszych twierdz; utracony na rzecz Prus po klęsce pod Sedanem (1870); odzyskany po I Wojnie Światowej (1918); ponownie włączony do Rzeszy Niemieckiej (1940) i ostatecznie odzyskany (1945); obecnie duże miasto przemysłowo – uniwersyteckie; duży ruch turystyczny.Oto najciekawsze zabytki Metzu (nazwy oryginalne). Fortyfikacje; z epoki gallo – rzymskiej; pozostały jedynie fundamenty wbudowane następnie w istniejące obecnie budynki. W XIII – XIV w miasto otoczono solidnym murem (6000 m, 18 bram, 38 baszt); zachowały się jego znaczne fragmenty oraz kilka baszt i bram. Z polecenia Ludwika XIV, Vauban (zachwycony możliwościami obronnymi Metzu) opracował plany fortyfikacji, które zbudował w latach (1728 – 1749) jego uczeń – Louis de Coromontaigne (zachowane dzieła obronne budzą podziw). W latach (1871 – 1918) Prusacy otoczyli miasto fortami i zbudowali liczne koszary – Metz stało się przygranicznym, dużym garnizonem. W latach 1929 – 1940 Francja fortyfikowała swoją granicę z Niemcami budując Linię Maginota; system umocnień od Szwajcarii do Belgii (André Maginot – minister wojny Francji w latach 1922 – 1924 i 1927 – 1933); w okolicy znajduje się kilka dużych, dobrze zachowanych, dzieł obronnych (obecnie obiekty muzealne). Gotycka katedra – cathédrale Saint – Étienne (św. Szczepana); zbudowana (1240 – 1552) na miejscu kilku poprzednich kościołów: sanktuarium św. Szczepana (III w), katedry (742 ?) a następnie bazyliki poświęconej w roku 1040; zachwyca rozmiarami (nawa wysokości 41 m) i ogromnymi witrażami (6500 m2; liczne zachowane z XIV w; też zaprojektowane przez Marca Chagalla w roku 1959) wspaniale rozświetlającymi jej wnętrze. Église (kościół) Saint - Pierre – aux – Nonnais – powstał w wyniku przebudowy (VII w; na opactwo) palestry (sali treningowej) rzymskiej (IV w) przylegającej do term (łaźni publicznej); przebudowywany w stylu romańskim (X – XI w) a następnie gotyckim (XV – XVI w); po zbudowaniu cytadeli (koniec XVI w) użytkowany jako magazyn wojskowy; obecnie sala koncertowa i wystawowa. Kaplica Templariuszy (1180 – 1220); po rozwiązaniu zakonu (1312) przekazana zakonowi Joannitów; fragmenty romańskie i gotyckie; dalsze losy podobne jak kościoła Saint - Pierre – aux – Nonnais; obecnie sala wystawowa. Église Saint - Maximin – romański (XII w); przebudowywany (XVIII w; barokowy portal); wspaniałe witraże (1960) zaprojektował Jean Cocteau. Église Sain – Eucaire; fundamenty z V w; przebudowywany; dzwonnica romańska z XII w; gotycki chór i nawa (XIV – XV w); wspaniały portal w sylu gotyku płomienistego. Mosty (duży i średni) przez Mozelę ; zbudowane w XIV w; przebudowane służą do dziś. Poza wymienionymi, warte obejrzenia, są place (XI – XVIII w) otoczone budynkami (XV – XVII w); spichlerz (XV w) i ponad 20 obiektów sakralnych (XIV – XVIII w). Na wstępie składamy wizytę w, położonym obok katedry, „Office du Tourisme”; pobieramy mapki; sympatyczna agentka bada możliwość zwiedzenia najbliższego obiektu – dzieła Linii Maginota (Veckring, co było planowane); niestety trzeba by wynająć samochód lub skorzystać z nielicznych autobusów (w poniedziałek); teren jest „górzysty” i na rower w tym upale jest nieco za daleko; rezygnujemy. Spędzamy 45 min. w katedrze (o 19:00 zostaje zamknięta); wspaniała budowla; studiujemy ogromne witraże; potem przejeżdżamy rowerami wzdłuż zachowanych XIV – wiecznych murów aż do najlepiej zachowanej bramy - Porte des Allemands (tzn. Niemców); wracamy do portu; pogodny wieczór; dostępny internet - „odśmiecam” pocztę.
  47. 12.07 – niedziela. (zwiedzanie Metz) Pogodnie, lekki wiaterek, nareszcie mamy lekkie ochłodzenie; 09:15 wyruszamy rowerami przez zaułki starówki w kierunku Porte des Allemands; sesja foto dobrze o tej porze oświetlonego obiektu. Potem zwiedzamy Belle – Croix – kompleks fortyfikacji, zaprojektowany przez Vaubana, mających osłaniać wschodnią flankę Metz – jest imponujący; z najwyższego punktu widokowego wspaniały widok na katedrę; wracamy na obiad do portu oglądając po drodze obiekty „zgodnie z listą”. Po obiedzie wracamy do katedry aby kontynuować studia świetnie oświetlonych witraży; potem odnajdujemy dosyć niepozorny Église Saint – Maximin; długo i szczegółowo studiujemy witraże zaprojektowane przez Jeana Cocteau – są naprawdę jedyne w swoim rodzaju. Wreszcie docieramy na relaks do Ogrodu Botanicznego; atmosfera niedzielnego pikniku; pogoda zdecydowanie się psuje i zaczyna lekko siąpić; 18:00 wracamy do portu; długi (bez ograniczeń) prysznic reanimujący plus wieczorek relaksujący.
  48. 13.07 – poniedziałek. (Metz (Moselle) – Malling (Moselle); 48 km; 5 śluz) Pochmurno i nareszcie znośna temperatura; 09:15 ruszamy za „holendrem”, który właśnie opuszcza port z zamiarem wspólnego śluzowania na śluzie „ Metz – Nord” (dwie równoległe komory); śluzujemy się razem na mniejszej; dalej wspólnie przechodzimy jeszcze 3 śluzy; „holender” cumuje w Thionville do nadbrzeża w centrum miasta (brak zaplecza, hałas); my kontynuujemy i 16:30 pokonujemy, po dłuższym oczekiwaniu na prześluzowanie wielkiej barki, śluzę w Koenigsmacker. Na nocleg stajemy w starorzeczu na 253 km rzeki z widokiem na ostry zakręt; kąpiółka wieczorna w nieco zarośniętym starorzeczu; obserwujemy jak 3000 – tonowe barki pokonują zakręt – mamy wrażenie, że wjadą w brzeg. Wieczorek (mamy nadzieję, że ostatni we Francji) przy akompaniamencie ostatnich niezjedzonych francuskich żab; po zmroku dalekie echa pokazu ogni sztucznych w Thionville – jutro będzie 14 lipca – Święto Narodowe Francji.
  49. 14.07 – wtorek. (Malling (Moselle) – Konz (Mosel); 54 km; 3 śluzy) Od świtu obserwujemy barki płynące „pod górkę”; to dobra informacja; mimo święta narodowego śluza w Apach pracuje (tak zresztą było napisane na stronie internetowej vnf); 09:00 wypływamy ze starorzecza i po 11 km osiągamy granicę Francji w Apach (242 km rzeki); po dłuższym oczekiwaniu śluzujemy się z ogromną barką i znajomym „holendrem”, który właśnie nas dogonił; opuszczamy Francję i 200 m dalej cumujemy do nadbrzeża w Schengen (Luksemburg) „spinając klamrę” Maastricht – Schengen, dzięki której stał się możliwy ten rejs (oraz 5 poprzednich rejsów „Ewy3”). Układ z Schengen podpisano 14.06.1985 na statku wycieczkowym bandery luksemburskiej „Princesse Marie – Astrid” zacumowanym do nadbrzeża w Schengen; zgodnie z nim miały być stopniowo usuwane ograniczenia przekraczania granic pomiędzy państwami – sygnatariuszami; Polskę do „Strefy Schengen” przyjęto 21.12.2007. Cumujemy dokładnie w „historycznym miejscu” - podane są godziny, kiedy nie cumują tam statki „białej floty” (w tym będąca nadal w świetniej formie „Princesse Marie – Astrid”); sesja zdjęciowa i chwila zadumy. Mozela niemiecka (niem. Mosel) jest, tak jak – francuska, wielkogabarytową drogą wodną intensywnie eksploatowaną; na 242 km (od Apach do Koblencji) trzeba pokonać 12 głębokich (4 – 9 m) śluz; barki zawodowe są śluzowane w komorach o wymiarach 170 x 12 m, natomiast dostatecznie małe jednostki korzystają samoobsługowych śluz o wymiarach 18 x 3,3 x 1,5 m. Na odcinku 36 km rzeka stanowi granicę między Luksemburgiem (LB) i Niemcami (PB). Schengen opuszczamy o 13:15; płyniemy dalej aby stanąć gdzieś do brzegu „na dziko”; mijając po 14:20 Remich (Luksemburg) obserwujemy jak „Marie – Astrid” z turystami rusza w kierunku Schengen; na stokach wzgórz pojawiają się pierwsze winnice. Na pierwszej śluzie studiujemy starannie instrukcję śluzowania, po czym wdrażamy ją praktycznie; wszystko działa bez zacięć; niestety cumowanie „na dziko” nie jest możliwe; brak starorzeczy a brzegi są umocnione grubym tłuczniem; pokonujemy jeszcze jedną śluzę i 18:30 stajemy w Konz (Niemcy) 10 km powyżej Trewiru; obszerny basen, zielono i przestronnie, sympatyczna hafemeisterin; kolacja relaksująca.
  50. 15.07 – środa. (Konz; zwiedzanie okolic) Pogoda bez zmian; pierwsze wrażenie z Niemiec to wspaniałe ścieżki rowerowe; na nich liczni użytkownicy zarówno „lokalni” jak i „dalekobieżni” ze sprzętem biwakowym. Po śniadaniu jedziemy do, odległego o 2 km, centrum Konz; w biurze turystycznym pobieramy mapkę okolic a w „Kauflandzie” robimy zakupy (ceny znośne). Po obiedzie wyruszamy rowerami do odległego o 5 km Igiel aby obejrzeć słynną kolumnę - najlepiej zachowany, na północ od Alp, rzymski pomnik nagrobny (23 metrowa kolumna); zbudowana w III w n. e. na grobowcu rodziny kupieckiej (handel tkaninami) Sekudiniusów jest bogato zdobiona rzeźbami; nazwa wioski pochodzi od zdobiącego kolumnę orła (łac. aquila). Niestety porażka; trwa jej remont; jest obudowana szczelnie rusztowaniem i przysłonięta foliami; na planszach wyjaśnienia i rysunki oraz fotografie; wracamy do portu. Wieczorem rozstawiamy foteliki na ocienionym brzegu i kontemplujemy Mozelę z polskim piwkiem w ręku; „Marie – Astrid” powraca z Trewiru do Luksemburga.
  51. 16.07 – czwartek. (Konz; wycieczka do Trewiru) Dzisiaj mamy w programie zwiedzanie Trewiru. Trewir (niem. Trier, fr. Trèves) – pretenduje do miana najstarszego miasta niemieckiego; było „od dawna” stolicą celto - germańskiego plemienia Trewerów, podbitych przez legiony Juliusza Cezara w latach 58 – 50 p. n. e.; w 16 roku p. n. e. Rzymianie założyli tu miasto Augusta Trevorum (na cześć cesarza rzymskiego), które zostało stolicą prowincji Galia Belgica. Miasto rozwijało się szybko i stało się w II wieku ośrodkiem administracyjnym i węzłem komunikacyjnym; w roku 300 liczyło 80 000 mieszkańców (!) i było największym miastem rzymskim na północ od Alp; w latach 293 – 306, 328 – 340 oraz 383 – 388 było siedzibą cesarzy rzymskich; od roku 273 był też siedzibą biskupów. Po rozpadzie Imperium Rzymskiego miasto znalazło się w posiadaniu Franków; po podziale państwa Franków między wnuków Karola Wielkiego (843 r) stało się częścią państwa wschodniofrankijskiego (czyli późniejszego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego). W XVII – XVIII w miasto czterokrotnie okupowali i łupili Francuzi; najbardziej istotna była chyba wojna (1688 - 1697) Ludwika XIV (z dużym udziałem Vaubana przy burzeniu twierdz i budowie nowych) z Ligą Augsburską (sojuszem księstw niemieckich do którego dołączyły: Niderlandy, Hiszpania i Szwecja). W roku 1794 do Trewiru wkroczyły rewolucyjne wojska francuskie a w roku 1797 wschodnią granicę Francji przesunięto do Renu; stan ten trwał przez całą epokę napoleońską (czyli aż do roku 1814), kiedy to został on przyłączony do Królestwa Prus. W latach 1918 – 1930 (po I Wojnie Światowej) miasto okupowali Francuzi; tu miało też miejsce wydarzenie istotne dla odradzającej się Polski; 16.02.1919 w Trewirze Niemcy zostali zmuszeni do podpisania aneksu do układu o zawieszeniu broni (podpisanego w Compiègne 11.11.1918) rozszerzającego go na trwające Powstanie Wielkopolskie, co spowodowało przerwanie akcji zbrojnych przeciwko powstańcom i końcowy sukces Powstania Wielkopolskiego. Istotne zniszczenia w mieście spowodowały bombardowania alianckie w grudniu 1944 roku. Pomimo burzliwej historii zachowało się wiele obiektów (niektóre wielokrotnie restaurowano po zniszczeniach); oto warte zwiedzania; wpisane na listę UNESCO. Porta Nigra (tzn. Czarna Brama) jedyna zachowana (z czterech) brama miejska stanowiąca fragment fortyfikacji z epoki gallo - romańskiej; zbudowana w latach 180 – 200; przebudowana na kościół we wczesnym średniowieczu; w XIX w przywrócono jej pierwotny charakter. Amfiteatr zbudowany ok. roku 100; mieścił 20 000 widzów; zachowała się znaczna część pomimo, że w średniowieczu rozebrano go częściowo na materiał budowlany. Most – zachowało się pięć oryginalnych filarów mostu zbudowanego w latach 144 – 152 (był to trzeci most w tym miejscu – pierwszy zbudowano w roku 17 p. n. e.); przebudowywany i powiększany w latach 1190, 1490, 1716 – 1718 służy do dziś. Termy Barbary (niem. Barabarathermen); zbudowane ok. roku 150 łaźnie publiczne służyły przez 300 lat; w średniowieczu częściowo rozebrane; zachowana znaczna część. Termy Cesarskie budowane ok. roku 300 dla cesarza Konstancjusza I i jego syna Konstantyna Wielkiego którzy rezydowali w Trewirze; nie ukończone z powodu przeniesienia (w roku 330) stolicy do Konstantynopola; przbudowane w roku 360 na koszary; gruntowna renowacja w roku 1984. Bazylika Konstantyna (łac. Aula Palatina); zbudowana w IV w jako sala tronowa cesarza Konstantyna Wielkiego; miała centralne ogrzewanie powietrzem i była bogato zdobiona; przebudowana w XVII w; w XIX w przywrócono jej pierwotny kształt; znacznie zniszczona podczas II Wojny Światowej; odbudowana służy jako kościół ewangelicki. Katedra św. Piotra - najstarsza katedra w Niemczech; stan obecny jest wynikiem wielokrotnego przebudowywania i rozbudowywania budynku podarowanego przez matkę cesarza Konstantyna (późniejszą św. Helenę) biskupowi Agritiusowi, który przebudował go w latach 310 – 329 na pierwszą katedrę w Augusta Treverorum. Przebudowywana i rozbudowywana w latach 329 – 336, 526 – 561, 977 – 996, …. jest imponującym rozmiarami (112 x 41 m) połączeniem kolejnych stylów architektonicznych (od romańskiego do barokowego); przechowywane są w niej cenne relikwie (w tym „Święta tunika”); mocno uszkodzona w latach 1944 -1945 przez bombardowania alianckie została gruntownie odrestaurowana w latach 1960 – 1974. Bogaty skarbiec katedralny (przybory liturgiczne, rękopisy średniowieczne, dzieła sztuki i rzemiosła artystycznego). Kościół Najświętszej Marii Panny (niem. Liebfrauenkirche); zbudowany w latach 1230 – 1260 (niezwykle szybko !) na planie krzyża greckiego jest najstarszym kościołem gotyckim w Niemczech. Opactwo benedyktyńskie św. Macieja; zbudowane w XII w w stylu romańskim; w krypcie znajduje się sarkofag św. Macieja (apostoła) oraz sarkofagi pierwszych biskupów Trewiru z IV w; siedziba zakonu benedyktynów. Dźwigi portowe nad Mozelą; zbudowane odpowiednio w latach 1413 i 1774 (zachowane budynki kamienne; części drewniane z XVIII w). Na zakończenie element bardziej współczesny – w Trewirze urodził się Karol Marks (1818); zachowany dom. 09:00 wyruszamy rowerami do Trewiru; 10 km świetnej ścieżki rowerowej jest na dużych odcinkach jeszcze ocieniona, co łagodzi nieco narastający upał; po 30 min. docieramy do przedmieścia i zaczynamy realizację programu krajoznawczego; w biurze turystycznym koło Porta Nigra pobieramy dodatkowe materiały; wielu turystów – sporo grup w wieku szkolnym; Na rynku staromiejskim panuje atmosfera „totalnego pikniku”; gra 100 – osobowa (tak „na oko”) holenderska dęta orkiestra młodzieżowa kierowana przez bardzo długiego dyrygenta w bardzo krótkich, kolorowych, gaciach; siadamy na schodkach pomnika i nieco słuchamy – prezentują się lepiej niż grają. Włóczymy się trochę losowo po starówce podziwiając świetnie utrzymane domy szachulcowe; zresztą na wszystkich obiektach widać „gospodarską rękę” dysponującą „kasą”; ogólnie jesteśmy pod wrażeniem. Kilka refleksji: wspaniały wirydarz pomiędzy katedrą a kościołem NMP; w bazylice Konstantyna – obecnie kościele ewangelickim jest sala wystawiennicza – aktualnie jest tam wystawa malarstwa nowoczesnego (widocznie można to pogodzić); w ogrodzie otaczającym pałac księcia – elektora wzmacniamy się kanapkami na ławeczce w cieniu; po amfiteatrze mamy dosyć upału; wracamy nieco wykończeni do Konz; obiad; wieczorny relaks z zimnym piwkiem nad brzegiem Mozeli; liczne ogromne barki na rzece; w nocy burza.
  52. 17.07 – piątek. (Konz (Mosel) – Bernkastel – Kues (Mosel); 70 km; 3 śluzy) Poranek zapowiada się burzowo; mamy ambitny plan dopłynięcia do Bernkastel – Kues; wyruszamy przed śniadaniem o 07:00 po lekkim klarze; na pierwszej śluzie („Trier”) – zaskoczenie; mała komora jest nieczynna; kręcimy się przed wejściem do dużej komory usiłując nawiązać łączność przez „ukaefkę”; wreszcie o 08:45 zapala się sygnalizacja na „małej komorze”; śluzujemy się (8 m w dół) i mijamy Trewir robiąc sesję foto z poziomu wody. Fotografowanie z bliska mostu rzymskiego kończy się zaczepieniem płetwą sterową o kamienie i urwaniem jej kontrafału; stajemy na kotwicy i zakładamy nowy. Wspaniały krajobraz: niezwykle kręta rzeka (kurs kompasowy zmienia się nawet ponad 180o); zielone wzgórza wysokości 200 – 300 m z obrywami skalnymi; każdy możliwy do uprawy skrawek stoku jest winnicą; miejscami jego kąt nachylenia jest bliski 45o (!); las pokrywa wyższe partie wzgórz; w miejscach „dogodnych do obrony” ruiny zamków rycerskich. Narastający upał zwalczamy „chłodzeniem zaburtowym” w zadziwiająco czystej wodzie; duży ruch ogromnych barek (średnio 2 – 3 na godzinę); ze względu na krętą rzekę i miejscami dosyć wąski farwater należy prowadzić obserwację i ustępować im z drogi; „składając się w zakręt” ustawiają swoje 100 – 120 metrowe kadłuby niemal „w poprzek” niewiele szerszej rzeki; podziwiamy mistrzostwo skipperów barek; my uciekamy przed nimi na „płytką wodę”; jeden z takich manewrów kończy się ponownym urwaniem kontrafału płetwy sterowej i jego wymianą (5 m za farwaterem było wody „po kolana”). 18:15 docieramy do planowanego celu; kilka portów jachtowych mieści się w obszernym basenie (niegdyś dużym porcie rzecznym) odgrodzonym od farwateru potężnym wałem; cumujemy w jednym z klubów; zacisznie i zielono; obiad i relaks z ostatnim polskim piwem – nieomylny znak, że czas wracać. Otrzymujemy esemes od Marka i Iwony – dotarli do Islandii – jesteśmy pod wrażeniem.
  53. 18.07 – sobota. (Bernkastel – Kues; zwiedzanie okolic) Dziś planowany jest dzień relaksowo – krajoznawczo – zakupowy.  Bernkastel – Kues to dwa miasteczka (administracyjnie połączone w roku 1905) rozdzielone Mozelą; porty jachtowe (lewy brzeg) znajdują się w Kues; miasteczka (wzmiankowane już w XI w) miały burzliwą historię; w roku 1815 włączone do Prus; zachowane liczne domy szachulcowe na ogół z XVII w (najstarszy z roku 1416 !); 100 m nad poziomem rzeki widać imponujące ruiny zamku Landshut (XIII w; ruina od XVII w); w nocy oświetlane; obok zamku stoi dźwig (raczej nie średniowieczny); chyba ktoś zamierza zamek odbudować (?). Obecnie miasteczka żyją głównie z winnic i turystyki. Po niespiesznym śniadaniu jedziemy do „Lidla” w Kues na zakupy; 6 butelek wina mozelskiego, 3 l czerwonego wina w kartonie (składnik „nawadniania rzymskiego”), 1 l mleka, 10 jaj i pieczywo wydaje się być proporcją zgodną ze specyfiką regionu - czynna do roku 1962 lokalna linia kolejowa była zresztą pieszczotliwie nazywana Saufbähnchen (pol. kolejka pijaczków); wracamy na łódkę aby zaształować zakupy.Wracamy rowerami do Kues; penetrujemy zaułki urokliwej starówki i sprawdzamy ceny w ofertach kilku „piwnic winiarskich”; z mostu na Mozeli obserwujemy liczne wycieczkowce w tym niestrudzoną „Marie – Astrid”. Bernkastel jest zawojowane przez turystów; równie urokliwe zaułki i liczne, świetnie zachowane domy z XVII w; na jednym z nich zaznaczono maksymalne poziomy wody w czasie katastrofalnych powodzi; budynek na rynku położonym 6 – 7 m nad obecnym poziomem wody w rzece był zalany do wysokości 4 m (!). Wyluzowana atmosfera weekendu; w „piwnicy” mieszczącej się w budynku z roku 1416 kupujemy kolejne 6 butelek rieslinga „spätlese”; upał zniechęca nas do bardziej ambitnego zwiedzania górzystych okolic; wracamy do portu; obiad; „obalamy” litr dobrze schłodzonego rieslinga mozelskiego i zapadamy w zasłużoną drzemkę; wieczorem burza z piorunami.
  54. 19.07 – niedziela. (Bernkastel – Kues (Mosel) – Traben – Trarbach (Mosel); 27 km; 1 śluza) Poranek pochmurny z lekkim deszczem; nareszcie ochłodzenie; wstajemy dosyć leniwie o 07:00; śniadanie i klar przebiegają szybko i 09:15 wyruszamy w dalszą drogę. Mijając most podziwiamy luksusowe „hotelowce – wycieczkowce” (też francuskie i szwajcarskie) o rozmiarach 115 x 11,4 m (!); trwają na nich „poranne ruchy” zaokrętowanych pasażerów – głównie emerytów; przez ogromne okna kajut widać rozgrzebaną pościel. Dalej przyjemna żegluga; chmurki, ochłodzenie; jedynym mankamentem jest „brak światła” do fotografowania pięknej doliny Mozeli, kolorowych miasteczek i ruin zamków; 13:00 mijamy miasteczko Traben – Trarbach i 4 km dalej przed śluzą Enkirch wchodzimy do dużego basenu portowego – dawniej żeglugi zawodowej, mieszczącego obecnie kilka przystani klubów jachtowych; kręcąc się w poszukiwaniu miejsca zauważamy zacumowaną „Lenchen” oraz machających do nas Inez i Maxa; załatwiają nam miejsce i po chwili cumujemy „na lekki wcisk” w poprzek. Bardzo ciepłe powitanie; sympatyczna hafenmeisterin; po obiedzie wyruszamy rowerami do miasta, Rozdzielone Mozelą dwa, istniejące już w IX w, miasteczka scalono administracyjne w roku 1904; most zbudowany w roku 1898 i zburzony przez Niemców w roku 1945 został odbudowany wg oryginalnych planów. Zachowało się niewiele starej zabudowy, gdyż w XIX w miasto padło ofiarą pożaru. Nad Trarbach (prawy brzeg) górują imponujące ruiny zamku Grevenburg (XIV w); zdobyty w roku 1680 przez wojska Ludwika XIV wszedł (po wzmocnieniu obronności wg planów Vaubana) w skład olbrzymiej fortyfikacji Mont Royal zbudowanej przez Vaubana po drugiej stronie Mozeli; został zniszczony przez francuzów (wycofujących się z tego terytorium) w roku 1734; obecnie jest to malownicza ruina. Wygodną ścieżką rowerową jedziemy brzegiem Mozeli do Traben; kilka interesujących budynków szachulcowych oraz budynek poczty; z mostu rozległy widok na oba miasteczka, Mozelę i Grevenburg; spacer po „deptaku” w Trarbach. W końcu zwalczamy lenistwo i wspinamy się wąską, stromą ścieżko do Grevenburga; malownicza ruina zbudowana z łupku; w zachowanym fragmencie – knajpka; wspaniały widok; Ewa „pozyskuje łup łupkowy”, który mi ładuje do plecaka. Schodzimy schodami przez winnicę; ziemia pokryta drobnym łupkiem; kąt nachylenia co najmniej 45o; jak właściciel ją uprawia ? Po drodze mijamy pomnik żołnierzy pochodzących z miasteczka poległych w wojnie z Francją (1870 – 1871); podobne widywaliśmy w miasteczkach francuskich; napisy na nich są niemal identyczne; po obu stronach zginęli bohaterowie – patrioci walczący o wolność ojczyzny; chwila refleksji. W końcu wracamy do portu; kolacja relaksująca z winem mozelskim oczywiście.
  55. 20.07 – poniedziałek. (Traben – Trarbach; zwiedzanie Mont - Royal) Planujemy całodniową wycieczkę rowerową na Mont - Royal. Twierdza Mont – Royal została zbudowana wg planów Vaubana na wzgórzu wznoszącym się 200 m nad poziomem rzeki oblewającej go z trzech stron (!); ogromny obiekt był budowany „od podstaw” w latach 1679 – 1698; 50 hektarów; 3 km kurtyn (murów licujących ziemny wał) wysokości 20 m; 5 bastionów i 3 basteje (wieże); wiele dodatkowych zewnętrznych dzieł obronnych; ogromne koszary i stajnie oraz arsenał i magazyny żywności. Twierdza mogąca (wraz z obozem ufortyfikowanym) pomieścić 12000 ludzi i 3000 koni miała stanowić ”Kwaterę Główną Króla (Ludwika XIV)” zamierzającego przesunąć na wschód i umocnić granicę Francji. Cel ten nie został osiągnięty; na mocy pokoju w Ryswick Ludwik XIV wycofał się tego terytorium i w zamian za Strasbourg (Alzacja) zobowiązał się zniszczyć twierdzę Mont – Royal; ruiny od 300 lat zawłaszcza las. Pokrapiani od czasu do czasu lekkim deszczykiem rowerami „zdobywamy wysokość”; potem pchamy je „po górkę” z nadzieją na długi zjazd; punkty widokowe z ławeczkami – wspaniałe widoki na dolinę Mozeli i wzgórza pokryte winnicami; Ewa zbiera jeżyny i dokarmia mnie – pasożyta leniwca; rowery zostawiamy koło, położonego na grzbiecie wzgórza, lotniska szybowcowego; kontynuujemy pieszo „ścieżką dydaktyczną”; liczne plansze opisujące elementy twierdzy, z których bardzo mało pozostało; na terenie twierdzy urządzono ogromny „park linowy”; w nim wiele młodzieży. Zataczamy czterokilometrowy krąg i wracamy na lotnisko; obserwujemy szybowce; odnajdujemy rowery i wracamy „grawitacyjnie”, już przy słonecznej pogodzie, zatrzymując się na punktach widokowych aby podziwiać krajobrazy; po drodze robimy w supermarkecie (Traben) drobne zakupy. Na łódce zastajemy bardzo miłą niespodziankę – butelkę mozelskiego „koniaku” z dedykacją – prezent od Inez i Maxa z „Lenchen”; rewanżujemy się haftowanymi serwetkami; wieczorem urządzamy małe „party” na pomoście przy burcie „Ewy3”; niezwykle miły wieczór.
  56. 21.07 – wtorek. (Traben – Trarbach (Mosel) – Cochem (Mosel); 52 km; 3 śluzy) Ranek zapowiada upał; 08:15 wychodzimy z portu, żegnani przez sympatyczną hafenmeisterin; na śluzie Enkirch odległej o 500 m żegnają nas Inez i Max, którzy podjechali tam rowerami; dziś zamierzamy dotrzeć do Treis – Karden; „Lenchen” dogania nas na trasie przed następną śluzą; Max informuje nas, że maleńki port w Treis – Karden jest kompletnie zapchany i nie przyjmuje „gości”; zamierzają stanąć w bliższym Cochem przy nadbrzeżu miejskim; decydujemy się zrobić to samo; sesja zdjęciowa „w biegu” z obu łódek; „Lenchen” śluzuje się jako pierwsza na śluzie „Saint Aldegund”; robię jej sesję foto z zamiarem wysłania pocztą elektroniczną – zdjęcia własnej, śluzującej się, łódki to rarytas. Około 16:00 dopływamy do Cochem; Inez i Max odbierają cumy; jest to nadbrzeże miejskie przy którym cumowały dawniej barki zawodowe; brak jakiejkolwiek infrastruktury; pomimo tego urzędnik miejski pobiera od nas 7 euro za samo cumowanie; jedyny plus to czysta woda w Mozeli – chłodzimy się „zaburtowo”  Cochem ma oczywiście rodowód galo – rzymski; wymieniany w dokumentach już w IX w; zdobyty i zniszczony przez armię Ludwika XIV; miasto należało do Francji aż do upadku Napoleona Bonaparte; w roku 1815 przyłączony do Prus. Nad miastem góruje zamek Reichsburg, wyglądający jak zamek z czołówki filmów Disneya; jest on „repliką” oryginalnego średniowiecznego zamku. Zamek zbudowany około roku 1000 był kolejno własnością książąt Palatynatu, cesarzy z dynastii Hohenstaufen a następnie arcybiskupów trewirskich; w roku 1689 podzielił los wielu zamków w dolinie Renu i Mozeli – został zniszczony kompletnie przez armię Ludwika XIV. W latach 1868 - 1877 zrekonstruował go przemysłowiec pruski Louis Ravené wg oryginalnych planów dodając liczne neo – gotyckie ozdóbki; od roku 1978 własność miasta – muzeum. 2,5 km na SE od miasta znajdują się ruiny zamku Winneburg (XIII w) również zniszczonego przez francuzów; ruina kupiona przez w roku 1832 przez Lothara von Metternicha nie została odbudowana; w roku 1932 przeszła na własność miasta. Wieczorem wyruszamy pieszo na spacer; oświetlony zachodzącym słońcem Reichsburg prezentuje się w całej okazałości z mostu na Mozeli; sesja foto; potem spacer po starówce; fragment murów z bramą; uroczy ryneczek z fontanną i otaczające go „szachulce” kontemplujemy siedząc na ławeczce i jedząc lody. Po powrocie do portu rezygnujemy z planowanej wycieczki rowerowej do Winneburga i decydujemy uciekać z Cochem jutro rano; w locji Maxa znajdujemy telefon mariny w Burgen i rezerwujemy miejsce.
  57. 22.07 – środa. ( Cochem (Mosel) – Burgen (Mosel); 20 km; 1 śluza) Nadal upał; 09:00 ruszamy w drogę; po 10 km mijamy Treis – Karden; port rzeczywiście zapchany; planowaliśmy tu cumować dwa dni aby pojechać rowerami do zamku Eltz (tu jest jedyny most w okolicy); 12:30 cumujemy w Laguna Burgen – małym porcie w dobrze chronionym basenie otoczonym ogromnym campingiem. Campingi w Niemczech to dla nas koszmar senny; samochody kempingowe o rozmiarach ciężarówek stłoczone na ogół „burta w burtę” na wypalonych placach; przed nimi znudzeni wczasowicze na rozkładanych fotelikach; tu jest nieco lepiej ale to i tak nie dla nas. Jemy obiad w „porze obiadowej” - luksus; wycieczka rowerowa do pobliskiego Burgen – mała „turystyczna” osada z jedną kawiarnią; wieczorem solidna kąpiel pod prysznicem. Telefonicznie rezerwujemy cumowanie i załadunek dźwigiem w Winningen; duża marina z dwoma dźwigami 12 km przed Koblencją; bliżej Koblencji załadunek „Ewy3” na lawetę byłby trudny.
  58. 23.07 – czwartek. (Burgen; wycieczka do zamku Eltz ) Na zmianę chmury i słońce; wiaterek niweluje nieco upał; zapowiada się dobry dzień na wycieczkę rowerową; ponieważ prom wymieniany w locji „nie chodzi” od wielu lat musimy przekroczyć Mozelę na najbliższym moście tzn. w Treis – Karden. 08:30 wyruszamy w drogę; 8 km ścieżki rowerowej wydzielonej na poboczu szosy; oglądamy z mostu miasteczka; przejeżdżamy na prawy brzeg Mozeli i wracamy te same 8 km; w Moselkern zjeżdżamy w dolinę Eltztal rzeczki Eltzbach i po 3 km pozostawiamy rowery obok hotelu – restauracji Ringelsteiner Muhle; dalej mamy 3 km ocienionej ścieżki przez stary las stokami doliny. Eltz to średniowieczny zamek – jeden z nielicznych, który przetrwał niezniszczony wszystkie dziejowe zawieruchy. Pierwszy dokument (1157) jest aktem nadania ziemi Robertowi zu Eltz przez Fryderyka Barbarossę; w roku 1268 trzech braci „..zu Eltz” podzieliło zamek i ziemię i ustaliło „zasady współżycia i obrony terytorium”; ich potomkowie nadal zarządzają zamkiem, który od 33 pokoleń pozostaje w rękach tego samego, bardzo „rozgałęzionego” rodu „...von und zu Eltz”. Skrzydło zamku zbudowane w roku 1472 i zamieszkałe przez rodzinę Rübenach jest udostępnione do zwiedzania; na 8 kondygnacjach urządzono 8 pomieszczeń, w których zgromadzono autentyczne wyposażenie z XIV – XVIII w używane przez kolejne pokolenia rodziny; najstarsza używana przez nich broń pochodzi z roku 1333. Idziemy wąską ścieżką przez las; nagle odsłania się widok na skaliste strome wzgórze otoczone zieloną, głęboką doliną; na wzgórzu stoi baśniowy zamek; gdyby nie turyści i mikrobus, który przywozi „leniwców” dosyć okrężną „szutrówką” to mielibyśmy wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie co najmniej 500 lat. Rezydencję Rübenachów i skarbiec zwiedza się z przewodnikiem w małych grupach (pomieszczenia są małe; łączące je schody kręte i wąskie); nagromadzenie autentyków – zachwycające; jesteśmy pod wrażeniem. W skarbcu czytam wyjaśnienie, jak udało się uchronić zamek przed zniszczeniem ?; otóż nie siłą zbrojną (niewielki stosunkowo zamek mógł pomieścić najwyżej 100 – osobową załogę i zapasy na rok oblężenia) ale wpływami członków rodu „...zu Eltz” piastujących przez wieki eksponowane stanowiska (!) - dobra wskazówka. Po 3 godzinach wychodzimy z zamku; jeszcze mała sesja foto i wracamy (tą samą ścieżką) do rowerów a następnie (tą samą drogą) do Burgen; w sumie 40 km rowerem plus 6 km pieszo; obiad i zasłużony relaks.
  59. 24.07 – piątek. (Burgen), dzień odnowy biologicznej) Mamy rezerwę czasu; zamierzamy ją poświęcić na odnowę biologiczną; rano jadę po świeże bułeczki do Burgen; są dostępne w kawiarni; niestety nie ma tu marketu i na tym kończę zakupy. Pogoda słoneczno – chmurzasta; po leniwym śniadaniu zabieramy foteliki, spyżę oraz ręczniki i przemieszczamy się rowerami do Burgen na „plażę miejską” czyli łąkę nad brzegiem Mozeli z dosyć dobrym dostępem do wody; rozkładamy się w cieniu drzewa; relaks totalny plus kąpiele przerywane przez kolejną barkę; podnosi ona muł z dna i trzeba poczekać kwadrans aż opadnie; na przeciwległym brzegu wysoko nad nami widoczna ruina małego zamku rycerskiego. 16:00 wracamy na obiad; wieczorem solidna burza z silnym wiatrem w rufę i ulewnym deszczem; przez całą noc nas polewa i ostro dmucha.
  60. 25.07 – sobota. (Burgen (Mosel) – Winningen (Mosel); 20 km; 1 śluza) Pogoda się zdecydowanie popsuła; mocno wieje „w plecy” i polewa nas co pewien czas kolejna granatowa chmurwa. 09:30 żegnamy Lagunę Burgen; intensywny ruch barek zmusza na bardzo krętej rzece zmusza nas do manewrów poza farwaterem. Na ostatniej śluzie łapie nas ulewny deszcz z wyjątkowo porwistym wiatrem w czasie wchodzenia do komory; ostre manewry aby nie wjechać w dolne wrota. 13:00 wpływamy do dużej mariny Winningen, położonej w basenie dawnego portu barek zawodowych; znajdujemy uzgodnione telefonicznie miejsce; po zacumowaniu załatwiam formalności i zamawiam na jutro rano dostawę świeżych bułeczek; obiad i spotkanie z Inez i Maxem, którzy tu stoją już trzeci dzień; wyjaśniają, że na Renie jest bardzo niska woda i ich morski jacht balastowy nie mógłby wchodzić na noc do portów jachtowych a nocowanie „na rzece” jest raczej niepolecane; czekają na wyższą wodę – ma być za kilka dni. Kontakt telefoniczny z Waldemarem – przewoźnikiem (szykuje się do drogi), esemesowy z Wojtkiem Skórą (jest na kanale Burgundzkim i narzeka na zielsko w wodzie) oraz esemesowy z Iwoną i Markiem Tarczyńskimi (dotarli z powrotem na Wyspy Owcze). Cały czas wieje nam mocno w rufę i jeździmy na naszym y – bomie; wieczorem pogoda się nieco poprawia; mały spacer z widokiem na imponujący most autostradowy.
  61. 26.07 – niedziela. (Winningen, wycieczka do Koblencji) Ranek bez jednej chmurki na niebie – wraca lato; po śniadaniu ze świeżymi bułeczkami wyruszamy 10:00 do Koblencji; 12 km świetnej ścieżki rowerowej pokonujemy w 45 min. ochładzani przez lekki wietrzyk – luksus totalny. Koblencja (niem. Koblenz), położona przy ujściu Mozeli do Renu, powstała w miejscu obozu legionów założonego w 9 r. p.n.e.; w XI w była własnością biskupów Trewiru; jej burzliwa historia jest taka sama jak innych miast w dolinie Mozeli; w roku 1794 zdobyta przez rewolucyjne wojska francuskie, została w roku 1815 włączona do Prus. Główną „atrakcją turystyczną” jest Deutsches Eck (pol. Niemiecki Kąt); obszerny plac na „przylądku” górującym nad ujściem Mozeli do Renu; w roku 1897 postawiono tu imponujący pomnik konny cesarza Wilhelma I z odpowiednim „mocarstwowym” napisem; po II Wojnie Światowej pomnik usunięto (był uszkodzony ogniem artylerii amerykańskiej); po remoncie wrócił na swoje miejsce 25 września 1993 jako „atrakcja turystyczna”. Na starówce najcenniejszym zabytkiem jest kościół pod wezwaniem św. Castora (niem. St. Castorkirche; IX w), kościół pod wezwaniem NMP (niem. Liebfrauenkirche; XII – XV w) oraz gotycko – renesansowy zamek książęcy (XIII – XVI w). Na przeciwległym wysokim brzegu Renu, 118 m ponad poziomem rzeki, znajduje się ogromna twierdza Ehrenbreitstein; miejsce to, z racji swojego położenia, ufortyfikowano już w XI wieku; w obecnym stanie powstała w latach 1817 – 1834 po włączeniu Koblencji do Prus; można do niej bez wysiłku dojechać kolejką linową ze starówki. Po dojechaniu do centrum parkujemy rowery i idziemy na Deutsches Eck; tłumy turystów i „tambylców” (jest niedziela); „Wiluś” (jak nazywali go Ślązacy) siedzi na koniu „jak żywy” a jakaś starogermańska bogini przygrywa mu na kobzie (?); razem z ogromnymi schodami obiekt jest naprawdę „mocarstwowy”; świetny widok na ujście Mozeli do Renu. Zaczepiają nas Polacy słyszący jak opowiadam Ewie o „Wilusiu”; pracują od dawna w Niemczech i korzystając z weekendu przyjechali do Koblencji; wysłuchują ciągu dalszego „pogadanki krajoznawczej”. Po godzinie spędzonej na Deutsches Eck wsiadamy do wagonika kolejki linowej i jedziemy „nad Renem” do twierdzy Ehrenbreitstein; wspaniały widok Renu; na rozległych błoniach wokół twierdzy niedzielny piknik; relaksujemy się oglądając z wysokości 135 m (pomost widokowy) dolinę Renu; poziom wody w rzece jest naprawdę bardzo niski i liczne barki trzymają się środka farwateru. Wracamy kolejką na starówkę; „zaliczamy” romański Castorkirche i włóczymy się nieco po starówce; wydaje się nam jednak, że osiągnęliśmy „stan nasycenia” zabytkami. Tą samą drogą wracamy do Winningen; jest to maleńkie urocze miasteczko; zjadamy świetny obiad w knajpce „Zur Alten Post” i studiujemy złotą myśl niemieckiego poety – filozofa J. W. Goethe'go (1794 – 1832) ozdabiającą mur starej kamieniczki (oczywiście piwnicy winiarskiej); oto ona w moim, raczej topornym, tłumaczeniu: „Upojeni musimy być wszyscy/ Młodość jest upojna bez wina/ Starzy pijąc wracają do młodości/ jest to przecudną zaletą (?)/ Dla trosk gnębiących miły żywot\ Łamaczem (trosk) jest winna latorośl/”; wydaje się nam być ona absolutnie na miejscu w krainie rieslinga.  Wracamy zrelaksowani do portu; esemes od Waldemara – ma jeszcze 150 km do granicy niemieckiej; w nocy burza z deszczem i wiatrem.
  62. 27.07 – poniedziałek. (Winningen, załadunek na lawetę i transport do Polski) Pogoda deszczowa; 06:30 otrzymujemy esemes od Waldemara – jest 300 km od Koblencji; jemy niespiesznie śniadanie ze świeżymi bułeczkami; klar „Ewy3” do transportu; 12:00 dociera Waldemar z lawetą; załadunek dźwigiem w asyście Inez i Maxa – to bardzo miłe z ich strony. 14:30 opuszczamy marinę żegnani przez Inez i Maxa; w ostatniej chwili wręczają nam butelkę hiszpańskiego „szampana” (efekt globalizacji ?); naprawdę jesteśmy wzruszeni. Zatrzymujemy się Winningen na obiad; pojawia się słoneczko co skłania nas do wykonania małej sesji foto; 16:30 wyruszamy w dalszą drogę; 0:30 wjeżdżamy do Polski w Zgorzelcu.
  63. 28.07 – wtorek. (cd. transportu do Polski) O 02:00 stajemy na parkingu i śpimy do 05:00; śniadanie na łódce; klar poranny i 07:00 ruszamy dalej; 13:30 wodujemy w porcie JKPW na Wolicy; po 63 dniach „Ewa3” powróciła, lekko poobijana, w macierzyste szuwary.

 

Rejs (z transportem drogowym) trwał 63 dni; przepłynęliśmy w sumie 1430 km pokonując 262 śluzy i 7 tuneli; sumaryczne koszty (w tym również transport drogowy, lekka przebudowa łódki, zakup locji Belgii i Francji, wyżywienie, paliwo, bilety wstępu, …..) nie przekroczyły 19000 PLN.
Podczas rejsu wykonano bardzo dużo fotek o charakterze dokumentacyjno - pamiątkowym; za pomocą aparatu cyfrowego produkuje się na ogół „foto – śmietnik”, z którego należy wybrać i opracować sensowny zbiór fotek; wybrano ok. 25 %. Pomimo selekcji i opracowania wiele z nich jest marnej jakości; robione „z łódki w biegu” mają błędy ostrości, obiekty architektoniczne fotografowano przy przypadkowym oświetleniu (trudno było czekać np. 8 godzin na oświetlenie fasady katedry wieczornym słońcem; dodatkowo w pochmurny dzień), wnętrza (na ogół słabo oświetlone) fotografowano „z wolnej ręki” przy maksymalnej czułości matrycy (wysoki poziom „szumów”); Czytelników oglądających galerię prosimy o wyrozumiałość. Galeria jest dostępna pod linkiem Zdjęcia 2015 - 2015-Rejs Ewa3, natomiast pod "linkiem" TU!!! jest dostępna galeria w lepszej rozdzielczości na platformie Google.