Iwona i Marek Tarczyńscy


NURTEM SCHENGEN 2016
REJS NA MALTĘ I DOOKOŁA ADRIATYKU
25.06 – 9.08.2016


Tegoroczny rejs zakończył nasz żeglarski program, Nurtem Schengen, który realizowaliśmy przez ostatnie 7 lat. Do zdobycia mieliśmy jeszcze bandery Słowenii i Malty, zamykające listę państw morskich, uczestniczących w traktacie Schengen.
Załoga: Iwona i Marek Tarczyńscy, tym razem bez suczki Mili, która wcześniej pożegnała ten świat.
Jacht: Cerberyna –Mila 3, konstrukcji duńskiej, z 1975 r., Supero 800, z silnikiem stacjonarnym Yanmar 3YM20, dł. 8 m, szer. 2,70, wyporność 2,8 t, zan. 1,4 m. slup 36 m2.
Jacht przewieźliśmy drogą lądową do portu Koper w Słowenii i tu przez 3 dni przygotowywaliśmy go do rejsu, płacąc w marinie po 31 E za dobę postoju i 60 E za wodowanie.


Rejs rozpoczęliśmy 25.06, wypływając w 35 stopniowym upale, przy wietrze z SW, 2 – 3B, biorąc kurs z portu KOPER na włoską wyspę CERTOSA, położoną w archipelagu WENECJI. Płynęliśmy praktycznie jednym halsem przez całą szerokość Zatoki Weneckiej. Dystans 85 Mm pokonaliśmy w 17 godzin. Z Certosy tramwajem wodnym udaliśmy się do centrum Wenecji. Była niedziela. Tłumy turystów, zachwycających się przesławnymi zabytkami, wypełniały place i zaułki. Cały dzień krążyliśmy po historycznym centrum miasta.
Rano bierzemy kurs na Anconę, z postojami w portach: GARIBALDI, RAVENNA, PESARO. Apenińskie wybrzeże Adriatyku to trudny akwen do żeglowania, zwłaszcza przy ograniczonej widoczności. Wody przybrzeżne zastawione są całymi koloniami łapek na kraby lub innych instalacji ichtiologiczno – rybackich. Dalej „pierwsza linia” wież wiertniczych, później wenecki tor statków frachtowych i w centralnej części morza wielkie enklawy instalacji wydobywczych i przesyłowych ropy i gazu. Kiedy cała ta struktura zaczyna o zmierzchu „świecić” żeglarzowi robi się bardzo niekomfortowo. Dodatkowo całą tę panoramę świateł wzbogacają liczne stateczki żółtej floty, zaopatrującej niemałą armię „nafciarzy”.
30.06. docieramy do ANCONY. Wiatr z SE, ale bardzo słaby. Marina wielka, na 1000 stanowisk. W folderach brak jakiejkolwiek informacji o wyzwoleniu miasta w 1944 r. przez II Korpus Polski gen. Andersa.
Żeglując 1.07. do uroczego SAN BENEDETTO (wiatr ciągle ten sam, z SE i S, tym razem 3 - 4B) w dalszym ciągu widzimy zamiast jachtów wyłącznie wieże wiertnicze. W marinie pomagał nam Tomek z Gdańska, który tu trzyma motorówkę. Podobno od 10 lat nie było w Benedetto polskiego jachtu. Wieczorem w miasteczku deptaki pełne, sklepy otwarte, restauracje i bary oblężone. Czuć atmosferę wakacji.
Odcinek do mariny PESCARA pokonujemy 2.07. przy wietrze 3 - 4B z SE i E. Dziś we Włoszech wielkie święto, bo Włochy grają w ćwierćfinale z Niemcami, w ramach EURO. W tutejszym Jacht –Klubie można oglądać transmisję za 15 E, ale rezygnujemy.
5.07. dopływamy, po cięciwie zatoki Golfo di Manfredonia, do BARI (uprzednio zatrzymując się w TERMOLI i VIESTE; drogę do Vieste pokonywaliśmy na samej genui, przy wysokiej fali, wietrze z NW, 3 - 4B). Żeglowanie na południowo – zachodnim Adriatyku staje się znacznie przyjemniejsze. Nie ma tu takiej ilości wież wiertniczych, pojawił się natomiast prąd brzegowy, ciągnący się na południe do cieśniny Otranto, mocno nas wspomagający. W Bari cumowaliśmy w Uniwersyteckim Centrum Sportu, na peryferiach miasta. Jak dotąd płacimy tu najtaniej, 15 E/noc, podczas gdy standard to 30 - 35 E. W Bari pierwsze kroki kierujemy do bazyliki San Nicolo, gdzie znajduje się w głównym ołtarzu sarkofag Bony Sforzy. Robimy zdjęcia. Dozorca kościoła zdecydowanie próbuje odgonić nas od ołtarza, ale Marek stanowczo i głośno oznajmia, że Bona była naszą polską królową i jako Polacy mamy prawo fotografować jej grobowiec. W Bari zachwycają nie tylko zabytkowe budowle, ale także parki i ogrody, molo San Antonio, port i marina. Nic dziwnego, że Bona w zimnym Krakowie tęskniła do pięknego, rodzinnego i ciepłego Bari.
Z Bari płyniemy do BRINDISI, cały czas z wiatrem z NE, 2 - 5B. Południowy Adriatyk jest znacznie głębszy od północnego i to powoduje, że zmienił się kolor wody ze szmaragdowego na ciemnoniebieski atrament. Wejście do mariny jest przez obszerny awanport, zamykany przez potężną fortalicję. W czasie II wojny światowej Brindisi był portem zaopatrzenia dla aliantów.
8.07, znowu przy wietrze z NE, 3 - 4B, robimy przeskok i wchodzimy do otwartego portu OTRANTO. Wiatr nakładał się na silny tu prąd brzegowy i wywoływał wysoką, długą falę, mocno wzdłużnie kołyszącą jachtem. W prywatnej marinie brak miejsc. Guardia Costierra stanowczo lokuje nas na kotwicowisku, na wprost otwartego morza. Całą noc krótka, agresywna fala nieprzyjemnie szarpała jachtem – odpoczynek z głowy. O świcie, wymęczeni, ruszyliśmy, naokoło obcasa włoskiego buta, do naszej ulubionej sprzed 6 laty mariny SANTA MARIA di LEUCA, leżącej już na Morzu Jońskim od strony Zatoki Tarenckiej. W biurze znaleźli ślad naszego pobytu 6 lat temu. Nad wieczorem idziemy do tego samego baru, co przed 6 laty, na naleśniki. Takie same dobre. Miasto oblegane przez turystów. Plaże pełne, restauracje także. Czujemy się szczęśliwi.
Rano, 10.07.przy wietrze z NW, 2 - 4B, ostrym bajdewindem idziemy, po cięciwie Zatoki Tarenckiej, na pełnych żaglach, kursem wprost na port CROTONE, Od czasu do czasu wiatr zakręca i silnie dmucha z Morza Jońskiego. To typowe zjawisko dla miejsc, gdzie stykają się wielkie akweny. Jachtów znacznie więcej niż na Adriatyku – płyną w różne strony. Marina Crotone, w stosunku do stanu sprzed 6 laty, całkowicie przebudowana.
Z Crotone bierzemy kurs na Sycylię przez porty: LE CASTELLA za półwyspem Rizutto (tu spotykamy wielki jacht, wrzucony na skały – dziób głęboko w wodzie, rufa zaczepiona na skale, łopoczące resztki żagli; widok przejmujący), ROCELLA IONICA, do którego płynęliśmy przy wietrze z SW, po cięciwie zatoki Golfo di Squillace. Na piaszczystych brzegach tysiące ludzi – plażują się w Kalabrii. W biurze Rocella Ionica dostajemy 7E rabatu, bo pokazaliśmy fakturę za nocleg sprzed 6 laty. Port lśni nowoczesnością: wygodne pomosty, pizzeria, restauracja, sklepik spożywczy.
Początkowo zamierzaliśmy dopłynąć do portu Saline Joniche, na samym „nosku” włoskiego buta i stąd przeskoczyć na Sycylię. Niestety, port był zasypany piachem i zmuszeni byliśmy płynąć do REGGIO di CALABRIA, 10 Mm bliżej Cieśniny Messyńskiej
Z Reggio przeszliśmy, przecinając tor żeglugowy statków, na SYCYLIĘ. Wiatr kręcił w różne strony, fala wysoka. Płynęło się nieprzyjemnie. Ok. 13.00 przyszedł szkwał spadowy z N. Fale przekroczyły 4 m, żegluga była ciężka. Widać było, że wielki wpływ na zawirowania wiatru odgrywa tu potężny masyw Etny. Wieczorem, przy wciąż tężejącym wietrze, stanęliśmy w porcie CATANIA. To był początek sztormu, bo następnego dnia (15.07) wiało z S z siłą 28 w, w porywach do 35 w. Zwiedziliśmy miasto i podziwialiśmy monumentalny widok pobliskiej Etny. Lawę z wulkanu wykorzystywano jako materiał do odbudowywania domów, zniszczonych przez erupcję.
16.07. o 9.00, gdy przycichł silny wiatr, popłynęliśmy po cięciwie Zatoki Katańskiej i Zatoki Augusta, do SYRAKUZ. Wiało jeszcze do 5B, z NW, więc żeglowaliśmy na samej genui, osiągając dobre 5 w. Syrakuzy, odkryte w 734r. p. n. e. przez kolonistów z Koryntu, panowały bezkonkurencyjnie 200 lat, jako najlepiej ufortyfikowane przez Greków miasto. Tu, w Syrakuzach, ma swą tragiczną kartę Archimedes. Zginął, zamordowany przez rzymskich żołnierzy, w czasie II wojny punickiej. Na Placu Archimedesa, przy historycznej fontannie, zjedliśmy znakomitą pizzę, po czym kilka godzin wędrowaliśmy po przeuroczych zaułkach starożytnego miasta. W drodze na Maltę cumowaliśmy jeszcze w sycylijskim porcie MARZAMEMI, do którego prowadzi trudne, skaliste wejście. Miasteczko nastawione na turystów - pensjonaty, restauracje, kawiarnie, sklepy z lokalnymi specjałami.
Stąd, mijając Port Palo, na południowo – wschodnim cyplu Sycylii, 18.07. ruszamy na Maltę. Upał. Wiatr z N i NW, 4 - 5B, pozwala płynąć baksztagiem na pełnych żaglach Nasz kurs przez Cieśninę Maltańską przecina się z torem wodnym statków, więc wzmagamy czujność. W czasie całego przebiegu ok. 66 Mm osiągamy imponującą, jak na nasze możliwości, średnią szybkość 5,5 w, to znaczy, że momentami płyniemy 8 i więcej węzłów. Przed wieczorem zacumowaliśmy w Creek Msida Marinie, największej i położonej w centrum stolicy Malty - VALECCIE (1 noc 42,80E).
Cały następny dzień zwiedzamy Valettę. Jedziemy na Stare Miasto autobusem (1 osoba 2E, bilet ważny 2 godz.). Od 1979 r. Malta jest państwem neutralnym, od 2004 r. wstąpiła do UE. W paru punktach Valetty jest audiowizualna prezentacja „Malta 5D”, pokazująca historię Malty oraz jej sąsiednich wysp, Gozo i Comino. W Ogrodzie Pamięci sfotografowaliśmy polski akcent: w 1942 r. niszczyciel „Kujawiak” natknął się na minę i w pobliżu Malty poszedł na dno. Zginęło 13 polskich marynarzy. W Saluting Battery żołnierz codziennie oddaje z armaty o 12.00 i 16.00 salut na cześć poległych w wojnach. Nie zapomnimy uroku Valetty, jej zabytków, wspaniałej kawy. Wracając klimatyzowanym autobusem z powrotem do mariny – przegapiliśmy przystanek. W efekcie przejechaliśmy Maltę aż do zachodniego krańca wyspy. Zobaczyliśmy, jak żyją ludzie „na prowincji”. Rolnictwo ubożuchne. Za to wyspa jest siedliskiem światowego kapitału finansowego. Stali mieszkańcy (mieszańcy różnych ras) zatrudnieni są głównie w obsłudze turystyki. Mimo maltańskich atrakcji było nam trochę smutno – kończył się bowiem program Schengen, który dostarczył nam tylu wrażeń, przeżyć i wspomnień.
20.07. rozpoczęliśmy drogę powrotną na Adriatyk, do Słowenii. Po raz drugi stanęliśmy w Marzamemi, Syrakuzach, Rocella Ionica, Crotone, St. Maria Santa di Leuca, Otranto. Odcinek z Syrakuz do Rocella Ionica (98 Mm) pokonaliśmy w znakomitym czasie 20 godzin, przy zmiennym wietrze, najpierw z NW, potem z SE i SW. Pracy z żaglami było ogromnie wiele. W ogóle żeglowanie nocą, blisko brzegu, w nieznanych stronach, to męcząca i niebezpieczna sprawa. Przy półwyspie Rizutto dalej leżał w wodzie jacht, roztrzaskany przez skały, który widzieliśmy 12 dni temu. Smutne memento. W Santa Maria di Leuca od 15.07.wzrosły ceny o 25%. Wiadomo, szczyt sezonu. Obok nas cumował tu wielki motorowy jacht z Valetty – pewnie jakiegoś milionera. Całą drogę, z Valetty do Otranto, Marek poświęcał się rozpracowywaniu trasy Odyseusza, wiodącej z wyspy bogini Calipso do kraju Feaków, czyli z Malty do greckiej wyspy Korfu. .
26.07. w porcie Otranto (płynęliśmy do niego przy silnym, przeciwnym wietrze z N, 5B) udało się nam zdobyć miejsce przy kei, a nie na kotwicowisku. W porcie Otranto przeszliśmy szczegółową kontrolę Guardii Costierra, która odprawiała nas do Albanii. Okazało się, że sterniczy patent Iwony, która prowadzi sprawy portowe, nie wystarczał i trzeba było odszukać kapitański patent Marka, aby uzyskać Raportino Di Arrivo nr 135/16, chociaż w rubryce Patente Nautica widnieje wymóg Master/Skipper. Potraktowaliśmy to jako przykład urzędniczej czujności migracyjnej. Natomiast w zupełności zadawalające było ubezpieczenie jachtu na kwotę 50 tys. PLN, którą potem zakwestionowano w Czarnogórze. Wiele jachtów stało na kotwicowisku, w tym okazały motorowiec z Valetty.
Z Otranto we Włoszech ruszyliśmy do Albanii, przez cieśninę Otranto, na bałkański brzeg Adriatyku, do portu VLORE. Towarzyszyły nam duże fale, wypiętrzające się na długim rozbiegu, wiatr z NW, 4 - 5B. Płynęliśmy szybko w dużych przechyłach, pokonując 50 milowy dystans w 11 godzin. Port Vlore w starym, komunistycznym stylu, dodatkowo w budowie. Stoimy zupełnie sami. Kurz, brud, pracują dźwigi. Świadczeń żadnych. Opłata przez agenta 70E, w tym 50 E stała opłata portowa i 20E za postój jachtu. Po ponownym sprawdzeniu dokumentów dostaliśmy promesę do następnego portu w Albanii, do DURRES. Tu historia się powtarza: agent, kontrola, postój 70E i promesa do portu Bar w Czarnogórze. Obok był nowy port rybacki i marina, ale tam nas nie wpuścili. Staliśmy obok budynku kapitanatu, przy hałdzie miału węglowego i przy pracujących całą noc dźwigach przeładunkowych.
Z Durres odbiliśmy do portu Bar w Czarnogórze, płynąc po cięciwie zatoki Pellg i Drinit, przy wietrze z SE, 3 - 4B. W porcie BAR nie otrzymaliśmy winiety na pobyt, ponieważ nasz jacht był ubezpieczony tylko na 50 tys. PLN. Musielibyśmy mieć ubezpieczenie na… 800 tys. E. Ponieważ nie chcieliśmy się zgodzić na doubezpieczenie jachtu do kwoty 800 tys. E, nie otrzymujemy winiety. Musimy opuścić szybko Czarnogórę (co uczyniliśmy następnego dnia rano) i płynąć do Chorwacji. Spełzł na niczym zamiar zwiedzenia twierdzy w Kotorze.
Do Dubrownika żeglowaliśmy przy bardzo słabym wietrze, ze zmiennych kierunków. Większość trasy na samym silniku. Upał wielki. 30.07. weszliśmy pierwszy raz do mariny ACI (Adriatic Croatia International) w DUBROWNIKU. Okazało się, że na policji i w kapitanacie portu w GRUŻ (5 km od mariny ACI) musimy załatwić winietę na pobyt w Chorwacji. Wykupiliśmy winietę na 8 dni za 460 KUN (7,5 KUN=1E). Ponownie wróciliśmy do mariny i tam o 21.00 zacumowaliśmy przy pontonie D. Jedna noc 46 E. Drogo! W marinach ACI (jest ich w Chorwacji 22) można płacić w KUN -ach, E i kartą. Nazajutrz pojechaliśmy autobusem do centrum miasta (1 bilet 15 KUN). Stary Dubrownik lokowany był w XIV w. Położony jest na skałach, między morzem a górami. Robi wrażenie. Do dziś pozostały do Starego Miasta 3 bramy: wschodnia Ploce Gate, północna Buza Gate i zachodnia Pile Gate. W marinie w „gotowości bojowej” stoi kilkadziesiąt jachtów do wynajęcia.
Z Dubrownika wybraliśmy trasę na wyspę KORCULA. Niektórzy badacze uważają, że to właśnie na tej wyspie znajdowała się siedziba bogini Calipso i tu przebywał u niej Odyseusz. Wyspa urocza, ale wersja o pobycie Odyseusza nie trafiła do naszego przekonania.
W drodze mieliśmy b. korzystny wiatr z SE, 3 - 4B. W marinie nie było miejsc, więc stanęliśmy na kotwicy w sąsiedniej, głębokiej zatoce. Z nami wiele jachtów, m. in. polski katamaran z Jacht Klubu z Sopotu.
Płynąc wzdłuż najdłuższej w Chorwacji wyspy Hvar (wiatr z SE, 3 -4B) trzeba było bardzo uważać, bo z naprzeciwka szło dużo jachtów– ruch jak na Mazurach. O 14.00, po przejściu cieśniny między wyspami Brač i Solta, uderzył wiatr z NW, o sile 5 - 6B, zrywając wysoką, nieprzyjemną falę. 12 Mm forsowaliśmy 5 godzin. W marinie ACI w TROGIRZE zapłaciliśmy za noc aż 50 E. Sąsiadowaliśmy z katamaranem z Sopotu (POL 14973). Załoga nawet nie odpowiedziała na pozdrowienie. To przykre. Trogir od 1997 r. jest zapisany w światowym rejestrze zabytków UNESCO jako miasto zabytek. Absolutnie warte tego. Przypominało nam Medieval City w Carcassonne z tą różnicą, że na Starym Mieście w Trogirze mieszkają ludzie, a Medieval City to wyłącznie zabytek. Nigdzie w Chorwacji nie spotkaliśmy tylu Polaków, co w Trogirze. Piękne przyciąga.
Z Trogiru pożeglowaliśmy w rejon archipelagu wysp Ŝibenika, wciąż w kierunku Słowenii. Zmienny wiatr nie ułatwiał płynięcia. Niestety, głównie na silniku. Na szczęście byliśmy w obszarze dość silnego prądu, który nadawał nam szybkość 5,5 w. Po 14.00 rozpoczął się okres silnego wiatru, ale my już cumowaliśmy przy nabrzeżu na wyspie ŻIRJE. Do nocy wiał silny wiatr, a fale mocno rzucały łódką. Poznaliśmy Niemca z Hamburga, który wymienił nam E na KUNY. Miał jacht, kupiony w Polsce w latach 90 – tych.
4.08, żeglując między malowniczymi wysepkami i skałkami, dotarliśmy, na mocno skróconych żaglach, na kolejną wyspę DUGI OTOK i zakotwiczyliśmy w porcie BRBINJ. Po drodze wielki ruch czarterowanych jachtów – masowe, „niedzielne pływanie”. Port Brbinj, wg GPS-u i Almanachu, miał mieć rozbudowaną infrastrukturę – nie było nic. Po południu słyszymy z nabrzeżnych zarośli śpiew cykad, a wieczorem obserwujemy dzikie, czarne owce, liżące sól osiadłą na skałach. Ocieramy się przecież o granicę rezerwatu w parku narodowym na Dugim Otoku.
Przed nami następna wyspa LOŜINJ, na którą płyniemy od wczesnego ranka. Wiatr z SE, w porywach do 5B. Po 12.00 stanęliśmy na kotwicowisku w zatoce ČIKAT. Zatoka była płytka i otwarta na wiatry z morza. Z wolna zaczęły nadciągać chmury, a po godzinie spadł deszcz, po raz drugi w tym rejsie. O 18.00, w związku z tężejącym wiatrem od strony morza, zdecydowaliśmy się przejść do mariny MALI LOŜINJ, położonej w osłoniętej zatoce, z jednym wąskim wejściem. To nie była dobra decyzja. W zatoce byliśmy o 20.00, akurat, gdy zaczęła się burza z ulewnym deszczem. W marinie nie było miejsca, więc stanęliśmy dziobem przy starym, betonowym pirsie, pełnym zardzewiałego żelastwa. Deszcz lał jak z cebra, biły pioruny, a od błyskawic było jasno jak w dzień. Rzucamy rufową kotwicę i stajemy metr od betonowego nabrzeża. Po ½ godzinie dmuchnęło 34 w na dopychanie. Pod naporem wiatru kotwica zaczęła puszczać i łódka niebezpiecznie zbliżała się do betonu. Wybieranie liny kotwicznej niewiele pomagało. Trzeba było zapalać silnik i odchodzić na wodę, bo do rana rozbiłoby nas o pogruchotane betony. Zerwaliśmy kotwicę i wyszliśmy wstecznym na pełną zatokę. Była godz. 22.00, lał deszcz, biły pioruny, szalał wiatr. Z trudem podeszliśmy do oświetlonej stacji benzynowej, na zawietrznym brzegu. O 24.00, wiatr nieco przycichł i ustał deszcz - wraz z zamknięciem stacji, ruszyliśmy na nabrzeże miejskie, gdzie o 2.30 przytuliliśmy się przy wejściu do mariny. Adriatyk pokazał pazur.
W sobotę, 6.08, mimo złej prognozy, postanowiliśmy wyjść w morze. Zostawiamy po lewej burcie wyspę Susak i bierzemy kurs na cypel Półwyspu Istria. Wiatr z NE jest tak silny, a fala wysoka, że na wysokości Vele Srakane musimy zawracać. To sztorm. Szkoda jachtu i zdrowia. Stajemy na kotwicowisku, przy płd. – zach. cyplu Čunski. W nocy wieje 30 -35 w. Marek cały czas czuwa, bo dookoła skały, a w oczach mamy jacht roztrzaskany za cyplem Rizutto. Przez następny dzień stoimy na kotwicy, lecz w południe, po uzgodnieniu z kierownictwem kotwicowiska ( restauracja na brzegu) przechodzimy na żółtą boję. To zdecydowanie bezpieczniejsze, ze względu na tężejący wiatr od morza. Wieczorem dowiadujemy się, że z powodu sztormu stoimy za darmo. Miła niespodzianka.
W poniedziałek,8.08 płyniemy wreszcie na Półwysep Istria. W Kvarnerze siła wiatru wzrosła do 5B, wypiętrzyły się wysokie fale, idące od zatoki rijeckiej. Przy częściowo zwiniętej genui osiągamy momentami do 6 w. Wokół pełno jachtów, żeglujących w różne strony. Wszystko, co stało w portach w czasie 2-dniowego sztormu, wysypało się teraz na morze. O 14.00 weszliśmy do mariny VERUDA, na przedmieściach Puli. Jednakże z braku winiety (7.08 upłynął termin ważności) odesłali nas do kapitanatu portu w PULI, 4 Mm dalej na północ. Tam zdecydowano, że możemy cumować w pobliskiej marinie ACI Pula, bez kupowania kolejnej winiety aż na 8 dni (krótszego okresu nie ma), pod warunkiem, że nazajutrz odejdziemy do Słowenii. I tak się stało. Marina Pula leży w głębokiej zatoce, oddzielonej od morza długim falochronem, przypominającym falochron Carnotta w Boulogne. Pula to rzymska kopia Rzymu. Jest w niej Złota Brama i Coloseum.
We wtorek realizujemy ostatni etap rejsu z Puli do Koper w Słowenii. Idziemy w bezpiecznej odległości od brzegu (10 Mm), by nie plątać się w strefach zamkniętych i parkach narodowych. Do mariny Koper wpływamy z silnym wiatrem i stajemy na tym samym miejscu, z którego 25 czerwca rozpoczynaliśmy rejs.

 

Rejs trwał 46 dni, przepłynęliśmy blisko 2 tys. Mm (1908).
Odwiedziliśmy 6 państw: Słowenie, Włochy, Maltę, Albanię, Czarnogórę, Chorwację.
Cumowaliśmy w 39 portach, z tego w 7 portach dwa razy: Koper, Marzamemi. Syrakuzy, Rocella Ionica, Crotone, Santa Maria di Leuca, Otranto,
Poznaliśmy całą atrakcyjność apenińskiego i bałkańskiego Adriatyku.
Zamknęliśmy realizację projektu Nurtem Schengen. Tegoroczny rejs, wg sugestii Wojtka Skóry, nazwaliśmy Koroną Schengen.
Iwona i Marek Tarczyńscy


Relacja fotograficzna  Zdjęcia - Foto2016 - 2016-Rejs-IM Tarczynskich