Iwona i Marek Tarczyńscy
REJS NA HELGOLAND
10.07. - 07.08.2017
To miała być wyprawa wypoczynkowo – poznawcza, bez pośpiechu, od portu do portu, z postojami, w ewentualnym oczekiwaniu na korzystny wiatr. Cel też był nieskomplikowany – pożeglować po obcych wodach, a przy okazji odwiedzić miejsce, gdzie zmarł w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach generał Ignacy Prądzyński. Postać ważna w naszej historii. Bodaj najbardziej znany w Europie strateg polski. Odegrał wybitną rolę w wojnie z Rosją w 1831r., był znakomitym pamiętnikarzem, inżynierem i co ważne dla żeglarzy – projektantem i budowniczym Kanału Augustowskiego. Śmiertelnie chory i bardzo cierpiący przybył na Helgoland pod koniec lipca 1850 r. w nadziei, iż podratuje gasnące zdrowie kąpielami morskimi w znanym już wówczas uzdrowisku, jakim była wyspa Helgoland. Nadzieje były płonne.
W lipcu 2014 r. poznaliśmy w duńskim porciku Klintholm (wyspa Mon) żeglarską parę globtroterów z Lublina, Jadwigę i Mirosława Muchów, z jachtu Mucha. Omówiliśmy wstępnie z nimi ekspedycję w poszukiwaniu grobu generała. Teraz mieliśmy nadzieję na spotkanie, ale do kontaktu w 2017 r. niestety, nie doszło.
Zresztą pogoda zmieniła całkowicie charakter rejsu. Deszcze i sztormowe wiatry z NW spowodowały, iż trasę Szczecin – Świnoujście – Klintholm musieliśmy w Trzebieży zmienić na Wolgast – Stralsund – Gedser. dalej bez zmian: Holtenau, Cuxhaven, Helgoland. Zamiast relaksowego żeglowania większość trasy pokonywaliśmy w strugach deszczu, na maksymalnie skróconych żaglach.
I jeszcze przed dziennikiem rejsowym kilka słów o wybitnie kultowym miejscu w „przedsionku Morza Północnego”, jak mawia Jurek Kuliński, wyspie Helgoland.
Helgoland – skalista wysepka wielkości małego folwarku – 1 km2 powierzchni, ok. 3000 stałych mieszkańców. W XVIII w. sztormy i prądy pływowe oddzieliły wydmową wysepkę Düne.
Dramatyczne dzieje, opisane w pasjonującej literaturze, Okruchy Historii: Helgoland – Malutka wysepka o wielkiej historii. Zob.
http://okruchyhistorii.blogspot.com/2017/07helgoland-malutka-wysepka-o-wielkiej.html
Gdy gen. Prądzyński przybył na wyspę była ona morskim kurortem, we władaniu brytyjskim. W lipcu 1890 r. Brytyjczycy przekazali ją Niemcom, w zamian za koncesję w Zanzibarze. Od tego czasu rozpoczęło się przekształcanie jej w bazę wojenno – morską. Pracami interesował się cesarz Wilhelm II i kilkakrotnie osobiście ją odwiedzał. Do wybuchu I wojny światowej powstał port dla 90 torpedowców, osłonięte stanowiska dla okrętów podwodnych i samolotów, koszary, magazyny, składy amunicji i paliwa, szpital. Wszystko to wykute w skałach w postaci bunkrów i tuneli. Zamontowano najgroźniejsze uzbrojenie artyleryjskie, m. in. 20 dział i haubic 150 – 350 mm, 26 dział 37 -105 mm oraz gniazda karabinów maszynowych. Istniała możliwość pokrycia całej wyspy zasłonami dymnymi. Garnizon bojowy liczył ok. 4 tys. żołnierzy. Wyspa w I wojnie światowej nie odegrała ważniejszej roli, pomijając kilka drugorzędnych epizodów. Po traktacie wersalskim zdemilitaryzowana. Wrócili mieszkańcy, eksmitowani do Hamburga, a wraz z nimi pensjonaty i hotele. Znów stała się uzdrowiskiem.
W latach 1935 -1937, już pod panowaniem Hitlera i NSDAP, przeprowadzono pracę nad rewitalizacją infrastruktury wojennej. Do wybuchu II wojny światowej powiększyła się bardzo podziemna, wykuta w skałach, sieć bunkrów bojowych, koszarowych, logistycznych oraz schronów dla całej ludności i garnizonu – kilkanaście kilometrów tuneli. Uzbrojenie artyleryjskie znacznie przewyższało to z czasów I wojny. Zamontowano ponad 100 dział, od 20 mm pelotek po 305 mm działa dalekiego zasięgu. Na Düne zbudowano lotnisko dla eskadry rozpoznawczej. Główną siłę stanowiły jednak bazujące tu niszczyciele i dobrze chroniona flotylla okrętów podwodnych.
Podobnie jak poprzednio w II w ś wyspa nie odegrała większej roli. Artyleria przeciwlotnicza odpierała sporadyczne naloty. Flota zaś współdziałała w kilku udanych pomniejszych akcjach. Dramat wyspy rozegrał się 18 kwietnia 1945 r. - nad wyspą pojawiło się prawie 1000 alianckich bombowców. Blisko 700 falowo atakowało Helgoland, pozostałe Düne. Nalot trwał godzinę i 3 kwadranse, zrzucono ok. 7 tys. bomb. Powierzchnia wyspy obróciła się w perzynę, ale większość schronów i tuneli została nienaruszona. Zginęło nie więcej niż 140 osób. Po nalocie ewakuowano ok. 2 tys. cywilów. 11 maja 1945 niemiecki garnizon w sile 3200 żołnierzy opuścił wyspę. Helgoland znów objęli Brytyjczycy. Ludność cywilną wysiedlono całkowicie, a wyspa stała się poligonem lotniczym RAF. W 1947 r. zdecydowano się wysadzić wyspę w powietrze, biorąc pod uwagę, iż miała ona tendencje do samoistnego osuwania się w morze. Zgromadzono blisko 4 tys. ton materiałów wybuchowych, głównie w postaci bomb, torped, amunicji. Detonacji dokonano 18 kwietnia 1947 r. Wprawdzie wyspa została na swoim miejscu, ale spore jej kawałki osunęły się do morza, wraz z tym, co było na powierzchni, m.in. cmentarz. Nadal była poligonem. Dopiero po licznych protestach ludności i oficjalnych staraniach rządu niemieckiego 1 marca 1952 r. Brytyjczycy zwrócili ją Niemcom. Po kilkunastu latach Helgoland stał się ponownie „niemieckim klejnotem na M. Północnym”.
DZIENNIK REJSOWY 2017
CZWARTEK I PIĄTEK, 06.07.2017 i 07.07.2017
Z Załubic ruszyliśmy w czwartek o 18.30. lawetą Waldemara Karwowskiego. Dzień wcześniej dokonało się ustawienie łodzi z hangaru na lawetę przez Waldemara, pomocnika Tomka i Marka. Potem do łodzi wnosiliśmy kolejno blisko 500 kg sprzętu i prowiantu na rejs. Psy, Bella i Bombel, smętnie nas żegnały, czując, że dopiero za jakiś czas nas powitają. Podróż przebiegała bardzo sprawnie (wiadomo, prowadził profesjonalista) autostradą A2. W Strykowie o 21.00 zrobiliśmy godzinną przerwę na obiadokolację. Waldemar zna miejsca, gdzie można dobrze i tanio zjeść. W Szczecinie Dąbiu na przystani Pogoń byliśmy o…4 rano. Zbudzony bosman oświadczył, że dźwig będzie dopiero o 8.00. Czekaliśmy więc do tej godziny. Operacja opuszczenia jachtu na wodę i podniesienia masztu przebiegła niezbyt sprawnie, bowiem urwana została cała podstawa wiatromierza wraz z przewodami. Szkoda. Praca dźwigu kosztowała 240 PLN. Zamówiliśmy cumowanie przez 3 noce (1 dzień 50 PLN). Cały dzień zajmowaliśmy się klarowaniem łodzi. Obiad zjedliśmy na jachcie.
SOBOTA, 08.07.2017
Marek po śniadaniu dalej klaruje łódź i sprawdza silnik. Aż do wieczora. Pogoda zmienna: raz ulewa, raz słońce. Ja pojechałam 3 przystanki autobusem linii 872 do Ronda Ułanów Podolskich. Tam zrobiłam zakupy w „Biedronce”, kupiłam też swojskie wędliny oraz E w kantorze na poczcie. W drodze powrotnej z przystanku, w wielkiej ulewie, wracałam z zakupami do jachtu. W jachcie obiad i kolacja. W marinie, mimo że sezon w pełni i dni weekendowe, marazm. Prawie bez ruchu jachtów.
NIEDZIELA, 09.07.2017
Nareszcie pogodne niebo. Okazuje się, że światła tricolor i kotwiczne też nie palą. Po południu, po zatankowaniu paliwa w pobliskiej stacji, pojechaliśmy do miasta, na Wały Chrobrego. Zjedliśmy obiad - Marek wybrał jak zwykle schabowy. Gwarno, kolorowo, upalna niedziela w Szczecinie. Wieczorem Marek naprawił oświetlenie nawigacyjne. Jutro ruszamy.
PONIEDZIAŁEK, 10.07.2017
WY (wyjście): godz. 9.30, marina Pogoń Szczecin Dąbie
WE (wejście): godz.14.00, marina Trzebież
Dystans: 17 Mm
Wypłynęliśmy z mariny Pogoń w słońcu. Szliśmy oznaczonym szlakiem do Kaczej Wyspy. Ok. godz. 11.30 weszliśmy na tor wodny (prawie 40 stóp głęboki). Po 13.00 niebo zrobiło się granatowe, zagrzmiało. Potem była kolej na ulewę. W strugach deszczu wzięliśmy kurs na marinę Trzebież. Tu stanęliśmy burtą przy nabrzeżu, gdzie cumowały głównie duńskie i niemieckie jachty. Przed 16.00 w kapitanacie (marina zarządzana przez Szczeciński Urząd Morski) opłaciliśmy 1 dobę. Wyszło 16,97 PLN. Taniocha! Teren zadbany, są toalety, prąd, brak darmowego internetu. Po obiedzie w pobliskiej restauracji „Portowej”, zwiedzeniu miasteczka, spenetrowaliśmy teren, będący kiedyś własnością Ośrodka Żeglarskiego PZŻ. Zniszczony, brudny, z olbrzymim wolnym basenem dla prawie 100 jachtów. Gdzie przepadły czasy żeglarskiej świetności Trzebieży? Prognoza pogody zła, więc postanawiamy płynąć nie przez Świnoujście i Sassnitz, lecz przez Stralsund. Zawsze to wody osłonięte.
WTOREK, 11.07.2017
WY: godz.9.00, marina Trzebież
WE: godz.19.50, most Wolgast
Dystans: 46 Mm
Na Zalewie Szczecińskim wiatr z W oraz z NW, ale nie tak silny, jak zapowiadano. Sporą część trasy musieliśmy przejść na silniku. Ruch polskich jachtów mały. Za to jachty niemieckie idą grupami po kilka sztuk, w miarę jak otwierają się mosty w Zecheriner i Wolgast. Ogółem dużo Niemców, trochę Duńczyków, trafia się Szwed. O 15.00 mijamy resztki cesarskiego mostu i wchodzimy na Penestrom. Po godzinnym oczekiwaniu o 16.50 przechodzimy most w Zecheriner. Od tego mostu towarzyszy nam bezprzestannie do Stralsundu biało czerwony wycieczkowiec ze Szwajcarii, „Katerine von Born”. Od tego czasu zaczęła się paskudna pogoda. Wiatr przeciwny i deszcz. Niedaleko od Wolgast dopadła nas burza z piorunami i szkwałem 6-7B. Około 20.00 stanęliśmy przed mostem w Wolgast, obok polskiego jachtu Meltemi. Tu zostajemy na noc.
ŚRODA, 12.07.2017
WY: godz.12.50, most Wolgast
WE: godz.18.50, marina Neuhof
Dystans: 35 Mm
Śpimy długo. Hafenmeister skasował za postój 10E, bez WC i prądu. Odwiedzamy po śniadaniu miasteczko, które kiedyś było ważnym ośrodkiem Słowiańszczyzny i nazywało się Wołogoszcz. Świeci słońce. Czekamy do 12.50 na otwarcie mostu. Przechodzimy go wraz ze sporą grupą jachtów niemieckich. W ½ godz. potem zaczęła się ulewa, trwająca do wieczora. Zabezpieczyliśmy się przed deszczem postawionym tentem (budą). To zdecydowanie lepsza ochrona, ale żeglować można tylko na genui. W Zatoce Greifswaldzkiej zostaliśmy sami, bo większość jachtów skręciła do mariny Kröslin. Ciemno, leje deszcz. Początkowo idziemy oznakowanym torem. Potem musimy określić swoje położenie i wykreślić kurs, bo ze względu na mgłę nie da się nawigować na oko. Po 17.00 osiągamy zwężenie Stralsundzie - Strelasund i przed 19.00, przy silnym wietrze, wchodzimy do mariny Neuhof, w której staliśmy 8 lat temu. Jest prąd, woda, WC, darmowy internet. Za noc płacimy 15E.
CZWARTEK, 13.07.2017
WY: godz.14.00, marina Neuhof
WE: godz.18.00, marina Barthöf
Dystans: 14 Mm
W nocy ulewa i silny, porywisty wiatr. W jachcie zaczynamy marznąć. Barometr leci gwałtownie w górę. Wiatr gwiżdże w wantach coraz mocniej. Śpimy do 9.00. Wychodzimy z mariny o 14.00, by zdążyć na otwarcie mostu w Stralsundzie o 15.20. Wszystkie jachty po otwarciu mostu skierowały się do pobliskiej mariny. My wytyczonym szlakiem płyniemy do Barthöf. Fala duża, wiatr porywisty z NW. Idziemy na silniku przez całą zatokę Kubitzer Bodden między wielkimi płyciznami. O 18.00 stajemy w Barthöf. Jest prąd, WC, prysznice, woda. Jedna noc 16E.
PIĄTEK, 14.07.2017
WY: godz.7.15, marina Barthöf
WE: godz.17.00, port Gedser, Dania
Dystans: 48 Mm
Z mariny wychodzimy torem wodnym na przesmyk bałtycki, zwany Beck. Ze względu na płyciznę Parku Narodowego Zingst nie możemy wziąć od razu kursu na port Gedser. Trzeba przejść 2 Mm na N i dopiero skręcić na 2800. Wiatr słaby, z NW. Potem nawet zaświeciło słońce. Akwen Parku Narodowego był zaraz po II wojnie składowiskiem amunicji. Z tego powodu wyłączony jest z rybołówstwa i turystyki. O 12.00 osiągnęliśmy wysokość przylądka Darser Ort. Jednakże, ze względu na dużą odległość, nie było szansy, by odwiedzić miejsce, w którym w 2009 r. spędziliśmy dramatycznie sztormową noc. Ok. 15.00 zaczęliśmy przekraczać tor wodny, dziś wyjątkowo ruchliwy i to zarówno w kierunku portów bałtyckich, jak i Kanału Kilońskiego. O 16.00 nawigowaliśmy na wejściowe boje do Gedser. Zgłosiliśmy do hafenmeistera swoje przybycie. Marina mieści się za głównym portem, w zatoce. Stanęliśmy na pomoście gościnnym. Za noc (w maszynie kasującej) zapłaciliśmy 130 DKK. Mamy prąd, wodę, internet. Wokół zieleń, cisza i spokój.
SOBOTA, 15.07.2017
WY: godz.5.15, port Gedser, Dania
WE: godz.17.45, port Heiligenhafen, Niemcy
Dystans: 40 Mm
Z portu wychodzimy na zatokę. Ok. 11.30 mijamy rozległą kolonię wiatraków. Jest słonecznie, wieje z NW, 3B. O 15.00 z dala widzimy most w Fehmarn, który przechodzimy w półtorej godziny później. Duży ruch na wodzie w obydwie strony. Postanowiliśmy wejść do miejskiej mariny w Heiligenhafen. Szukaliśmy długo miejsca, wreszcie stanęliśmy na pomoście gościnnym, wśród dużych jachtów. Dostajemy sms: Colonel, Prezes SAJ, stoi Tequillą przy pomoście 5, stanowisko 59. Okazuje się, że widzieli nas w porcie, jak szukaliśmy miejsca, nawet wołali do nas. Umawiamy się w restauracji w marinie. W biurze opłata za 1 noc 12E (woda, prąd, ale internet płatny). Przed spotkaniem przeszliśmy nabrzeże. Moc ludzi, kramy, muzyka. Święto w miasteczku pełną parą. W restauracji okazało się, że Colonel czeka na zmianę załogi, a potem płynie do Danii przez wyspę Fehmarn. Na naszą prośbę opowiadał o rodzinie Mamy (Chramcowie, szczególnie zasłużeni dla Zakopanego), znanej żeglarki Teresy Remiszewskiej. W sierpniu Andrzej jedzie do Międzychodu. Tam się Mama urodziła i tam w sierpniu urządzają Dzień Teresy. Czas szybko minął, zrobiło się późno. Jutro załoga Tequilli płynie do Danii, my do Laboe.
NIEDZIELA, 16.07.2017
WY: godz.7.30, port Heiligenhafen
WE: godz.18.00, kotwicowisko na 87 km Kanału Kilońskiego
Dystans: 38 Mm
Z Heiligenhafen początkowo szliśmy półwiatrem (wiatr 4B z S). Niestety, potem przyszła ulewa i wiatr prosto w nos z W. Fale duże, mgła, widoczność słaba. Żegluga ciężka, męcząca. Jesteśmy totalnie przemoczeni. Za cyplem w Zatoce Kilońskiej trzeba było zachować wysoką czujność, bo z różnych stron krzyżowały się kursy jachtów, promów, statków frachtowych, zmierzających do śluzy w Holtenau. Śluzę przechodzimy w rzęsistym deszczu, w dużej grupie jachtów i stajemy na kotwicowisku 5 Mm od śluzy, na 87 km Kanału Kilońskiego. Kotwicowisko ma stanowiska dla jachtów w dalbach, ustawionych na środku zatoczki. Mokro, nieprzyjemnie, pokład śliski. Nie płacimy nic.
PONIEDZIAŁEK, 17.07.2017
WY: godz.11.30, kotwicowisko na 87 km Kanału Kilońskiego
WE: godz.21.00, śluza Giselau, 40 km Kanału Kilońskiego
Dystans: 32 Mm
Wiatr silny, znów w nos, nie pozwalający na szybkie płynięcie. Nie ma deszczu, a nawet pojawia się słońce. Z niecierpliwością dążymy do śluzy Giselau, zbudowanej w 1937 r. Staliśmy w niej, na odnowionych już pomostach, 4 lata temu, w czasie gdy śluzowaliśmy się na rzekę Eider. Jest czysto, lecz komarów dużo. Z usług tylko WC, ale postój bezpłatny. Z nami stoi wieczorem 15 jachtów. Regulamin zezwala stać tylko jedną noc.
WTOREK, 18.07.2017
WY: godz.8.30, śluza Giselau, 40 km Kanału Kilońskiego
WE: godz.13.20, marina miejska przy śluzie w Brunsbüttel
Dystans: 23 Mm
W słońcu opuszczamy Giselau. Zdążamy do Brunsbüttel, gdzie mamy odwiedzić Małgosię Powałowską, bratanicę Marka. Za postój w marinie płacimy 8E, w tym prąd, woda, WC. Patrik, syn Małgosi, przyjeżdża po nas po 15.00. Zaliczamy rodzinny obiad, a na kolację Patrik podaje łososia z grilla na specjalnej desce. Taką deskę dostaliśmy w prezencie. To jeden z wyrobów firmowych Patrika. Prowadzi pełną parą internetowy sklep Finnwerk, z właśnie m. in. takimi deskami, patelniami woki, nożami, siekierkami, a nawet z saunami ogrodowymi. Grillowanie łososia na desce to dziś hit niemieckiej rekreacji działkowej i turystycznej. Również my przeszliśmy u Patrika i jego przyjaciela Karola przyspieszony kurs grillowania łososia. Poszło nam całkiem sprawnie. Ok. 21.00 Patrik z Jackiem, mężem Małgosi, mieli nas odwieźć do jachtu. Niestety, Małgosia dostała silnych ataków bólu, cierpiała bardzo. Wezwane pogotowie zawiozło Ją do szpitala. Na jacht wróciliśmy o 1.00 w nocy. Przy naszej burcie stał przycumowany duński jacht.
ŚRODA, 19.07.2017
WY: godz.10.15, marina miejska przy śluzie w Brunsbüttel
WE: godz.13.45, Jacht Klub SVC Cuxhaven
Dystans: 17 Mm
Rano zgłosiliśmy śluzowanie na 13 kanale VKF. Przeszliśmy małą śluzę z parunastoma jachtami. W dużej śluzie obok lokowały się wielkie statki. Większość jachtów ze śluzy kierowała się na Cuxhaven. Wyszliśmy w czasie wysokiej wody. Wiatr z SE, 4B, korzystny i pozwalający na płynięcie baksztagiem. W czasie, gdy cumowaliśmy, zerwał się silny wiatr i przeszła gwałtowna burza. W nocy znowu ulewa i pioruny. Za postój płacimy 13E. Mamy WC, prąd, wodę. Marina zatłoczona, otoczenie przyjazne. Marek zlokalizował warsztat serwisu Yanmara, do którego jutro zadzwonimy. Małgosia Powałowska zostaje w szpitalu w Brunsbüttel jeszcze parę dni. Diagnoza ostateczna: otworzone, krwawiące wrzody żołądka. Wieczorem przeglądamy materiały, dotyczące żeglugi z Cuxhaven na Helgoland, głównie aktualne tabele pływów, Nautical Almanach z 2011 r. i Jurka Kulińskiego, Przedsionek Morza Północnego, 1999.
CZWARTEK, 20.07.2017
WY: godz.10.50 , Jacht Klub SVC Cuxhaven
WE: godz. 17.45, Helgoland, marina Südhafen
Dystans: 37 Mm
Rano byliśmy w serwisie Yanmara. Umówiliśmy się na najbliższy poniedziałek, godz. 8.00 na to, by podnieść łódkę, sprawdzić przekładnię i wymienić w niej olej. Wychodzimy z portu w 20 minut po rozpoczęciu wysokiej wody. Za nami mrowie, prawie 20 jachtów. Wszystkie kierują się na N. Wiatr z SE, 14-16 w. Idziemy szybko baksztagiem i półwiatrem. Niebo pochmurne, siąpi deszcz, ale wiatr nie słabnie. Przy okazji płynięcia przeprowadziliśmy próbę (pomyślną) uruchomienia silnika zaburtowego, Yamaha 4 KM. W drodze mija nas, okazało się że też na Helgoland, holenderski żaglowiec z wielkim plakatem na okoliczność 500-lecia reformacji Marcina Lutra. Na Helgolandzie port Südhafen zatłoczony do niemożliwości. Stajemy na czwartego burta w burtę. Nie sięga nas prąd i woda. Ale jest klimat! Dostajemy wiadomość z Polski: odszedł Bombel, 14-letni ulubieniec Marka. Był chory na serce. Pochowali go tam, gdzie go znaleźli, czyli w jaśminach, przy górnych schodach do domu. To drugi pies, po Mili, który odchodził, gdy my byliśmy daleko. Żal…
PIĄTEK, 21.07.2017
Stoimy. Rano w biurze opłaciliśmy postój za 2 noce (1 noc 12E). WC i prysznice płatne osobno. Pogoda piękna, grzeje słońce, niebo bezchmurne. Penetrujemy ślady pobytu na tej wyspie gen. Ignacego Prądzyńskiego, który przyjechał tu „do wód” i zmarł 4 sierpnia 1850 r. Po śniadaniu kolejno:
- zwiedzamy sąsiednią wyspę Düne; tam płyniemy stateczkiem kursowym, 5E /1 osoba, w tym bilet powrotny. Wyspa ma wspaniałą plażę, z wydzielonym miejscem dla fok, lotnisko, mini-golf, małe jeziorko z kampusem, wiele bungalowów na wynajęcie. Po piaszczystych wydmach prowadzą drewniane chodniki. Roślinność wydmowa starannie utrzymana. Nas szczególnie interesowało Miejsce Pamięci, w które w 1952 r. ekshumowano i przeniesiono prochy z istniejącego wówczas na wyspie Helgoland cmentarza, zniszczonego w czasie nalotu dywanowego, a następnie próby wysadzenia wyspy w powietrze. Okazały dzwon w Miejscu Pamięci ma służyć wywoływaniu pamięci duchów tych, co tu spoczywają w bratniej mogile. Marek uderzył w dzwon, by przywołać ducha generała Prądzyńskiego. Na potężny dźwięk odpowiedziało tylko kwilenie mew. Przez moment staliśmy w dziwnym, podniosłym skupieniu,
- fotografujemy płytę przy porcie, poświęconą pamięci generała Prądzyńskiego. Napisy w języku polskim i niemieckim. W sąsiedztwie popiersie Heinricha Hoffmana, twórcy wiersza, stanowiącego późniejszy hymn narodowy Niemiec, płyta poety Heinricha Heinego i płyta na cześć przebywającego tu w 1890 r. cesarza Wilhelma II. Pomysł upamiętnienia generała wysunął pół wieku temu dr inż. Janusz Grochulski, dyrektor Centralnego Urzędu Gospodarki Wodnej. W 2000 r. temat podjęło Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Wodnych i Melioracyjnych. W 2004 r. przedsięwzięcie zrealizowano, przy współudziale wielu polskich instytucji i stowarzyszeń oraz władz Helgolandu.
- zwiedzamy położone na górnym poziomie wyspy (kolejna kaskada) kościół katolicki Św. Michała, istniejący 20 lat i stary kościół ewangelicki Św. Mikołaja. W tym ostatnim trwa remont. W miejscu starego cmentarza dziś jest cmentarz nowy, a stare nagrobki poukładane są wzdłuż muru cmentarnego, podczas gdy prochy ich właścicieli przeniesiono na wyspę Düne. Wśród tych nagrobków nie odnaleźliśmy, niestety, nagrobka gen. Prądzyńskiego. Jak wiadomo już w 1890 r. , w czasie próby sprowadzenia prochów generała do kraju, nie udało się ustalić miejsca jego pochówku. Do ksiąg parafialnych nie mamy dostępu, bo do jesieni trwa remont w kancelarii,
- poszukujemy w Muzeum Helgoland starych, rybackich domów. Niestety, zaraz po wojnie zniszczone zostały wszystkie zabudowania wyspy, jakie przetrwały bombardowania. Współczesne domy, piękne, kolorowe, zaczęły powstawać od 1952 r., gdy na Helgoland powróciło życie, a wraz z nim ludzie. W muzeum sfotografowaliśmy ciekawą kabinę kąpielową na kołach, w której, w ramach kuracji, wwożono pacjenta do morza, by moczył się w wodzie i inhalował jod. W pobliżu Muzeum działa ośrodek sportowo - rekreacyjny,
- spacerujemy po tętniącym życiem, gwarnym deptaku, pełnym sklepów głównie z whisky i perfumami, obserwujemy grupki kobiet i dziewczynek w ludowych strojach Insulanów, kupujemy flagę Helgoland, pijemy kawę i sok w ulicznej kawiarence. Odwiedzamy Długą Annę, idąc wzdłuż czerwonych klifów.
Ogólna refleksja: Helgoland to aktualnie wyspa szczęśliwa, perełka w koronie Niemiec. Mimo swych dramatycznych dziejów potrafiła zrobić się mekką turystów. Pensjonaty o najróżniejszym standardzie kuszą przyjezdnych. Kaskadowa zabudowa wyspy, czerwone klify, soczysta zieleń, wkomponowany w to ciąg różnokolorowych, małych domków – wywierają na przybyszu niepowtarzalne wrażenie. Chcielibyśmy powrócić kiedyś na Helgoland.
Co wiemy, a czego nie wiemy o pobycie i śmierci generała Prądzyńskiego na Helgolandzie:
Przybył na wyspę pod koniec lipca 1850 r. Początkowo przebywał w pensjonacie, z którego z powodu uciążliwości (jęków) przeniesiono go do rybackiej chaty. W chacie znajdował się pod opieką dwóch miejscowych rybaczek i rodaczki p. Niemirycz. Odbył pewną ilość kąpieli morskich.
Co do śmierci generała istnieją 2 wersje. Jedna z nich mówi, że zmarł w pełni świadomości w chacie rybackiej w obecności kilku osób. Inna, że utonął w czasie kąpieli. Dziś nie da się ani potwierdzić, ani odrzucić żadnej z nich. Jeśli generał utonął to być może ciało nie zostało w ogóle wyłowione z morza, a pogrzeb jeśli był, to miał charakter symboliczny. Jeśli zaś prochy generała spoczęły na cmentarzu helgolandzkim, to mogiła pozostawiona bez opieki przestała istnieć, a po wybuchu w 1947 r. wraz z cmentarzem, osunęły się do morza.
Nie można wykluczyć, że prochy generała spoczywają nadal wśród nieodnalezionych szczątków na cmentarzu przykościelnym lub że przeniesione zostały na wyspę Düne.
Mamy pewną wskazówkę do dalszych poszukiwań – w 1850 r. przyjaciel gen. I. Prądzyńskiego, pruski gen. Wilhelm Willisen, został dowódcą armii w Schlezwig – Holsteinie i z tego tytułu mógł w swoich papierach pozostawić jakąś wzmiankę o śmierci gen. Prądzyńskiego.
SOBOTA, 22.07.2017
WY: godz.6.10, Helgoland, marina Südhafen
WE: godz. 13.00, Jacht Klub SVC Cuxhaven
Dystans: 37 Mm
Z Helgoland wychodziliśmy w 17 minut po rozpoczęciu przypływu. Przez 6 godzin powinniśmy płynąć z przyjaznym prądem. Wiatr silny, 14-18 w, początkowo z SE, przechodzący stopniowo na S i SW. Cały czas szliśmy ostrym bajdewindem, najpierw lewego halsu, a od połowy drogi prawego halsu. Gdy przybiliśmy do mariny lunęło potężnie. Za noc płacimy 17E (w tym nocleg 13E, 2 kąpiele 4E).
NIEDZIELA, 23.07.2017
WY: godz.12.30, Jacht Klub SVC Cuxhaven
WE: godz. 13.02, Marina City Cuxhaven
Dystans: 0,5 Mm
Jeszcze na niskiej wodzie przemieściliśmy się do sąsiedniej mariny City, z której jutro bezpośrednio popłyniemy do dźwigu warsztatu. Przechodziliśmy przez otwierany co ½ godz. most (zgłoszenie VKF 69). Pospacerowaliśmy wokół kramów odbywającego się dziś Fishmarketu w godz. 9.00 – 18.00 w starym porcie rybackim. Było tam wszystko: odzież, buty, regionalne przysmaki, mała gastronomia, a nawet karuzela. Marek kupił maczetę za 5E, oczywiście zrobioną w Chinach. Zjedliśmy świetne, gorące placki ziemniaczane z musem jabłkowym. Wczoraj i dziś odbywa się w Cuxhaven „Deichbrandt” Festival An Der Nordsee, z udziałem do 50 tys. widzów.
PONIEDZIAŁEK, 24.07.2017
Stoimy w Marinie City. Przed 8.00 jesteśmy już przy nabrzeżu serwisu Boots-und Schiffswerft. Zaraz dźwig podniósł jacht i postawił go na łożu. O 10.00 przyszedł specjalista Yanmara Erhard Hauschke, który za przegląd i mycie trybów przekładni wziął 195 E oraz 18 E za 2,2 l oleju. O 14.00 dźwig opuścił jacht na wodę. W biurze serwisu zapłaciliśmy za 2 noce (1 noc 15E), ponieważ dziś do Brunsbüttel, przy przeciwnym prądzie, nie popłyniemy. Mamy czas na relaks.
WTOREK, 25.07.2017
WY: godz.11.00, Marina City Cuxhaven
WE: godz. 14.00, marina miejska przy śluzie w Brunsbüttel
Dystans: 17 Mm
O 11.00 przechodzimy pod otwartym mostem i wypływamy ze starego portu rybackiego na roztokę Łaby. Druga godzina przypływu daje korzystny prąd pływowy do 6 w, ale warunki są fatalne. Wieje z SE 4B, w porywach do 7- najostrzejszy bajdewind. Cały czas wspieramy się silnikiem. Z niskich, czarnych chmur siecze ulewny deszcz. W kilka minut przemokliśmy do suchej nitki. W kokpicie podłoga pływa, jak flisacka tratwa. Widzialność niewiększa niż 350 m. Na torze wodnym pędzą w obydwie strony wielkie frachtowce. W śluzie (zgłosiliśmy wejście VKF kanał 13) staliśmy burtą przy niemieckiej motorówce. Jachtów było ok. 20, z tego my i kilka innych zakręciło do przyśluzowej mariny, reszta poszła na Holtenau. Deszcz bez przerwy padał do wieczora. Opłata za noc w marinie 5,50E. Ok. 17.00 Jacek Powałowski zabrał nas do domu na wspaniały obiad, przygotowany przez Małgosię. O 23.00 Małgosia i Jacek odwieźli nas na jacht. Wręczyli nam na drogę potężną wałówkę. Marka dorwały korzonki i lumbago. To rezultat bezprzestannego moknięcia.
ŚRODA, 26.07.2017
WY: godz.9.15, marina miejska przy śluzie w Brunsbüttel
WE: godz. 16.40, Rader Insel, marina na 67 km Kanału Kilońskiego
Dystans: 38 Mm
Opuszczając marinę mieliśmy przed sobą ciężkie, ołowiane chmury. Ok. 12.00 zaczęło przebłyskiwać słońce. Jak znikało zaraz robiło się zimno. Wiatr z NE, bardzo niekorzystny. Marinę Rader Insel pamiętamy z rejsu w 2009 roku, kiedy wracaliśmy Fokusem-650 z Paryża. Nocowaliśmy w niej, a Marek chwalił przyległe tereny jako przyjazne na spacery z Milą. Biuro hafenmeistera było zamknięte, ale z cenników wynikało, że zapłacimy za noc 10E. Jest woda, prąd, WC, internet. Dziś składamy życzenia wszystkim znanym nam Annom i Hannom.
CZWARTEK, 27.07.2017
WY: godz.10.00, Rader Insel, marina na 67 km Kanału Kilońskiego
WE: godz. 15.00, Laboe, marina Baltic Bay
Dystans: 21 Mm
O 8.00 zbudził nas hafenmeister. Bardzo miły, zainkasował opłatę zgodnie z cennikiem, tj. 10E. Pogoda pochmurna, deszcz początkowo nie padał. Wiatr z SW. Płyniemy na silniku i genui. O 13.30 wchodzimy w rejon wyczekiwania śluzy Holtenau. Zgłaszamy na VKF, kanał 12, wejście do śluzy. W czasie oczekiwania lunął deszcz i dmuchnęło 5B. Cumowanie w śluzie było bardzo trudne. W marinie Baltic Bay hafenmeister ustawił nas przy stegu A, miejsce 13. 8 lat temu staliśmy tu na miejscu 19. Napłynęły wspomnienia tamtych dni. Była z nami Mila. Za noc płacimy 15,50E. W tej marinie staliśmy także w 2013 r., bo tu dowiózł nas na lawecie Maciej, kierowca od Cezarego Duchnika. Marina zatłoczona po brzegi. Pochmurno i zimno.
PIĄTEK, 28.07.2017
WY: godz.8.00, Laboe, marina Baltic Bay
WE: godz. 16.30, Yachthafen Burgtiefe, wyspa Fehmarn
Dystans: 41 Mm
Do 12.30 wiatr z SW, silny, świeci słońce. Idziemy baksztagiem. Żegluga doskonała. Jachtów dużo. Potem wiatr zmienił kierunek na NW. Ok. 14.00 co chwilę nękały nas szkwały i dotkliwa ulewa. Spływaliśmy wodą. Marek maksymalnie skrócił żagle, bo istniała obawa, że tak silny wiatr (w szkwałach 6-7B) uszkodzi je. Zmoczeni, zziębnięci dotarliśmy po południu do Burgtiefe, wraz z kolumną jachtów. Chcieliśmy pierwotnie stanąć w sąsiednim Burgstaaken, ale z daleka widać było, że marina była zatłoczona. Burgtiefe, wielki, nowoczesny port, miał sporo wolnych miejsc. Hafenmeister (czynny do 19.00) przyjął opłatę za 2 noce = 23E (1 noc 11,50E). Jest prąd, WC, prysznic, internet. Stoimy stag V, miejsce 33, burtą do pomostu. Wiatr silny, leje deszcz. Marek, przeziębiony, przyjął grypowe leki. Za dużo wiatru i wilgoci. Zaraz po wyjściu z Laboe odezwał się Andrzej Remiszewski, prezes SAJ. Jest w Heiligenhafen, jutro jedzie do domu. Szkoda, że się znów nie zobaczymy, tak jak 2 tygodnie temu. Ponieważ musimy się spieszyć do Polski – nie mogliśmy stanąć w Heiligenhafen. Andrzej polecał Burg. Postanowiliśmy go zwiedzić. Zresztą na sobotę zapowiedziano sztormową pogodę i ciągłą ulewę. Było nam miło, że wieczorem Andrzej sprawdził, czy jesteśmy w Burgu cali i zdrowi. Chyba po prostu niepokoił się o członków SAJ.
SOBOTA, 29.07.2017
Stoimy w Burgtiefe. Całą noc lało i sztormowo wiało. Marek w nocy poprawiał cumy, bo wiatr za mocno dociskał do pomostu. Zrobiłam zakupy w sąsiednim sklepiku (tylko za gotówkę). Mieliśmy zamiar jechać autobusem do centrum Burgu, ale Marek nie nadawał się do turystyki, a sama nie chciałam Go zostawiać. Po południu w supermarkecie pobrałam z bankomatu pieniądze, zrobiłam dodatkowe zakupy. Z historii Burgu wynika, że od 2003 r. miasto jest stolicą wyspy Fehmarn. W XVII wieku toczyła się tu bitwa morska, duńsko – szwedzka. Zwyciężyli Szwedzi. Wyspa posiada dużą elektrownię wiatrową, jedną z największych w Niemczech. Po południu deszcz padał do wieczora, z krótkimi przerwami, ale wiatr był nadal silny. Niebo pełne chmur wiatrowych i wodonośnych, mimo, że barometr idzie w górę.
NIEDZIELA, 30.07.2017
WY: godz.9.15, Yachthafen Burgtiefe, wyspa Fehmarn
WE: godz. 15.00, port Gedser, Dania
Dystans: 29 Mm
Wyszliśmy z portu w momencie, jak ołowiane chmury zasnuły niebo. Wiatr z SE, 13 w. O 11.00 dopadła nas tęga burza. Cały czas mokro i deszczowo. W parę minut po przybiciu na pomost gościnny w Gedser - znów nadeszła burza, z hukiem i wielkim deszczem. Zrobiło się ciemno. Jak przeszła ulewa opłaciłam w automacie postój za 1 noc (190 DKK), z prysznicami. Podczas wieczornego spaceru wdychaliśmy nasączone ozonem powietrze. Jest cicho i miło. Spotkaliśmy Norwega z białą maleńką cziłłałą za pazuchą. Był w Polsce w Łodzi, we Wrocławiu, Pile i Szczecinie. Jest cicho i miło.
PONIEDZIAŁEK, 31.07.2017
WY: godz.7.50, port Gedser, Dania
WE: godz. 18.00, marina City Stralsund
Dystans: 57 Mm
Rano niebo zachmurzone, siąpi deszcz. Zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Wiatr z NW, zmieniający się pod koniec żeglugi w NE. Po 12.00 wyszło słońce, zrobiło się ciepło. Ok. 14.00 na torze wodnym statków uciekaliśmy przed szybkim promem. Szliśmy przez wody Parku Narodowego Zings, a następnie wytyczonym szlakiem, mając w ręku locyjkę Jurka Kulińskiego, Göteborg, Oslofjord i całkiem blisko, 2004 r. która bardzo ułatwia przejście między płyciznami przesmyku Beck. Kierunek – najpierw Barhöft, a potem na południe Stralsund. W marinie City staliśmy na pomoście gościnnym (steg 8), obok polskiego jachtu Nathan z Gdyni, POL 6996. Za noc zapłaciliśmy 13,50E, w tym prąd i WC. Wieczorem poszliśmy oglądać stojącego na nabrzeżu „Towariszcza”, żaglowca z 1933 r., na stałe tu cumującego. Niemcy odkupili go od Anglików. Jeszcze wcześniej był własnością Ukrainy. Dziś stanowi atrakcyjny obiekt turystyczny. Członek naszego klubu, Jehor Savin, był w załodze tego żaglowca, w czasie, gdy Ukraińcy zostawili go po awarii w angielskim porcie. Do ZSRR trafił jako składnik niemieckich reparacji.
WTOREK, 01.08.2017
WY: godz.8.15, marina City Stralsund
WE: godz. 18.00, marina MOSIR Świnoujście
Dystans: 56 Mm
O 8.20 otwierano most. Przechodziliśmy go z grupą jachtów, oczywiście w deszczu, z wiatrem z E, niezbyt mocnym. Dopiero ok. 12.00 niebo zrobiło się niebieskie, pokazało się słońce, świat stał się piękny. Przed 14.00 wytyczonym szlakiem z Zatoki Greifswaldzkiej przechodzimy na Zatokę Pomorską i płyniemy ostrym bajdewindem do Świnoujścia. Wiatr z E, coraz mocniejszy. O 17.00, w 73 rocznicę Powstania Warszawskiego, odśpiewaliśmy „Pałacyk Michla”. Przed wejściem do mariny zgłaszamy na UKF 74 swoje przybycie. Wskazują nam pomost 10, na samym końcu. Opłata za noc: 37 PLN, w tym 5 prąd. Jeżeli zostaje się na 2 noce – należy uiścić opłatę klimatyczną od każdej osoby na jachcie, koniecznie gotówką. Kto to wymyślił?
Cieszymy się, że jesteśmy w Polsce. Tylko czemu tu, w Świnoujściu, chmary komarów?
ŚRODA, 02.08.2017
WY: godz.8.45, marina MOSIR Świnoujście
WE: godz. 18.30, marina Kołobrzeg
Dystans: 55 Mm
Mgła, wiatr z NW, 3B. Na morzu pusto, jachtów nie widać. Dlaczego? Deszcz zacina całą drogę. W Kołobrzegu zgłaszamy w porcie swoje wejście (VKF 12) i kierujemy się do mariny, części wydzielonej dla gości. Ładne pontony, jest woda, prąd, darmowy internet, miła obsługa. Podobno teren ten został oddany do użytku rok temu. Za noc płacimy 30 PLN + 5 prąd. Wieczorem oglądamy okolice, zupełnie różne od tych, które widzieliśmy 3 lata temu. W pobliskiej tawernie, na wyspie Solnej, obserwujemy, jak w takt disco polo, zachęcani przez solistę, tańczą starzy i młodzi. Jest wesoło, wokół piwo, sezon w pełni. Na jutrzejszą trasę mamy komunikat Biura Hydrograficznego Marynarki Wojennej, że w pobliżu Ustki zamknięty będzie jedynie obszar 6c w godz. 8-14. Stosownie do tego wytyczamy kurs do Ustki. Naszym sąsiadem okazuje się być kapitan Zakrzewski, armator Bavarii MISTER WIND, POL 6770, mieszkający we Wrocławiu, a trzymający jacht w Kamieniu Pomorskim. Czyta portal SSI, ale do niego nie pisze.
CZWARTEK, 03.08.2017
WY: godz.8.00, marina Kołobrzeg
WE: godz. 17.45, marina Ustka
Dystans: 55 Mm
Wychodzimy z portu w deszczu i gęstej mgle. Wiatr słaby. Po 9.00 zaczęło wiać 4B z SE. Od 13.00 co ½ godz. pojawiały się silne szkwały z SW, 5-6B, zrywające wysoką falę. Do portu w Ustce i mariny (zgłoszenie VKF 12) wchodziliśmy z bardzo silnym wiatrem i wysokimi falami. Trafiliśmy na otwartą kładkę. Uprzejmy bosman wskazał miejsce, dał koordynaty do WC i internetu, informator turystyczny o Ustce, pokazał blok prądowy i wodny. Zainkasował za naszą łódkę 30 PLN. Basen jachtowy to wydzielone miejsce z Y-boomami dla ok. 20 jachtów. Są też miejsca postojowe burtą dla dużych łódek. Dokładnie tak, jak opisał to rok temu Jurek Kuliński, w ramach audytu portów naszego bałtyckiego wybrzeża. Otrzymany informator zachęca do zwiedzania Ustki i okolic, chwali niepowtarzalność tego regionu (najlepszy w Polsce!). Wieczorem odbyliśmy spacer. Gwar, szum, turystów moc. Kupiliśmy reklamowane tu, w ramach usteckich przysmaków, ręcznie robione krówki. Późnym wieczorem przeszła gwałtowna burza, z ulewą. Waliły pioruny.
PIĄTEK, 04.08.2017
WY: godz.8.35, marina Ustka
WE: godz. 14.00, marina Łeba
Dystans: 31 Mm
Wyszliśmy tak (zgłoszenie UKF 12), by przejść o 8.20 przez otwarta kładkę. Niestety, coś w mechanizmie się zacięło, bo monterzy działali na wysokości i kładkę otworzono 15 minut później. Przy zgłaszaniu wyjścia kapitan portu przypomniał, że przez obszar Słowińskiego Parku Narodowego trzeba płynąć 2 Mm od brzegu. Takie ustanowili przepisy. Wcześniej Marek, gdy wytyczał kurs dzisiejszej żeglugi, przyjął odległość 10 Mm od granicy Parku. Zafalowanie morza bardzo duże, wiatr silny, z SW, a po 12.00 z W, 5, nawet do 6B. Łódka dzielnie poczynała sobie z falami, żagle, maksymalnie skrócone, ciągnęły, rytmiczne przechyły, przy schodzeniu z grzbietu fal, powodowały przemieszczanie rzeczy wewnątrz jachtu. Na szczęście nie padał deszcz. Do basenu portowego Łeby (uprzednio zgłosiliśmy przybycie na UKF 12) wejście, przy tak silnym wietrze i wielkich falach, było bardzo trudne. Bosman w marinie czekał na nas i od razu wskazał miejsce. Czworonogi Bosmanek, już 17-letni, kiedyś współtowarzysz Mili w portowych harcach, dziś siwobrody staruszek. Opłata za noc najwyższa z wszystkich tegorocznych marin na polskim wybrzeżu: 40 PLN + 10 prąd. Vis a vis nas stoi MECHATEK II, jacht Krystyny Chojnowskiej Listkiewicz i jej męża. Właśnie zaobserwowaliśmy ich powrót z miasta. Po południu, zgodnie z prognozą, wiatr jeszcze silniejszy niż rano. Ale nie pada, jest ciepło. Zaliczając kolejną 4-tą przystań jachtową na Bałtyku przypominamy sobie, jakimi drogami prowadziliśmy Milę na spacer, jak wiernie towarzyszyła nam w naszych rejsach. Żal…
SOBOTA, 05.08.2017
Sztormowa pogoda. Stoimy. Chodzimy po starych szlakach naszych pieszych wędrówek z Milą. Las przybrzeżny zmężniał, tratwa Andrzeja Urbańczyka się rozleciała, warsztat szkutniczy w porcie został zlikwidowany. W mieście dużo turystów. Robimy zakupy w „Biedronce”. Na ulicy Powstańców Warszawy pod murem znicze i biało-czerwone kwiaty, położone 1 sierpnia w 73 rocznicę powstania warszawskiego. W bosmanacie opłacamy kolejną noc = 40 PLN + 10 prąd. Wieczorem idziemy na chwilę zadumy pod krzyż, stojący po zachodniej stronie kanału portowego i poświęcony tym, którzy nie powrócili z morza: rybakom, marynarzom, żeglarzom. Specjalna tabliczka wspomina ofiary „Güstloffa”, storpedowanego w pobliżu Łeby w 1945 r.
NIEDZIELA, 06.08.2017
WY: godz.5.30, marina Łeba
WE: godz.11.30, port Władysławowo
Dystans: 37 Mm
Z portu wychodzimy z wiatrem z SW, 5, w szkwałach do 7B. Wiatr, choć bardzo silny, nie jest tak dotkliwy, jak krótkie, strome i wysokie fale, które nieustannie spychają rufę. Sprzątamy grota i idziemy na kawałku genui. Fale szczególnie przykre są w rejonie przylądka Rozewie. Przed Władysławowem wiatr nieco zelżał. Do portu wchodzimy, wykonując rytualne okrążenie zachodniego falochronu. Jachty zagraniczne nie robią tego manewru, tylko idą na przełaj i wychodzi im to dobrze. We Władysławowie realizujemy program, który nam zasugerował Prezes SAJ. Przede wszystkim udajemy się do Sanktuarium Matki Boskiej Swarzewskiej (MBS). Wszystkie nasze wyprawy Karolina, siostra Marka, powierzyła tej patronce. Od tego czasu obrazek MBS powiesiliśmy na ściance jachtu, przy chronometrze i barometrze. Wykonaliśmy dawno zaległą powinność. Kolejno przechodzimy Aleję Gwiazd: sportowców, trenerów, sprawozdawców. Szczególnie wymowne jest uczczenie himalaistów, którym zafundowano granitowe szczyty Himalajów. Przy szczytach nazwiska ich zdobywców. Z dziedziny żeglarskiej wybijają się dwie panie: Krystyna Chojnowska- Listkiewicz i Zofia Klepacka. A gdzie Gwiazda pierwszej Polki, która przepłynęła w 1972 r. Atlantyk, Teresy Remiszewskiej? W pobliskiej Przystani Pod Strzechą zjedliśmy rekomendowany żurek polski (9 PLN), a wracając do portu zafundowaliśmy sobie ukraiński faszerowany pierog, który sprzedawały dziewczyny z Równego. Nad wieczorem administrator portu pobiera opłatę 14,76 PLN tylko za prąd. Toaleta płatna, przy bosmanacie. Ponieważ obowiązuje ostrzeżenie o sztormie – nie pobierana jest podstawowa opłata postojowa. W miasteczku turystów tłumy, plaże, mimo silnego wiatru, dosłownie oblężone.
PONIEDZIAŁEK, 07.08.2017
WY: godz. 7.00, port Władysławowo
WE: godz. 13.00, Górki Zachodnie, przystań Akademickiego Klubu Morskiego
Dystans: 34,5 Mm
Wyszliśmy z portu wraz ze słońcem i z bardzo zimnym wiatrem z SW, 4 do 5B. Dziwne, bo to wiatr z południa. Płynie się baksztagiem, na samej genui, nawet przyjemnie, bo fale niezbyt wysokie. Na Zatoce Gdańskiej zupełnie spokojnie. Obserwując z wody piękną panoramę Trójmiasta zdajemy sobie sprawę, że to właśnie tu rozpoczęła się błyskotliwa, a zarazem dramatyczna kariera wojskowa i inżynierska Ignacego Prądzyńskiego. W 1808 r. niespełna 17 letni Prądzyński, jako sierżant 11 pułku piechoty Księstwa Warszawskiego, znalazł się z pułkiem w Oliwie, w przysposobionym na koszary klasztorze oliwskim. Zwiedzanie potężnych fortyfikacji Gdańska rozbudziło w nim pragnienie studiów inżynierskich w zakresie budownictwa obronnego. Po kilkunastu latach osiągnął w tej dziedzinie ogromną wiedzę i praktykę, które pozwoliły mu wpływać na bieg narodowych losów. „Jego myśli i czyny przyjęła Polska do skarbnicy swoich tradycji narodowych” – napisał prof. Czesław Bloch.
Przed główkami portu włączamy silnik. Jacht wpada w wibrację. Bosman AKM, Jasiek, powitał nas serdecznie, wskazał miejsce cumowania burtą. Opłata za 1 noc (z prądem) 45 PLN. Podrożało w stosunku do tego, co płaciłam 2 lata temu. W Narodowym Centrum Żeglarstwa zamówiliśmy na jutro dźwig, który ma położyć maszt i podnieść jacht na lawetę. Nabrzeże spokojne, ciche. Po południu Marek rozpoczął klarowanie łodzi przed podróżą.
TO KONIEC REJSU!!! TROCHĘ SZKODA, TROCHĘ ŻAL.
WTOREK, 08.08.2017, ŚRODA , 09.08.2017
WY: godz. 16.00, Górki Zachodnie, przystań Akademickiego Klubu Morskiego
WE: godz. 1.00, hangar Nowe Załubice, gmina Radzymin
Od południa czekamy na przyjazd Waldemara. Przy sadowieniu łodzi na lawetę Marek zauważył niewielki kawałek nylonowej siatki, wczepionej w śrubę. W drodze do domu zjedliśmy smaczny obiad (kartacze) we wskazanym przez Waldemara zajeździe ”Holandia”.
Rejs trwał 29 dni. Przepłynęliśmy 856 Mm przez 3 kraje. Zaliczyliśmy 22 porty, dwukrotnie: Cuxhafen, Gedser, Brunsbüttel.
Zdjęcia z rejsu w można obejrzeć w dziale ZDJĘCIA - ZDJĘCIA 2017 - 2017-Rejs IM Tarczynscy